Inkwizytor(126)
–Co zamierzacie zrobić? – spytałem wprost, nie próbując się usprawiedliwiać ani wyjaśniać sytuacji.
–Przekonałem się, ekscelencjo, że bardzo zdolny z was człowiek, nie tylko świetny inkwizytor, ale też wyjątkowo sprytny konspirator – odparł Evola spokojnie. – W pewnym sensie was podziwiam, ale reprezentujemy opcje nie do pogodzenia. Szkoda, że nie jesteście po właściwej stronie, bardzo mi was żal.
361
–I co teraz, Evola? – ponowiłem pytanie.–Jesteście konfratrem Corpus Carus – stwierdził z nienawiścią. – Zapłacicie za swoją zdradę.
–Co takiego? Coście uknuli w waszym zbrodniczym umyśle?
–To proste: każę was zamknąć razem z tymi dwoma. Jesteście takim samym heretykiem jak oni – oświadczył Evola.
Zadziwiająca śmiałość, zważywszy na dużą różnicę, jaka nas dzieliła w hierarchii stanowisk. Był tak arogancki, że zastanawiałem się, czy nie zamierza nas zgładzić potajemnie. Ten mnich jest szalony albo bardzo zuchwały. W każdym razie zaprezentował się jako człowiek groźny, z planem lub bez. Giulio pochodził z niebezpiecznych przedmieść neapol itańskich. Jego bronią – oprócz sztyletu ukrytego w krucyfiksie – była odwaga i szpetota kalectwa, które działały tak odstraszająco, że nie zawsze musiał wyciągać sztylet. Spróbowałem inaczej.
–Wybacz, Giulio, ale jak chcesz to osiągnąć sam, bo nie widzę tu nikogo, kto by ci towarzyszył – powiedziałem z lekkim uśmiechem, pokazując ręką w stronę ciemnego przejścia, gdzie nie było żywego ducha.
–Porozmawiam z admirałem Calvente. Proszę mi wierzyć, ekscelencjo, że niezależnie od tego, coście mu naopowiadali, nigdy nie pozwoli wam wysiąść, jak się dowie, że próbowaliście uwolnić więźniów i planowaliście ucieczkę. Nie sądzę, aby w tej sytuacji admirał dał się wam przekonać, bo zostanie uznany za wspólnika konspiracji, co grozi między innymi procesem i degradacją. Wybaczcie, bracie DeGrasso, nie rozumiem waszego postępowania, naprawdę nie rozumiem. Może przy innej okazji zdołacie mi wyjaśnić, dlaczego jeden z najlepszych włoskich inkwizytorów zamienia się w heretyka i złodzieja. Co się z wami stało, do diaska? Jestem mocno zaintrygowany, bo nie pojmuję, że ktoś może dążyć do samozagłady tak uparcie jak wy.
Wymawiając te słowa, notariusz zaczął cofać się, żeby znaleźć się pod osłoną ciemności. Jak odejdzie, wszystko
362
przepadnie. Dlatego Xanthopoulos przejął inicjatywę, dopadł notariusza w trzech susach i przewrócił go. Sapanie i chrapliwe okrzyki towarzyszyły tej szarpaninie. Xanthopoulos potrząsał Evolą, łapiąc go za habit z furią byka, a notariusz bronił się, wpychając kciuki w oczy napastnika. Grek na moment rozluźnił uścisk pod wpływem bólu, co Evola natychmiast wykorzystał, żeby ugryźć go w nos aż do krwi.Tami odłożył księgi na stojącą obok beczkę i rzucił się na Neapolitańczyka, wymierzając mu kopniaka w żebra. Ten cios rozdzielił walczących, ale nie był na tyle silny, żeby wyeliminować notariusza z walki. Tami ponowił atak, uderzając go pięścią w momencie, gdy Evola złapał się za żebro, jęcząc z bólu. Kiedy się wyprostował, w ręku trzymał sztylet i zanurzył go w piersi Tamiego aż po uchwyt. Giorgio oparł się o beczkę i przymknął oczy. Rękojeść w kształcie krucyfiksu tkwiła na wysokości żebra w miejscu, gdzie Chrystus miał przebity bok. Evola odzyskał kontrolę nad sytuacją. Brytan Kościoła pokazał zęby. Pokonawszy jezuitę, odwrócił się do Nikosa i ugryzł go w policzek, jakby chciał wyrwać mu kawał mięsa, i okaleczyć przeciwnika. Grek próbował się uwolnić, uderzając go parę razy w brzuch. Musiałem interweniować. Rozejrzałem się dookoła, znalazłem dostatecznie grubą deskę i podbiegłem do notariusza, wymierzając mu cios w nerki. Evola puścił Xan-thopoulosa i powoli odwrócił się do mnie. Zobaczyłem okrutną twarz i usta umazane cudzą krwią. Tego było za wiele. Podniosłem rękę i brutalnie walnąłem go w twarz. Notariusz nawet nie jęknął, tylko runął jak długi w brudne wody zęzy. Już się nie poruszył.
Xanthopoulos wyłonił się z ciemności z zakrwawioną twarzą i podszedł od razu do jezuity, który najbardziej ucierpiał w tej walce. Tami próbował bezskutecznie wyciągnąć z ciała śmiercionośny metal.
–Spokojnie, to nic poważnego – powiedział cicho Nikos, badając ranę.
Tami oddychał urywanie, ale był pogodny.
363
–Nie mogę go wyciągnąć. Nie mam siły – szepnął jezuita.–Nic nie mów, zostaw to mnie – odparł Grek. Wziął ode mnie chusteczkę, owinął rękojeść sztyletu, oparł