Inkwizytor(22)
–Nulla via obscura „subpennis " Christi. Tantum monstra viam ąuae ad librum perducat…
–Quod accipiam ob patefactionem… – upierał się Eros, gotów negocjować: chciał wiedzieć, co otrzyma w zamian.
–Już mówiłem: uratuję cię od płomieni.
–Myślicie, że przejmuję się śmiercią? Przecież już jestem martwy w waszych więzieniach!
–Więc czego pragniesz?
–Śmierci i ciszy, jaką daje grób – odparł spokojnie Eros. I uśmiechnął się drwiąco.
–Ból czasem okazuje się przydatny – zagroziłem – gdyż głos cierpienia jest krystaliczny i szczery.
–Nigdy nie zdobędziecie tej książki – rzucił wyzywająco. – Tajemna doktryna zostanie tam, gdzie jej miejsce… w ciemnościach. Kto jak kto, ale wy nie powinniście się temu sprzeciwiać.
Spojrzałem na nieszczęśnika z poczuciem wyższości, zaskoczony jego śmiałością, i zawołałem:
–Demaskowanie herezji to moja specjalność, temu służy inkwizycja. – Wstałem i podszedłem do niego. – Znajdę księgę, wyrwę z niej czarne myśli, złamię jak suchą gałąź, a potem wrzucę do wiecznego ognia, niech spłonie we własnych płomieniach.
72
–Niczego nie wrzucicie.–A właśnie, że to zrobię. Zrobię to dla Chrystusa.
–Wasz Chrystus nie zmierzył się jeszcze z prawdziwą potęgą diabła… Jesteście, ekscelencjo, bezkształtną hybrydą Kościoła, rzecznikiem Jezusa, Pana, który nie ma władzy.
–Lepiej zamilcz – zagroziłem.
Eros uśmiechnął się, pokazując resztki zębów.
–A kto zabrał duszę waszego Chrystusa na krzyżu i zaniósł na trzy dni do piekieł? Jak myślicie, kto to był? Kto zaciągnął waszego Boga do piekieł?
Czułem, jak płomień gniewu rozpala się w moich oczach, i podniosłem rękę, żeby wymierzyć mu siarczysty policzek.
–Bluźnierca! – wykrzyknąłem ze wszystkich sił.
Śledztwo jest perwersyjną grą dualizmów, w której przesłuchujący stawia się na miejscu przesłuchiwanego, żeby badać jego odpowiedzi i wyczuć, jakie pytanie wytrąci go z równowagi. Przesłuchiwany próbuje myśleć tak, jak myśli zaszczute zwierzę na polowaniu: uciekać którędykolwiek, byle dalej od myśliwego. Gianmaria ukrył się w moim miłosierdziu, ale teraz będę go szukać na niekończących się ścieżkach terroru. Obróciłem się na piętach i spojrzałem na notariusza. Chyba wyczuł mój gwałtowny stan ducha, bo przerażenie odmalowało się na jego twarzy, gdy usłyszał moje słowa.
–Sesja będzie kontynuowana w izbie tortur. Dalsze śledztwo nastąpi w innych warunkach.
9
Ta sala w odróżnieniu od poprzedniej była wysoka, z dużym kołowrotem podwieszonym w najwyższym punkcie sklepienia. Było wilgotno i zimno, zresztą w podziemiach zawsze panowała niska temperatura, a zimowy wieczór czynił ją jeszcze bardziej nieznośną. Strój inkwizytora podczas rozpraw sądowych – czworokątny beret i czarna sutanna – nie chronił mnie zbytnio
73
od zimna. Para unosiła się z ust przy każdym oddechu, gdy w milczeniu obserwowałem krótkie, precyzyjne przygotowania pod skutecznym nadzorem Rivary. Szczerze mówiąc, tego rodzaju sesje zawsze działały mi na nerwy, nie tyle ze względu na tortury, co wskutek przebywania w jednej sali z katami, ludźmi wyjątkowo tępymi. Wykonywali swą pracę bezmyślnie, jak zwierzęta, i nie szczędzili więźniom cierpień, toteż zawsze się ich pilnowało, żeby w momencie zakuwania w kajdany i zakładania pasów mocujących nie uszkodzili układu krążenia, co nie było trudne przy ich ignorancji.Poprosiłem o zamontowanie „kołyski Judasza", bo uważam ją za najlepsze narzędzie tortur, takie, które zadaje najwięcej bólu. Gianmaria był unieruchomiony, ręce miał związane na plecach, nogi skute w kostkach łańcuchami. Założono mu skórzany pas z dwoma pierścieniami po bokach i jednym z przodu. Pod uważnym spojrzeniem Rivary kat przyczepił jeden koniec długiego łańcucha do kostek więźnia, a drugi umocował na ścianie. W wystające z grubego pasa pierścienie wsunął dwa dodatkowe łańcuchy i przytwierdził każdy z osobna do przeciwległej ściany. Na koniec przerzucił sznur przez koło pod sufitem i przywiązał do wolnego pierścienia u pasa.
Kiedy Rivara wydał rozkaz, kat głośno chrząknął, szarpnął za sznur i Gianmaria zaczął unosić się do góry. Ciało więźnia zawisło dość wysoko nad salą, nogi przywiązane do ściany, ręce unieruchomione ciężkimi kajdanami. Eros Gianmaria wyglądał, jakby siedział w powietrzu.
Kat przymocował sznur do kółka na podłodze i mocno przydepnął, dając odpocząć swym olbrzymim, owłosionym ramionom. Wikariusz odwrócił się lekko w moją stronę i zapytał wzrokiem. Wszystko było gotowe do rozpoczęcia ponownego śledztwa. Gianmaria miał odegrać główną rolę w najtrudniejszym, być może ostatnim przedstawieniu w swej karierze.