Inkwizytor(142)
407
czącego grobu. Podniosłem się z kolan i spojrzałem w bok, na panteon ojców kapucynów. Tam czekają na mnie ważne sprawy, więc tam się skierowałem.Z mżawki zrobiła się ostra burza. Nagła błyskawica oświetliła wejście do grobowca. W panteonie było sześć wnęk. Wybrałem pierwszą po swojej lewej stronie, tuż przy ziemi, w przeciwieństwie bowiem do pozostałych nie była pokryta pajęczyną, i zobaczyłem napis: „Brat Bruno Rossi, 1495-1560". Przyjrzałem się krawędziom płyty, nabrałem powietrza w płuca i uderzyłem mocno dłonią zawiniętą w brzeg habitu, żeby uniknąć zranienia i przytłumić hałas. Płyta poruszyła się, zatem wyjąłem ją ostrożnie i spojrzałem w ciemny otwór. Nie wspomagało mnie żadne inne światło oprócz blasku błyskawic, żeby nie zdradzić swej obecności. Przeżegnałem się tylko i włożyłem rękę do otworu. Z twarzą przyciśniętą do muru mogłem nie czuć woni wilgoci i zgniłego sukna, wydobywającej się z grobu. Grzebałem w ziemi po omacku, znajdując prochy, kości i kawałki tkaniny, dopóki nie natrafiłem na znajomy kształt. Uśmiechnąłem się.
To były księgi, tak jak umówiłem się z Tamim. Wyciągnąłem węzełek i w blasku kolejnej błyskawicy zobaczyłem worek z foczej skóry, ale nie tylko; ktoś stał przy wejściu i obserwował mnie spokojnie pomimo ulewnego deszczu. Sparaliżowany strachem, nie mogłem oderwać oczu od tej sylwetki, która z każdą nową błyskawicą stawała się coraz bardziej realna. Groźny mieszkaniec grobowców. Trzymając księgi, cofałem się w głąb panteonu, w miarę jak cień się do mnie zbliżał. –
–Nie bój się, bracie DeGrasso… – rzekł nieznajomy. Wiedział, kim jestem, choć mnie nie widział, a więc ktoś
musiał go poinformować, że tu przyjdę. Mogła to uczynić tylko jedna osoba, przeto już spokojniejszy zapytałem:
–Kim jesteś? Znam cię?
408
–To ja, wielebny ojcze przeorze, wikariusz Rivara – odparł cień. Kiedy udało mi się wreszcie opanować strach, rozpoznałem jego głos.–Na Boga, Rivara! Napędziłeś mi strachu! Nie wyobrażasz sobie nawet, jak się cieszę, że cię widzę… ale co ty, do diabła, tu robisz? – Podszedłem do mnicha i objęliśmy się w uścisku.
–Ja też się cieszę. Tęskniłem za tobą, ojcze przeorze, i ogromnie zmartwiła mnie wieść o twojej niełasce… Ale nie traćmy czasu. Czekam tu na ciebie od tygodnia.
–Jeden jedyny człowiek wiedział, że przyjdę tu, jak tylko będę mógł…
Szczere oczy Gianluki zajaśniały w świetle błyskawicy. Był bardzo poważny, gdy powiedział:
–Extra Ecclesia nulla salus, ojcze przeorze.
–Ty…? – zawołałem zdziwiony.
–Piętnaście dni temu złożył mi wizytę konfrater. Powiedział, że byliście razem w podróży i dzięki tobie zdobył księgi, zgodziłeś się bowiem przystąpić do Corpus Carus…
–Tami? – spytałem, przerywając. – Czy to był Tami?
–Nie, Xanthopoulos – odpowiedział Rivara, co nie zmniejszyło mej troski o los jezuity.
–Co jeszcze powiedział?
–Że przykazałeś mu ukryć księgi tutaj, aby potem, razem ze świętej pamięci ojcem Pierem (oby Bóg przyjął go do swej chwały), podjąć decyzję co dalej. Ja natomiast mam ci przekazać wiadomość od Xanthopoulosa. Powiedział, że Corpus ślepo ci ufa i po odejściu ojca Piera, tobie powierza opiekę nad księgami.
–Ślepo mi ufa? Przecież ja nikogo nie znam! Kim są ci, którzy mi tak ślepo ufają? Chciałbym ich wreszcie poznać! – zawołałem.
–Xanthopoulos ci ufa, a to jest wystarczającą rękojmią dla wszystkich pozostałych. Nie trzeba się niecierpliwić, nasi przełożeni ujawnią się w odpowiednim momencie. Możesz mi wierzyć. A teraz skorzystaj z nocy, żeby się wymknąć. Weź ze
409
sobą księgi, bo tam, gdzie jedziesz, będą bezpieczniejsze, dopóki nie zapadnie nowa decyzja.–Gdzie mam się udać?
–Musisz opuścić Włochy. Xanthopoulos powiedział, że znajdziesz azyl w twierdzy arcyksięcia Mustaine'a de Chamo-nix, który ochroni cię przed inkwizycją.
–We Francji? Mam jechać do Francji?
–Tak, ojcze przeorze.
–Słyszałem o tym arcyksięciu z Chamonix… Domyślam się, że też jest konfratrem…
–Owszem. Od początku swego istnienia Corpus cieszyło się opieką możnych. Oni są świeckim ramieniem bractwa – oznajmił Rivara.
–Zatem mam zostać przez jakiś czas w Chamonix.
–Tak. Tam będziesz bezpieczny. Możemy liczyć na paru francuskich biskupów, którzy nie pozwolą wydać cię inkwizycji. Będzie ci tam dobrze.