Reading Online Novel

Inkwizytor(6)



–Niech będzie błogosławiona! – wykrzyknąłem radośnie. – Chyba nie zostawisz mnie samego? – Podniosłem swój kielich i spojrzałem najpierw na Tommasa, a potem na butelkę.

Uśmiechnął się pogodnie, jak w młodości, i napełnił przezroczystym płynem nasze kielichy. Nie był już taki spięty, kiedy spytał:

–Jak długo jesteś inkwizytorem, Angelo?

–Dziesięć lat – odpowiedziałem, a twarz Tommasa zmarszczyła się ze zdziwienia. Nagle zdał sobie sprawę, że życie przemija szybko jak błyskawica.





26





27





–Co z twoim dawnym opactwem?–Ach tak… jeszcze je pamiętasz?

–Bardzo dobrze pamiętam, pisałeś o nim w swoich listach tak dokładnie, że czasem miałem wrażenie, jakbym tam był. Zaglądasz tam jeszcze?

–Nie… Już nie wykładam w starym opactwie, musiałem opuścić kapucynów i scholastykę. Trybunał inkwizycyjny i powinności z tym związane nie zostawiają mi czasu na nic innego. Ale nadal jestem w Genui.

Myśl o kapryśnych kolejach losu budziła we mnie niepokój. Najchętniej zostałbym na zawsze w tym pięknym opactwie San Fruttuoso z kapucynami, którzy byli dla mnie prawdziwymi ojcami duchowymi. Ale Szanując decyzję mojego mistrza, Piera Del Grandę, której nigdy nie zrozumiałem do końca, musiałem ich opuścić, żeby ukończyć studia i przyjąć święcenia jako dominikanin. I choć wróciłem jeszcze do opactwa celem poprowadzenia lekcji z teologii, wkrótce znowu je opuściłem, żeby wejść w szeregi Świętego Oficjum, tak jakby moim przeznaczeniem była od zawsze inkwizycja, gdyż tylko dominikanin mógł zostać Inkwizytorem Generalnym. Wraz z ustanowieniem Świętego Oficjum papież powierzył dominikanom takie zadanie, ponieważ byli oni gorliwymi obrońcami czystości wiary. Funkcja strażnika wiary bardzo mi odpowiadała, ale tęskniłem za cichą, elementarną radością klasztoru, brakowało mi braci, przyrody i tamtych teologicznych dyskusji, które zbliżały do Boga.

–Opuściłeś opactwo, które przez tyle lat było twoim domem – rzekł Tommaso z tą samą dziwną nostalgią, jaką ja odczuwałem.

–Tak jest… Ale nie opuściłem do końca. Odwiedzam je sporadycznie. Spora część mego życia upłynęła w tych murach.

–Jaki jest twój nowy dom? – zapytał Tommaso, zainteresowany moim obecnym życiem.

–To stary klasztor we wschodniej części miasta, na wzgórzu nieopodal morza. Jest delegaturą Świętego Oficjum. – Głas-





28





kałem się po brodzie, pogrążony w nagłych wspomnieniach. – Ma piękny ogród z drzewami pomarańczowymi, oliwkami i winoroślą. Ze wzgórza widać ogrom Morza Śródziemnego, a w bezchmurne dni rysuje się na horyzoncie niewyraźny cień Korsyki.–Jakie to piękne miejsce – fantazjował Tommaso, próbując je sobie wyobrazić, a oczy błyszczały mu od alkoholu – i godne zamieszkania.

–Bardzo piękne… To prawda. Tak jak piękna jest róża pomimo kolców.

–Co masz na myśli? – Tommaso nie zadowolił się metaforą, która miała zastąpić bardziej precyzyjne wyjaśnienie.

–Jesteś inteligentny i nie próbujesz uciec od rzeczywistości, prawda? – Tommaso wzruszył ramionami. – W obrębie klasztoru znajduje się więzienie Świętego Oficjum, które nie zawsze jest puste, odkąd ja nim zarządzam. Zamiast wdychać słone, morskie powietrze i słuchać mew, nieraz zamykam się w czterech ścianach i studiuję akta przestępców. Innym razem nie widzę blasku dnia… bo spędzam czas w podziemiach, badając twarze uwięzionych… To są właśnie ciernie mojej róży.

–Nie da się ukryć, że każde zajęcie ma swoje przykre strony – stwierdził Tommaso, próbując złagodzić powagę moich słów.

–Zaludnione więzienie napawa mnie smutkiem, bo ubolewam nad ludzkimi słabościami, podobnie jak lekarz boleje nad chorobą. Przykro mi widzieć ludzi zarażonych herezją, która toczy ciało jak choroba i niszczy ducha.

–Kto zapełnia więzienia przestępcami? – zaciekawił się Tommaso.

–Ja to robię – wyjaśniłem. – Wydaję nakazy uwięzienia i walczę z herezją w mojej jurysdykcji.

Tommaso zamilkł. Nikt nie chciał rozmawiać czy choćby słuchać o herezji, zwłaszcza w obecności inkwizytora. Ale trwało to tylko przez chwilę.





29





–Dużo tego w Ligurii?–Jak wszędzie indziej. Wystarczy, aby wzmóc czujność. – Moje słowa zachęciły Tommasa do dalszej rozmowy i do pytania, które tkwiło w nim od dłuższego czasu.

–Sądzisz… że słuszną rzeczą jest spalić człowieka za to, że zboczył z prawdziwej drogi wiary?