Reading Online Novel

Inkwizytor(108)







XVI





REYELATIO

43 '





Upłynęły trzy dni od naszego przybycia, trzy długie dni, które spędziłem na roztrząsaniu wątpliwości, nie ruszając się z osady, którą przyszło mi dzielić z dwoma wrogami Boga: czarownikiem i heretykiem. Co prawda, Martinez dotrzymał obietnicy i ani przez moment nie widziałem Xanthopoulosa, ale wiedziałem, że jeszcze nie został odstawiony do Asunción, gdzie miano go oddać pod sąd cywilny. W głowie miałem teraz jedną myśl: czy nie za łatwo poszło nam odnalezienie ksiąg? Czy nie ma w tym czegoś więcej niż wyjątkowa przenikliwość Evoli? Iuliano zaznaczył, że doskonale wie, gdzie są księgi, a Evola był mu wiemy jak pies. Czy nie popełniłem pomyłki, uznając, że notariusz nie zna dobrze celu naszej wyprawy? Być może od początku wiedział dokładnie, gdzie szukać tych przeklętych ksiąg. Coraz bardziej frapował mnie włoski jezuita, jego prawość, otaczająca go aureola spokoju, tego spokoju, który tak ceniłem i pragnąłem dla siebie, to wszystko skłaniało mnie, żeby szukać z nim rozmowy i co więcej, żeby go wysłuchać. Tego dnia wstałem skoro świt i postanowiłem złożyć mu wizytę w celi nie w charakterze inkwizytora, tylko jako człowiek spragniony odpowiedzi na nękające go pytania. Wraz z pierwszym pianiem koguta zjawiłem się przed strażnikiem, a ten – zdziwiony – pozwolił mi wejść do wilgotnej, ponurej





313





celi. Ksiądz leżał zwinięty w kłębek w najsuchszym kącie, jaki znalazł, z rękami pod głową zamiast poduszki, mając za jedyne przykrycie swój stary, zniszczony habit. Dostawał tylko chleb i wodę, toteż głód, niewyspanie i konieczność wdychania odoru własnych odchodów odbijały się zmęczeniem na jego twarzy. Otworzył szeroko oczy na mój widok, szybko wstał i przycisnął się do ściany.–Proszę się nie bać, przyszedłem tylko porozmawiać – powiedziałem uspokajająco.

Spojrzawszy na drzwi jezuita zorientował się, że nie będzie żadnych tortur, skoro nikt nie towarzyszy inkwizytorowi.

–Szczerze mówiąc, czekałem na was – odparł. – Spodziewałem się was wczoraj, ale to tylko potwierdza to, co mi mówiono, że cechuje was wielka cierpliwość.

–Kto księdzu powiedział, że jestem cierpliwy? – spytałem łagodnie.

–Wspólny przyjaciel.

–Wspólny przyjaciel…? Nie sądzę, byśmy mieli wspólnych przyjaciół. Nazwisko księdza nic mi nie mówi.

–Uwierz mi, bracie DeGrasso. Nie zamykaj się na moje słowa.

–Ksiądz myśli, że mogę mu zaufać po tym, co się stało? Jak może powoływać się na swoją wiarygodność osoba ukrywająca księgi?!

–Jednak trochę mi wierzysz, bracie DeGrasso – odparł z uśmiechem Tami, przygładzając sobie włosy. – Chyba że wstałeś tak wcześnie rano tylko po to, żeby odwiedzić kłamcę. To byłoby głupie, a ja mam wysokie mniemanie o Waszej Ekscelencji. Rzeczywiście, powinienem przeprosić za to zamieszanie z księgami, ale gdybym mógł, ukryłbym je raz jeszcze.

Całą tę rozmowę prowadziłem, stojąc przy drzwiach, ale wreszcie przysunąłem ławkę i usiadłem naprzeciw księdza, żeby porozmawiać twarzą w twarz.

–Kim jest nasz wspólny przyjaciel, Giorgio? – zwróciłem





314





się doń po imieniu, żeby poczuł się pewniej. Tami przyglądał mi się przez chwilę, zanim odpowiedział:–Ojciec Piero Del Grandę.

Słowa jezuity zadudniły w mej głowie, a w celi zaległa niespokojna cisza.

–Piero? Znasz Piera Del Grandę?

–Tak, ekscelencjo, zanim mnie tu przysłał, opowiadał o swym ulubionym uczniu, widocznie przewidywał, jaki los mnie czeka.

–To niemożliwe! Piero nigdy nie mówił mi o tobie ani o tym miejscu…

Twarz Tamiego przybrała uroczysty wyraz, a usta wypowiedziały słowa, których nigdy nie spodziewałem się usłyszeć od heretyka.

–Extra Ecclesia nulla salus – wyszeptał.

W osłupieniu czekałem na dalszy ciąg wyjaśnień.

–Angelo, jestem konfratrem Corpus Carus. Jestem tym, kogo szukasz, nie jako inkwizytor, ale w swoim sercu. Nie wiem: zechcesz nam pomóc, czy raczej przyłożysz rękę do tego, żeby nas zniszczyć? Nie wiem, co postanowisz, ale nie możemy już dłużej czekać, bo jesteśmy twoimi więźniami, czyli więźniami Rzymu. Mam nadzieję, że zrozumiesz me słowa i modlę się do Boga, abyś zechciał do nas przystąpić. Corpus Carus cię potrzebuje. Teraz.

Nie było mi łatwo opanować zdziwienie i zobaczyć w Tamim konfratra Corpus Carus. Był uczniem Piera Del Grandę. Tak jak ja. Jezuita mówił dalej:

–Przywiodła cię do mnie ciekawość. Zakazane księgi nie dają ci spać. Przyszedłeś, boja mogę rozwiać twoje wątpliwości, jeśli nie wszystkie, to przynajmniej ich sporą część. Czuję, że chcesz widzieć we mnie nie heretyka, który odstąpił od prawdziwej wiary, ale kogoś, kto dąży do tego samego, do czego ty dążysz jako inkwizytor, choć nie tą samą drogą. Widziałeś