Inkwizytor(39)
Stosunek dobiegał końca. Trzymając ją mocno za włosy, wciąż jeszcze pod urokiem pieszczoty sutków, szczytowałem z wielką rozkoszą. Uczucie zupełnie mi nieznane. Jej długie, szczupłe nogi drżały, a urywany oddech i brązowe oczy mówiły, że czuje to samo co ja.
Dwa razy w życiu doświadczyłem niezwykłej radości w pozycji leżącej, zachłystując się doznaniem godnym miana szczególnej łaski. Pierwszy raz było to w dniu moich święceń dominikańskich, kiedy leżałem twarzą do dołu na podłodze Kościoła. Czułem wtedy intymny związek z Panem. A drugi raz tej nocy, gdy leżałem twarzą do góry i obejmowałem młodą kobietę, która oddała mi się bezgranicznie, z największą słodyczą, wypełniając pustkę, jaką od dawna czułem w sercu, a na tę pustkę pomogły nie dogmaty, tylko to, co zostało stworzone przez samego Boga.
Raffaella opadła na mnie zmęczona. Na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech. Była szczęśliwa. Tak samo jak ja.
118
Chętnie zatrzymałbym ją przy sobie, dopóki nie wyjadę, ale co to dla niej za życie w ciągłym zamknięciu? Nie mówiąc już o plotkach, których tak obawiał się wikariusz. Poza tym będę zajęty przygotowaniami do autodafe. Tymczasem Raffaella uparła się, że zostanie w Genui, bo chce mnie odprowadzić na statek. Poprosiłem Rivarę, żeby znalazł jej jakieś dyskretne lokum, gdzie mógłbym ją odwiedzać w rzadkich wolnych chwilach; musiała mi obiecać, że nigdzie nie będzie wychodziła. Ta dziewczyna wciąż mnie zaskakiwała i wzruszała swą prawością. Ale wszystko miało się jeszcze bardziej skomplikować… Nie doszło do następnego intymnego spotkania przed moim wyjazdem.
VI
STARY MISTRZ
16
W ciągu kilku dni wszystko zmieniło się w moim życiu i nie miałem już żadnej władzy nad losem, który wiódł mnie z determinacją w jakieś nieznane miejsce, ciemne i przerażające. Byłem w takim nastroju ducha, że myślałem tylko albo o swych uczuciach, albo o coraz większych rozmiarach powierzonej mi misji i wątpliwościach z nią związanych. Posłańcy wysłani dwudziestego szóstego po Necronomicon nie dawali znaków życia i to też mnie martwiło. Tylko jeden człowiek mógł mi pomóc w tym zagubieniu i do niego udałem się w przeddzień autodafe.Zawsze odwiedzałem stare opactwo kapucynów w San Frut-tuoso przed wyjazdem z Genui, ale tym razem, niezależnie od chęci spotkania moich mentorów, wizyta była bardziej koniecznością niż rytuałem. Tommasso tak dobrze zapamiętał opactwo, dlatego że było to jedyne miejsce, gdzie człowiekowi udało się naśladować doskonałość natury do tego stopnia, iż wznosząca się tam budowla zdawała się istnieć od zarania dziejów jako nierozdzielna część krajobrazu mało znanej zatoki w pobliżu Portofino, kryjówki rybaków i piratów do czasu wybudowania klasztoru w wiekach X i XI. Budynek, gdzie się wychowałem, został całkowicie przebudowany w pierwszej połowie naszego wieku przez admirała Andreę Dorię, który
120
kazał wznieść wieżę ze strażnicą strzegącą przed korsarzami i wybudował swój rodzinny panteon w jednej z kaplic przy dziedzińcu wewnętrznym.Przełożeni tego domu formacyjnego powitali mnie z radością i zaskoczeniem i czym prędzej zaprowadzili do kościoła. Od trzynastego roku życia do osiemnastego, pod ojcowską opieką zakonnika Piera Del Grandę przygotowywałem się do złożenia świętych ślubów kapłaństwa. Byłbym dobrym kapucynem, co do tego nie mam wątpliwości, i niewiele brakowało, abym nim został. Pragnąłem tego, lecz stało się inaczej wskutek decyzji znanej tylko mojemu mistrzowi: trafiłem do zakonu dominikanów, żeby uzupełnić studia i otrzymać święcenia.
Kariera duchownego była dla mnie jedynym wyjściem. Moja rodzina była zbyt biedna, aby opłacić mi studia na uniwersytecie, gdzie zresztą nie przyjęliby mnie ze względu na pochodzenie. Byłem synem kowala Domenica DeGrasso, człowieka od miecha i kowadła, biednego wieśniaka, któremu z ledwością starczało na wykarmienie rodziny i opłacenie podatków. Niewiele mógł poradzić na mój głód wiedzy. Monopol na naukę miały dzieci możnych, a my pozostali byliśmy skazani na ciężką pracę w polu i na ignorancję. Studia wyższe majaczyły gdzieś, coraz bardziej poza moim zasięgiem. Niemniej moje życie potoczyło się inaczej, niż należało się spodziewać, i choć szczęścia mi nie brakowało, to jednak głównie upór doprowadził mnie tu, gdzie teraz jestem. Z resztek pańskiego stołu żyją ci, którzy nigdy nie pragnęli jeść na talerzu lub tacy, którzy na starość nie mają już na nic siły.