Reading Online Novel

Inkwizytor(144)



Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się. Błyskawica oświetliła mi pół twarzy.





412





–Nie wiem, chyba gdzieś w lesie.–Nie zbaczaj z drogi. Oczekują ciebie w Chamonix. Niech Bóg ma cię w swej opiece!

–Oby twe słowa zostały wysłuchane – powiedziałem na pożegnanie i zniknąłem w ciemnościach tej deszczowej nocy.

Gnałem prosto przed siebie, bo jeszcze nie zdecydowałem, co zrobić. Miałem do wyboru: Chamonix albo Florencja. Inkwizycja dobrze wiedziała, że nawet jeśli zdołam wymknąć się im z więzienia, będę musiał podjąć jakąś decyzję. Giulio Battista Evola spokojnie czekał na mój powrót. Ja miałem to, czego oni szukali, a oni – osobę, którą najbardziej kochałem.

Zatrzymałem konia w dębowym lesie, niedaleko brzegu morza, i podjąłem decyzję. Iuliano ukradł mi życie, a Piero Del Grandę, jedyny człowiek, który zawsze się o mnie troszczył, choć popełnił błąd, oddalając mnie od siebie i od kapucynów w trosce o interesy Corpus Carus, był martwy. Nie powtórzę jego błędu. Moją jedyną miłością-teraz, gdy jego zabrakło – była Raffaella i tylko jej będę wiemy. Nikt, oprócz Boga, nie zdoła mnie z nią rozdzielić; żadna walka o władzę, żadna frakcja nie sprawi, że odstąpię od swoich uczuć. Tylko miłość usprawiedliwia nas wobec Boga i tylko za to odpowiadamy. Zdradzić tę miłość dla jakichś innych celów to zdradzić Jezusa. Pomyślałem o Nim, o Chrystusie Odkupicielu pełnym miłości. I pomyślałem o ojcu Pierze: „Wikariusz Chrystusa to jest to, co nam dyktuje nasze pierwsze i spontaniczne odczucie sumienia". Moje pierwsze i spontaniczne odczucie sumienia będzie takim języczkiem u wagi przy podejmowaniu decyzji.





58





Postanowiłem wejść od tyłu, przez ogrody, skradając się jak złodziej. Gmach był pogrążony w półmroku, świeciło się tylko kilka lamp, ale musiałem być ostrożny, bo ktoś mógłby zauważyć mój cień na murze pałacu. Straże pilnowały wejścia





413





głównego i nie miały zamiaru się ruszać. Dla nich była to zwykła noc, taka sama, jak inne.Szybko przebiegłem wśród krzewów i oparłem się o mur tylnej fasady. Spojrzałem do góry, na drugie piętro: to tam chciałem się dostać. Zdjąłem pelerynę i schowałem wśród krzewów, sprawdziłem, czy węzełek z księgami trzyma się mocno pasa, i rozpocząłem wspinaczkę, wyszukując oparcie dla dłoni i stóp w spoinach kamiennej ściany. Powrót statkiem był bardzo męczący, ale gdy teraz, przyklejony do muru, posuwałem się coraz wyżej z niezwykłą, jak na mnie, zręcznością, cieszyłem się, że trud marynarskiego rzemiosła tak mnie zahartował i wyćwiczył ciało. Dotarłem już do balkonu pierwszego piętra. Spojrzałem w dół, żeby sprawdzić, czy nie ma tam jakiegoś poruszenia, ale na pozór nikt nie zauważył mojej obecności. Nabrałem powietrza i wdrapywałem się dalej, do następnego balkonu, celu mojej wędrówki.

Drugi odcinek wspinania był bardziej skomplikowany niż pierwszy i gdy wreszcie sięgnąłem rękami parapetu, ledwo starczyło mi siły, aby przewiesić ciało przez balustradę – runąłem jak kłoda na balkonową posadzkę. Leżałem tak dłuższą chwilę, uspokajając oddech i zaciskając dłonie na węzełku z księgami. Potem wstałem i podszedłem do okna, które było otwarte.

Bez szmeru wszedłem do pokoju, powoli zbliżyłem się do łóżka i popatrzyłem na smacznie śpiącą damę. Przysiadłem ostrożnie na łóżku, delikatnie położyłem dłoń na jej ustach i przysuwając twarz do jej twarzy, szepnąłem do ucha:

–Anastasio, nie krzycz, to ja, Angelo.

Patrzyła na mnie, przestraszona i zaskoczona. Czułem, jak mocno bije jej serce. Kiedy kiwnęła głową na znak, że rozpoznała mój głos, pozwoliłem jej oddychać swobodnie.

–Nie mogę nakazać ci milczenia. Wezwij straże, jeśli chcesz.

–Co tu robisz, do licha? – wyszeptała Anastasia urywanym głosem, wciąż jeszcze trochę przestraszona.





414





–Jak by to powiedzieć… Znalazłem się we Florencji, choć powinienem być w drodze do Francji. Wezwiesz straże?–Nie – odparła, patrząc na drzwi.

–Anastasio, chcę zostawić u ciebie księgi, których szuka twój ojciec. Przekaż je Giuliowi Battiście Evoli, bo tak się z nim umówiłem. Może cię to dziwić, ale pomimo wszystko mu ufam – powiedziałem i odpiąłem od pasa tobołek, kładąc go na stole. – Tu są Necronomicon i Szmaragdowy Kodeks, pożądane przez Kościół księgi. Już nie trzeba ich szukać.

–I dlatego wróciłeś? Chcesz wymienić księgi za dziewczynę. A twoje życie? Jesteś poszukiwany, musisz się ukrywać. Nie myśl, że dobrowolnie oddając księgi, unikniesz potępienia przez inkwizycję! Po co pomogłam ci uciec! Wiesz, ile warta jest twoja głowa we Florencji? – wołała Anastasia, wyskakując z łóżka zagniewana.