Inkwizytor(136)
–Tak bardzo boicie się Corpus Carus? Przeraża was, że oni przejmą księgi? Dlaczego? Przecież nie są wrogami naszej wiary.
–Corpus Carus jest bractwem starszym, niż ci się zdaje – wyjaśnił ten okaleczony człowiek. – Od czasów średniowiecznych cieszyło się przychylnością części prałatów i dlatego mogło działać z ukrycia. Masoneria wewnątrz Kościoła nie jest dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza gdy próbuje go kontrolować, umieszczając swych ludzi na kluczowych stanowiskach w hierarchii kościelnej.
–Nadal nie wiem, co was tak w tym przeraża… – odparłem.
–Boimy się, że pochłoną ich ciemności – odparł enigmatycznie Evola.
391
–Ciemności? Znasz kogoś z Corpus Carus, kogo można by uznać za zwolennika ciemności?–Na przykład ojca Piera Del Grandę – rzekł Evola – duchowego mistrza Waszej Ekscelencji.
–Gdybyś miał zaszczyt poznać go osobiście, wiedziałbyś, że to bezpodstawne oskarżenie.
–Był z Corpus Carus.
–Był dobrym człowiekiem.
–Nie cieszą mnie cudze nieszczęścia, ale w tym przypadku jestem wdzięczny niebiosom za jego śmierć.
Poczułem, jak wzbiera we mnie niepohamowany gniew. Opanowałem się z trudem i pogardliwie wzruszyłem ramionami, mówiąc:
–To, że jego już nie ma, niczego nie zmienia. Nauki mistrza żyją w jego uczniach.
–Owszem, jego śmierć dużo zmienia! Był świetnym propagatorem swej doktryny i trudno będzie go zastąpić…
–Może nie umarł, może Corpus sfingowało tę śmierć, żeby go chronić, i teraz, ukryty gdzieś w bezpiecznym miejscu, czeka na moment, kiedy będzie mógł powrócić, żeby… – przerwałem, bo Evola patrzył na mnie z niedowierzaniem i czymś w rodzaju współczucia.
–Zapewniam Waszą Ekscelencję, że nie żyje… Ja go zabiłem – powiedział z zimną krwią. Oszołomiło mnie to wyznanie, tymczasem Evola napawał się moim cierpieniem. – Był zbyt ślepy, biedaczysko, żeby się bronić. Próbował ze mną rozmawiać, kiedy podcinałem mu gardło. „Kościół zażąda uregulowania rachunków", mruknął. Upadł na kolana w swej alkowie i skręcał się z bólu na podłodze, a życie uchodziło z niego wraz z krwią, tryskającą z szyi. Przyznaję, że ciężko było mi patrzeć, jak cierpi…
Nie dałem mu dokończyć zdania; oślepiony gniewem rzuciłem się na niego, ale Neapolitańczyk zawczasu przewidział taką reakcję, był bowiem uzbrojony.
–Stój! Co robisz?! – krzyknął, wyciągając sztylet z rękawa
392
habitu i przystawiając mi go do twarzy, żeby uspokoić mą wściekłość. – Aż tak boli prawda? – ciągnął. – Siadaj, bracie DeGrasso! Popłynęło już dość dużo krwi i nie mam ochoty brudzić noża twoją.–Przyszedłeś, żeby mi opowiedzieć, jak zabiłeś mojego mistrza? – spytałem, wracając powoli na swoje miejsce. – Żeby się zemścić? Czego chcesz? Zemsty?
–Już powiedziałem: przyszedłem negocjować.
–Szkoda, że za słabo uderzyłem cię wtedy na statku. Powinienem był cię zabić. Świat by tylko na tym zyskał.
–Rzeczywiście, mogłeś to zrobić. Tylko w ten sposób uwolniłbyś się ode mnie i miałbyś teraz spokój. Porozmawiajmy, bracie DeGrasso – powiedział Evola, chowając sztylet. Ukryłem twarz w dłoniach. To było nie do zniesienia. Musiałem rozmawiać z mordercą mojego umiłowanego mistrza; ten odrażający, zdeformowany i okrutny osobnik był moim interlokutorem.
–Dobrze, Evola. Słucham.
–Zadałem sobie trochę trudu – zaczął Evola – żeby poszperać w twoim życiu prywatnym i znalazłem coś, co dla innych jest może bez znaczenia… A mnie się wydaje, że jest to coś, co postawi Waszą Ekscelencję między młotem a kowadłem…
–Starczy tej gadaniny, proszę konkretnie! – przerwałem zniecierpliwiony. Miałem już dość tego dziwoląga.
–Znasz Raffaellę D'Alema? – kontynuował Evola. Podszedł bliżej i musiałem opuścić głowę, tak bardzo cuchnęło mu z ust. Nie odpowiedziałem, więc mówił dalej: – Wiem, że odwiedziła cię w rzymskim więzieniu. Mógłbym pominąć ten fakt, ale to nie w moim stylu. Zwłaszcza gdy sprawdziłem, że sporo zapłaciła, żeby cię zobaczyć i zapewnić ci lepsze traktowanie.
–Skąd masz tę wiadomość? – zapytałem, pełen niepokoju o dziewczynę.
–Sądzisz, że Iuliano nic nie wie o łapówkach za możliwość
393
odwiedzenia więźnia? To kardynał decyduje, kogo strażnik może wpuścić, a kogo nie. Zresztą rozmawiałem również ze strażnikiem, trochę się opierał, ale musiał odpowiedzieć na moje pytania.–Zrobił jej krzywdę?