Inkwizytor(130)
–Chcę ci pomóc, Angelo – kontynuował kardynał, zmieniając niespodziewanie temat i ton rozmowy – chcę ci doradzić jak najlepiej. Współpracuj z nami, a może zdołasz naprawić wyrządzoną szkodę. Uprzedzam, że jarzmo inkwizycji, które spadnie na twe barki, okaże się tym cięższe, im większy będzie twój upór. Twoi przyjaciele nie zdołają ci pomóc. Twój mistrz
375
nie żyje i nie masz nikogo, kto mógłby się za tobą ująć. Zostałeś sam. Możesz liczyć tylko na mnie.–Zastanowię się, ojcze generale – odpowiedziałem, spuszczając oczy.
–Mądra odpowiedź, bracie DeGrasso. Może stać się początkiem twej drogi do wolności.
–Czy będzie mnie sądził zakon Świętego Dominika? – spytałem.
–Skądże znowu! Ten proces pozostaje w gestii inkwizycji.
–Inkwizycja ma prawo orzekać tylko w sprawach wiary – zareplikowałem – a nie w przypadku zwykłej niesubordynacji. Czyżbyście zwątpili w moje poszanowanie dogmatów wiary?
Iuliano uśmiechnął się i pogładził swój pierścień.
–Zwykła niesubordynacja?! – zawołał. – To wszystko?
–O co jeszcze można mnie oskarżyć?
–Będziesz sądzony za herezję, a nie za brak posłuszeństwa. Ukryłeś heretyckie teksty i spiskowałeś przeciwko Kościołowi z zamiarem obalenia kanonu Pisma Świętego, praw i konstytucji.
–Przecież nie ja napisałem zakazane księgi! Więc o jaką herezję będę oskarżony?
–Ukrywając je przed inkwizycją, przyczyniasz się do ich rozpowszechnienia. Odpowiesz za szerzenie demonicznych i świętokradczych treści zawartych w tych księgach.
–To czysta spekulacja! Kim jesteście, księże kardynale, aby decydować o motywach procesu?
–Tak się nieszczęśliwie dla ciebie składa, że jestem twoim przełożonym i najwyższą władzą. Zapewnię ci sprawiedliwy proces, a potem niech dominikanie osądzą cię dodatkowo o brak dyscypliny i nieposłuszeństwo, jeśli mają ochotę.
–Czego chce ode mnie Święte Oficjum?
–Tylko tego, co jest w twojej mocy uczynić. Oddaj zakazane księgi i donieś na swych przyjaciół, wspólników i konfrat-rów z Corpus… Na wszystkich!
–Dlaczego ich prześladujecie?
376
–To stara historia i długo by o tym opowiadać, bracie Angelo. Moją główną troską, oprócz odnalezienia ksiąg, zawsze było zdemaskowanie i rozbicie tej niebezpiecznej loży, która, jak twierdzi, pragnie powrotu do czystości pierwszych chrześcijan, a to jest w naszych czasach niemożliwe. Chwała Bogu za to, że dziś mam tych masonów w zasięgu szpady i nie zawaham się odciąć im głowę.–A więc wszystko jest polityką? – odparłem przygnębiony.
–Posłuszeństwem – sprostował. – Posłuszeństwem wobec władz kościelnych, czyli tym, czego nie uznają masoni, bo oni mają własnych przywódców. Kościół przetrwa, ponieważ zawsze umiał sobie radzić z takimi organizacjami. Nie można być jednocześnie posłusznym Wielkiemu Mistrzowi i papieżowi. Nie można pozwolić na istnienie ukrytych wikariuszy.
–To rozumiem – stwierdziłem.
–Cieszę się, że to słyszę, bo to dowodzi, że nie całkiem pomieszało ci się w głowie.
–Co mnie teraz czeka? – spytałem. Florentyńczyk kontynuował:
–W tym samym czasie co ty, przybyła do Rzymu delegacja z Genui. Zarówno arcybiskup Rinaldi jak i gubernator Bertom nie zgodzili się, aby sąd nad inkwizytorem Ligurii odbył się w tym mieście. Po burzliwych negocjacjach doszliśmy do porozumienia: sąd nie odbędzie się w Genui, tak jak oni chcieli, ani w Rzymie, jak my chcemy. Staniesz przed trybunałem inkwizycyjnym we Florencji.
–Kiedy zostanę tam przewieziony?
–Już jutro.
–Kto jest inkwizytorem Florencji? – spytałem przez ciekawość, a kardynał uśmiechnął się w sposób, który nie bardzo mi się spodobał.
–No tak… Zapomniałem powiedzieć, że Florencja ma nowego inkwizytora, to ktoś, kogo dobrze znasz. W czasie twojej nieobecności Ojciec Święty mianował na ten urząd
377
doktora Damiana Wołchowicza. I to właśnie on poprowadzi proces heretyka, który do niedawna był jego przełożonym. Na pewno zostaniesz potraktowany tak, jak na to zasługujesz.Nie czułem sympatii do Wołchowicza, ani on do mnie. Wiadomość o tym, że on będzie mnie sądził, była jak zaproszenie głodnego na obfitą kolację złożoną głównie z pokrzyw. Wołchowicz znajdował się pod wpływem kręgu florenckiego, co z góry stawiało mnie na pozycji przegranej. Chyba że zawarłbym pakt z kardynałem. Iuliano zakończył wizytę słowami: