Inkwizytor(96)
275
–Dobrze robicie, ekscelencjo – powiedział przez drzwi – zaraz każę przynieść kolację. Macie jakieś specjalne życzenie?–Owszem, przynieś mi trochę wódki.
–Wystarczy mała butelka?
–Nie, lepiej od razu przynieś trzy butelki – odparłem. Za drzwiami zrobiło się cicho.
–Wedle życzenia Waszej Ekscelencji – rzekł po chwili Andreu, oddalając się korytarzem.
Bóg jeden wie, co też młody Katalończyk pomyślał sobie o moim życzeniu. Każdy by uznał, że trzy butelki wódki na kolację zamawia tylko szaleniec albo zatwardziały pijak, skrywający swój nałóg pod habitem inkwizytora. Bóg jeden wie, co myślał na ten temat Andreu, niemniej ja nie zamierzałem wypić tej wódki. Była mi potrzebna do walki z pchłami.
Zapaliłem świecznik, żeby rozproszyć mrok. Pod koniec tego wyjątkowo długiego dnia na rzece Paranie wiatr poszarpał chmury, toteż miejscami prześwitywało radośnie czyste niebo z pierwszymi gwiazdami. Oparłem plecy o poduszkę i szykowałem się do nowego dnia.
/
XIII
OSTATNIA PIECZĘĆ. OBJAWIENIE ŚWIĘTEGO JANA
36
Giulio Battista Evola wszedł do mojej kajuty z miną niezawodnego, metodycznego notariusza; emanował spokojem, typowym dla benedyktyńskiego mnicha, który spędza całe życie w klasztorze. Delikatnie zamknął drzwi za sobą i zdejmując kaptur, obdarzył mnie nieśmiałym uśmiechem, tak nieśmiałym, że trudno było go dostrzec. Następnie zabrał głos.–Wezwaliście mnie, ekscelencjo? – odezwał się, stojąc przy drzwiach.
–Tak, pora zająć się naszą misją.
–Domyślam się, że chodzi o zerwanie ostatniej pieczęci – kontynuował Evola, podchodząc do stolika.
–Owszem. Właśnie dziś wypada to uczynić. Dotarliśmy do celu dwudziestego dziewiątego stycznia. Za
kilka dni mieliśmy zejść na ląd.
Notariusz usiadł z drugiego końca stołu, położył przed sobą księgę wpisów notarialnych, przysunął świeczkę, sprawdził, czy pióro jest dobrze przycięte, i zanurzył je w kałamarzu. Po czym szepnął:
–Wyznam ekscelencji, że nie mogłem się doczekać tego dnia.
277
Obserwowałem Neapolitańczyka z uwagą, jak zwykł był to robić mistrz Piero wobec mnie, i nie czekając dłużej, powiedziałem:–Ciekawość jest złym doradcą, bracie. Warto o tym pamiętać.
Evola odpowiedział zimnym, nieprzyjemnym uśmiechem. Jak hiena gotowa do ataku. Niewykluczone, że swoje dziwne poczucie humoru zawdzięczał pustelniczemu życiu za murami klasztoru i tłumieniu uczuć. Nasz Święty Kościół składa się z ludzi bardzo różniących się między sobą. Tak jak ja i on. Wyrośliśmy pod tym samym dachem i w tej samej wierze, ale inaczej podchodzimy do życia. Charakter człowieka zawsze określał i określa funkcje sprawowane w tym Wielkim Domu Bożym; z pewnością cechy Evoli pasują do jego roli: roli mastifa, psa stróżującego. Taki ktoś nie kieruje się w życiu łagodnością i uprzejmością, ale jest gorliwym strażnikiem, znawcą w kwestiach ochrony. W owym czasie Watykan bardzo potrzebował takich ludzi.
Ostatnia koperta leżała na stole. W laku wyryty był symbol świętego Jana Ewangelisty: orzeł. Jak poprzednio, przed zerwaniem pieczęci wziąłem kopertę do rąk i pokazałem Evoli.
–Znak świętego Jana – mruknąłem.
–Znak świętego Jana – zanotował notariusz, zanim przystąpiłem do otwarcia koperty i lektury ostatniego listu.
Nareszcie miałem się dowiedzieć, czego chce ode mnie Święta Inkwizycja w tej podróży. Wyjąłem ze środka kartkę papieru i przeczytałem głośno:
Rzym, 15 listopada roku Pańskiego 1597
List trzeci z pieczęcią świętego Jana.
Bracie DeGrasso, w ostatnich chwilach Waszej podróży, gdy wkrótce przyjdzie Wam przystąpić do/wykonania powierzonego zadania, uważamy za stosowne rozwiać Wasze wątpliwości i przedstawić szczegóły tej misji.
278
Jak zaznaczyłem we wcześniejszych listach, Wasza wyprawa ma na celu odnaleźć zakazane księgi, które w jakiś sposób opuściły Europę i znalazły schronienie na nowej ziemi, z dala od Świętej Inkwizycji, blisko zaś wrażliwych dusz zamieszkujących owe terytoria. Ostatnia z tych ksiąg nie tak dawno odpłynęła od naszych wybrzeży, choć niewątpliwie, kiedy będziecie czytać ten list, ona będzie już w miejscu wybranym przez heretyków. Wyznawcy diabła mają jasny zamiar: szerzyć herezję w warunkach, które wydają się im sprzyjające wskutek naszej nieobecności, mamić tubylców i odwodzić ich od ewangelizacji.Ekscelencjo DeGrasso, oto wielce poufna informacja, którą można zawierzyć tylko pod rygorem tajemnicy wynikającej z Waszego urzędu i milczenia Waszego notariusza. Ujawniamy Wam wysoce tajny problem Kościoła, nad którym od lat ślęczą teolodzy i wciąż nie został rozwiązany mimo długich i wnikliwych badań prowadzonych w ciszy Watykanu.