Reading Online Novel

Inkwizytor(127)



kolano na piersi jezuity i patrząc mu prosto w oczy, żeby go uspokoić, jednym ruchem wyszarpnął metal i odrzucił z wściekłością w głąb celi.

Tami wykrzywił twarz w straszliwym grymasie bólu i zemdlał. Wkrótce potem odzyskał normalny kolor. Nikos zdjął koszulę, żeby go zabandażować i po tym zabiegu jezuita był gotów stanąć na nogi.

Razem z Xanthopoulosem zaciągnąłem ciało Evoli do celi i zaniknęliśmy drzwi na klucz. Potem poszliśmy na górę do pełniących wartę żołnierzy i poprosiłem, żeby zostali tu do południa, nie schodząc do zęzy i nie zwracając uwagi na dobiegające stamtąd krzyki. Żołnierze popatrzyli na mnie z mieszaniną szacunku i strachu, bo myśleli, że inkwizytor będzie używał swych narzędzi w stosunku do więźniów. Tymczasem Nikos, dźwigając Tamiego na plecach, opuścił ładownię, kierując się w stronę dziobu statku, gdzie mieli pozostać, aż dobijemy do portu.

Prawie godzinę później, przy pierwszych blaskach jutrzenki zawinęliśmy do portu w Sewilli spowitego we mgle. Za pomocą grubych lin statek przycumował do brzegu wraz z naszą nadzieją. Pomimo komplikacji moja strategia zdawała się przynosić pierwsze rezultaty.





52





Celnik z Sewilli wszedł na pokład, żeby sprawdzić, dlaczego zjawiliśmy się w tym porcie. Admirał osobiście udzielił mu wyjaśnień. Po otrzymaniu formalnej zgody na postój powiadomiłem nuncjusza, że jesteśmy w Sewilli. Trzy godziny potem wysłannik nuncjatury był na statku.–Co takiego się stało, ekscelencjo DeGrasso? Dlaczego





364





jesteście w Sewilli, choć od miesięcy oczekuje się was w Rzymie? Skąd ta dziwna zmiana kursu?–Mieliśmy na pokładzie kilka poważnych wypadków, o których nie pora teraz mówić szczegółowo. Dlatego podjąłem decyzję zacumowania w Sewilli. Proszę zawiadomić listownie Święte Oficjum, że natychmiast wyruszam do Rzymu drogą lądową i że powierzone zadanie wykonałem z sukcesem.

Wysłannik nuncjusza nie ukrywał zdumienia.

–Zgoda, Wasza Ekscelencjo. Mamy świadomość wagi waszej misji. Ojciec Święty osobiście jest nią zainteresowany. List wyślę najbliższym statkiem i zaraz każę przygotować dla was powóz do podróży.

–Oby jak najszybciej – poprosiłem.

–Oczywiście. Tymczasem zapraszam Waszą Ekscelencję wraz z towarzyszącym wam w tej misji notariuszem na krótki odpoczynek do nuncjatury.

–Nie trzeba – odparłem zdecydowanie. – Zdążę odpocząć w drodze, teraz nie mogę tracić czasu. Poza tym mam smutną wiadomość… – Wysłannik nuncjusza nadstawił uszu. – Mój notariusz zmarł w czasie podróży…

–Wielkie Nieba! – zawołał przejęty. – Co mu się stało?

–Malaria – skłamałem. – Zechciejcie powiadomić miejscowe władze celne, że nikt, włącznie ze mną, nie może opuścić statku bez zgody lekarza.

–Rozumiem i natychmiast się tym zajmę, żeby nie opóźniać waszego wyjazdu. Może jednak zajrzycie do nuncjatury, żeby wyjaśnić szczegóły śmierci notariusza – zaproponował wysłannik nuncjusza.

–Teraz to niemożliwe – odmówiłem. – Wszystko wyjaśnię w Rzymie. Nie mam czasu do stracenia. Sami wiecie, z jak wielką niecierpliwością Ojciec Święty czeka na wieści o tej misji. Pragnę wyruszyć stąd jak najszybciej. Dlatego proszę usilnie o specjalną przepustkę z nuncjatury, która pozwoli mi szybko opuścić statek.

–Racja – stwierdził wysłannik i od razu wystawił prze-





365





pustkę z pieczęcią. Odczułem dużą ulgę. W drodze do Włoch zdołam obmyślić plan ucieczki. Wystarczy zaczekać na odpowiedni moment.Wszystko szło po mojej myśli, dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi; zanim zdążyłem odpowiedzieć, wszedł kapitan Martinez z sześcioosobową eskortą i urzędnikiem portowym. Ich twarze wyrażały powagę sytuacji, która spowodowała tę wizytę. Z tyłu za nimi był jeszcze ktoś: Evola.

Mój notariusz wciąż wskazywał na mnie palcem, opowiadając

0 całym zdarzeniu wysłannikowi nuncjusza i żołnierzom, którzy nie wierzyli własnym uszom. Była to dla mnie fatalna konfrontacja świadcząca o tym, że skłamałem, ponieważ chwilę przedtem mówiłem o śmierci Evoli. Nie udało mi się uniknąć poważnych oskarżeń o zdradę i spisek przeciwko Rzymowi, choć prestiż mojego urzędu pozwalał na odparcie pierwszych ataków. Nie pozwolono mi opuścić kajuty, ale nikt się nie ośmielił zakuć mnie w kajdany. Czekano na nuncjusza, bo tylko on mógł podjąć jakąś decyzję wobec mojej osoby. Przybył około południa.

Nuncjusz papieski był szacownym staruszkiem, który powitał mnie nader uprzejmie i z atencją poprosił, bym zechciał go wysłuchać, jako że był już o wszystkim poinformowany.