Reading Online Novel

Inkwizytor(41)



Stary kapucyn dusił się z gniewu i musiał na chwilę zamilknąć, żeby uspokoić przerywany oddech. Po chwili jego głos ponownie wypełnił kaplicę.

–My, kapucyni, dobrze znamy te walki. Kiedy odłączyliśmy się od franciszkanów, wydaliśmy własną wojnę, która





124





kosztowała nas lata wykluczenia, gróźb i kar. Dobrze znamy uczucie urazy, bo jak wiecie, zabroniono nam głosić kazania i dopiero niedawno zakaz został cofnięty. Zabroniono nam opuszczać Italię i skazano na ciemności! Sądzę, mówię szczerze, że powinniśmy obserwować tę dysputę w taki sposób, jakbyśmy nie wiedzieli, co znaczy być „w niełasce" u Rzymu. Niech nasza wiara doda wam sił… Idźcie w pokoju.W tym momencie opuściłem swe miejsce i podszedłem do ambony. Bel Grandę schodził z trudnością, przytrzymywany przez dwóch zakonników, a dwóch najgorliwszych uczniów gratulowało mu kazania, próbując wyjaśnić jakąś wątpliwość na osobności. Jeden z towarzyszących mu braci, ten bardziej korpulentny, odsunął ruchem ręki pozostałych i poprosił o opuszczenie kaplicy. Starzec był bez sił po wygłoszeniu homilii. Kiedy wszyscy wyszli, korpulentny zakonnik dostrzegł mnie przy kazalnicy.

–Padre Piero… Zdaje się, że macie gościa – szepnął mu do ucha, pokazując na mnie.

Piero spojrzał w moją stronę, ale mnie nie poznał.

–Któż to przychodzi mnie odwiedzić, nie pukając najpierw do drzwi? – zapytał ze swoją retoryką.

–To ja, mistrzu. Angelo.

Starzec nadstawił ucha i uśmiechnął się.

–Angelo…? Mój uczeń konwertyta?

–Tak jest, dominikanin Angelo w habicie inkwizytora, lecz z sercem kapucyna.

–Mój mały! – wyjąkał Piero.

Powoli, nie puszczając swych opiekunów, starzec przemierzył te kilka dzielących nas kroków, żeby uściskać mnie serdecznie.

–Bądź pozdrowiony w imię Boże, mój synu – powiedział mi do ucha. – Wybacz moim oczom, że cię nie rozpoznały. Są tak stare jak ja.

Piero odprawił swych zakonników, wziął mnie za ramię i kiedy wychodziliśmy z kaplicy, zaproponował przechadzkę po opactwie.





125





_ Wzrok mi się pogarsza z dnia na dzień – wyznał starykapucyn, opierając się mocniej na mym ramieniu. – Mam przed oczami gęstą mgłę, która mąci światło i pogrąża mnie powoli w samotności. Nie mogę wychodzić sam… Nie odróżniłbym wielbłąda od palmy.

–To bardzo przykre, mistrzu – powiedziałem litościwie.

–Nie… Moje oczy nie są winne, niczego im nie wyrzucam, za dużo już widziały. Czy jest coś nowego w życiu, co zasługuje na obejrzenie…? – Kapucyn pokręcił głową i uśmiechnął się ciepło. – Oczy dobrze mi służyły, pozwólmy im teraz spokojnie wejść w ciemność. Dzięki nim wiem, co mnie jeszcze czeka; dziś wzrok, jutro może słuch, pojutrze mowa, a potem… śmierć.

–Widzę, że postanowiłeś policzyć swoje dni – mruknąłem. – Wiek i dolegliwości zawsze dają się we znaki i każą człowiekowi mówić słowa, których nie chce powiedzieć… I których my nie chcemy słyszeć…

Piero podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.

–Stwierdzam, że mówisz już jak mistrz. Ale nie masz racji; lata ani dolegliwości nie przerażają mnie; zostawiam ten lęk starym skąpcom, ludziom zachłannym, tym wszystkim, którzy chcą żyć zawsze jeszcze trochę dłużej, byle nie rozstawać się z majątkiem i nie zmierzyć się twarzą w twarz z milczeniem grobu. Ja myślę tylko o śmierci, martwię się, ale nie o siebie, tylko o was.

–O nas? – spytałem zdziwiony.

–Tak jest. Popatrz na moje ręce, nie noszę pierścieni. Przyjrzyj się, jak wyglądam; mam tylko ten habit i sznur do przepasania. Nie mam schowanych pieniędzy ani weksli, nie ukrywam złota i nie czekam na żaden spadek. Moim skarbem jesteście wy. Z każdym dniem przybywa mi coraz więcej słuchaczy w kaplicy, każdej wiosny jest coraz więcej pączków, którym pomagam rozkwitnąć. Co zrobią, kiedy zabraknie mnie, żeby je podlewać?

–Zastosują to, czego się nauczyli, i dobre ziarno wykieł-kuje. A resztę zabierze wiatr.





126





Piero rozważał moją odpowiedź i przez chwilę szliśmy w milczeniu.–Po co tu przyjechałeś, Angelo? Chyba nie jesteś z wizytą kurtuazyjną – zapytał z lisią chytrością.

–Pragnę porozmawiać – odpowiedziałem powoli – myślę, że mi nie odmówicie.

–I nie mylisz się, synu… Czego oczekujesz po tej rozmowie?

Dobrze wiedział, o co pyta, i nie mogłem skłamać.