Inkwizytor(125)
–Znasz jakieś bezpieczne miejsce, w Europie? – zapytał Tami, prosząc w ten sposób o instrukcje.
–Opactwo San Fruttuoso. Tam nie dopadnie ich inkwizycja.
–W Genui? – upewnił się Tami.
–Tak. To najbezpieczniejsze miejsce jakie znam. Szukaj na cmentarzu grobowca obok bezimiennej mogiły. Tam je schowasz, dopóki Piero nie znajdzie lepszej kryjówki. Musicie jak najszybciej przedostać się do Włoch.
–Co zrobisz po przybyciu do portu? – pytał Tami.
–Zatrzymujemy się w porcie wyłącznie dlatego, że Cal-vente przystał na moją wyjątkową i nadzwyczajną prośbę. Powiedziałem, że potrzebuję uzyskać audiencję u nuncjusza papieskiego. Musicie uciec z Sewilli jak najdalej. Jest szansa, że się uda, jeśli znajdziecie jakiś statek, który dowiezie was do Francji następnego dnia albo w ciągu kilku dni.
–A Evola? – Grek przypomniał, że wciąż jesteśmy na łasce mordercy.
–Niczego nie zauważy, dopóki nie zacumujemy w sewilskim porcie. Mam nadzieję, że udało mi się go zwieść i nie podejrzewa, że sprawy przybrały inny obrót.
–Jak wydostaniemy się ze statku? – dopytywał Xan-thopoulos.
–Mam dla was stroje robocze i garść monet. Zejdziecie ze statku jako część załogi. Będzie dużo zamieszania, jak się okaże, że jesteśmy w Sewilli, więc wykorzystacie ten moment. Potem już sami musicie sobie poradzić.
359
–A ty? Co będzie z tobą? – martwił się Tami. – Prędzej czy później odkryją naszą ucieczkę i wyjdzie na jaw, że mamy księgi.–Wiem. Powiem, że ukradliście.
–Nie przekonasz Evoli – stwierdził Xanthopoulos. – Zacznie wypytywać o zmianę kursu i oskarży cię o współudział.
–O tym też pomyślałem. W Hiszpanii mam znajomego markiza. Jego protekcja pomoże mi opóźnić proces na tyle, żeby przygotować swoją obronę.
–Pakujesz się w poważne problemy… – powiedział Tami smutnym, zmęczonym głosem.
–Nie bardziej niż wy – odparłem, próbując dodać im animuszu.
–Kiedy będziemy w porcie? – przerwał nam Grek jak zwykle praktyczny.
–Mniej więcej za godzinę. Czas się zbierać.
Przed wyjściem z celi Xanthopoulos położył mi rękę na ramieniu i szepnął:
–Zawdzięczam ci życie, Angelo. Kiedy księgi będą bezpieczne, wrócę po ciebie, gdziekolwiek byś był.
Ale po opuszczeniu celi ujrzeliśmy uosobienie terroru i sparaliżował nas strach. Z cuchnących ciemności wyłonił się Evola. Stał w przejściu i patrzył na nas w milczeniu z twarzą bez wyrazu.
Przybył siepacz inkwizycji.
–Co to ma znaczyć? – zapytał Evola. Więźniowie byli na wolności, a wielki sędzia trzymał drzwi
do celi otwarte.
–Może wy mi powiecie, czego tu szukacie? – spytałem ostro.
Neapolitańczyk miał kaptur nasunięty na twarz, toteż trudno było odgadnąć, o czym myślał. Giulio przemówił:
–Dziwna ta noc, ekscelencjo. Rzadko mi się zdarza, że nie
360
jjjogę zasnąć, ale tym razem właśnie tak było. Postanowiłem pospacerować po pokładzie, choć jeszcze ciemno. I tam zaskoczył mnie widok ptaków morskich, które chmarami fruwały nad statkiem, oraz światło na horyzoncie, całkiem blisko, mniej więcej w odległości mili. Czyżby coś mi się przywidziało wskutek bezsenności…? Otóż nie, ekscelencjo. Skoro został nam jeszcze tydzień do portu w Genui, to skąd tyle ptactwa na pełnym morzu i światła migające tak blisko, że za dnia lub przy nocy księżycowej można by dostrzec wybrzeże? Moja bezsenność nie była zwykłym przypadkiem, tylko ostrzeżeniem Bożym przed diabelskim spiskiem. Zmieniliście kurs statku, nie płyniemy do Genui, tylko zupełnie gdzie indziej…–Świetnie, bracie Evola! – przerwałem. – Muszę przyznać, że macie spory talent dedukcyjny, ale niewielką wyobraźnię i mały zasób słów, bo termin „spisek" jest nieadekwatny do tego zdarzenia. Wszystko się dzieje zgodnie z moimi rozkazami, z których nie muszę się wam tłumaczyć.
–Dość tych kłamstw, ekscelencjo! – wrzasnął Evola. – Nie wierzę w żadne wasze słowo, bo to, co robicie, jest konspiracją przeciwko inkwizycji, choćbyście nie wiem jak zaprzeczali. Może powiecie, że zmiana kursu jest nieistotnym szczegółem i dlatego mnie nie powiadomiliście? Albo że wasza obecność w tym miejscu i uwolnienie więźniów nie mają większego znaczenia i stanowią nowy element przynęty, na którą mają złapać się jeszcze bardziej? To chyba raczej mnie chcieliście omotać i złapać na tę waszą przynętę. Naprawdę sądziliście, że wam się to uda?