Reading Online Novel

Inkwizytor(138)



Giulio Battista Evola skierował się do wyjścia i głośno zawołał, żeby strażnik otworzył drzwi. Był to właściwy moment, żeby poprosić go o przysługę.

–Mam specjalną prośbę.

Evola przystanął i odwrócił się w moją stronę.

–Prośbę osobistą?

–Tak.

–Słucham – rzekł Neapolitańczyk.

Patrzyłem na niego przez chwilę, zanim się odezwałem, i próbowałem zapanować nad wściekłością, że muszę poprosić go o pomoc.

–Chciałbym, żebyś przekazał Raffaelli coś ode mnie. –





396





Poszukałem na szyi łańcuszka z Przenajświętszą Dziewicą, który mi kiedyś podarowała. Zdjąłem go i dałem mu do ręki. Popatrzył na medalik ledwo widoczny w słabym świetle i pokręcił przecząco głową. – Błagam cię, na miłość Boską, żebyś zawiózł ten łańcuszek do Rzymu. Będzie dla niej światełkiem w utrapieniu – nalegałem, próbując go przekonać. Evola rzucił medalik na podłogę.–Nie trać cennego czasu – poradził. – Jedno twoje słowo może być światełkiem dla małej D'Alemy; ty możesz ją uratować, a nie medalik. Zaufaj mi, choć wiem, ile cię to kosztuje. W gruncie rzeczy mamy ze sobą coś wspólnego; obaj jesteśmy wierni naszym przekonaniom, walczymy o ducha wiary i walka o władzę budzi w nas wstręt.

–Ty trzymasz z kardynałami florenckimi – powiedziałem oskarżycielskim tonem, podnosząc medalik.

–Nieprawda. Jestem po stronie Kościoła. W dniu, w którym Florentyńczycy zejdą z drogi wiary, rozpocznę z nimi walkę. Obaj myślimy o Kościele z równą pasją, choć w różny sposób. Uważasz mnie za sadystę, krzywdziciela i mordercę… Nie jestem wysłannikiem piekieł. Jestem tak samo wrażliwy jak ty.

–Dość zręcznie ukrywasz tę wrażliwość – odparłem z ironią.

–Naprawdę myślisz, że brak mi uczuć? Wiesz, co by się z tobą stało, gdybym nie zaproponował, że osobiście zajmę się twoją sprawą?

–Nie wiem.

–Damian Wołchowicz był gotów zastosować tortury, żeby wyciągnąć z ciebie informacje o księgach. Poprosiłem kardynała Iuliana, żeby pozwolił mi działać po mojemu i, oczywiście, uzyskałem zgodę.

–Wydaje mi się dziwne, że postawił na ciebie, a nie na inkwizytora. – Kim jest ten kaleka, że cieszy się specjalnymi względami Iuliana?

–Wołchowicz to zarozumialec i nietaktowny głupiec. Kardynał dobrze o tym wie. Mając do czynienia z tak delikatną





397





sprawą, wolał wybrać mnie, bo potrafię uzyskać to, co trzeba, bez użycia siły.–Dlaczego chcesz oszczędzić mi tortur?

–Bo w pewnym sensie czuję dla ciebie podziw – stwierdził Evola, zaskakując mnie po raz kolejny. – Sądzę, że ty też byś to dla mnie zrobił. Bardzo mi przykro, że musiałem zabić twojego mistrza, ale to było jedyne wyjście. Powtarzam: choć ty i ja wybraliśmy różne drogi, łączy nas miłość do Kościoła. Zresztą, zważywszy na nasze charaktery, możemy być wobec siebie tylko jak bracia albo najgorsi wrogowie; innych możliwości nie ma, bo obaj nie uznajemy półśrodków. Zapewniam cię, że zawsze dotrzymuję słowa, czy chodzi o zabicie kogoś, czy o to, żeby komuś pomóc – powiedział Evola, patrząc na mnie badawczo. – Pomyśl o mojej ofercie, Angelo.

Z tymi słowami Neapolitańczyk naciągnął na głowę kaptur i zniknął w korytarzu, którym przyszedł. Cisza znów zawładnęła moją celą. Otworzyłem dłoń i medalik Raffaelli opadł na podłogę jak zwiędły płatek.





56





Po północy zazgrzytał zamek w drzwiach. Dwa cienie wyłoniły się znikąd, podniosły mnie bez trudu i pociągnęły wąskimi przejściami, wlekły po długich schodach, zakończonych drzwiami, przez które wleciałem do obszernego pomieszczenia. Nie byli to ludzie Świętego Oficjum, jeśli sądzić podług stroju i zachowaniu. Mimo wszystko mieli zbyt arystokratyczne maniery w porównaniu z tą szczególną rasą brutali, zatrudnionych w naszych więzieniach. Jeden z nich dobył szpady z pochwy i przystawił mi ostrze do gardła. Do tej pory o nic nie pytałem, ale teraz poczułem lęk o życie.–Zabijecie mnie? – mruknąłem.

Mężczyzna nie od razu odpowiedział. Widać lubił napawać się cudzym lękiem.





398





–Nie otrzymałem takiego rozkazu, chyba że próbowalibyście uciec, panie. Tu jest łazienka, daję wam pół godziny na toaletę, jasne?–Co to znaczy? Dlaczego mam wziąć kąpiel? – odparłem zaskoczony.

–Nie więcej niż pół godziny – powtórzył i bez dalszych wyjaśnień zniknął za drzwiami.

Rozejrzałem się dokoła, przyjrzałem się sufitowi, umeblowaniu i, rzeczywiście, była to łazienka. Napięcie zelżało. Ale po co, do diaska, ja jestem w tej łazience?! Wzruszyłem ramionami i westchnąłem. W każdym razie kąpiel mi nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, przyniesie ulgę obolałemu ciału.