Reading Online Novel

Inkwizytor(17)



–Zapytajcie o to donosicieli; jeśli potwierdzą, macie gotowy wyrok. Możecie mnie potem spalić i opowiedzieć ludziom, że byłem potworem.

–Sam musisz ustosunkować się do tych zarzutów. Zechciej się wyspowiadać i usprawiedliwić. Jak to zrobisz, sprawa będzie zamknięta.

–Jaką wartość ma moje słowo? Czy nie po to wsadziliście mnie do więzienia, żeby mnie uciszyć? Gdyby moje słowo naprawdę się liczyło, nie milczałbym. Zresztą spowiedź to coś bardzo osobistego. Na pewno bym to zrobił wobec kogoś, kto zasługuje na to, aby powierzyć mu swoje troski.

–Nam możesz wszystko powiedzieć. Nie znajdziesz bardziej godnych osób – odparł cicho prokurator.

Oskarżony po raz pierwszy podniósł głowę i utkwił wzrok w Wołchowiczu. Miał poczerniałą twarz z krzywym nosem i złamaną przegrodę nosową. Broda Gianmarii nie była zbyt długa, ale wyglądała plugawo, wilgotna, z resztkami zaschniętych plwocin.

–Naprawdę uważacie się za godnego wysłuchania spowiedzi, panie? – walnął mu prosto w oczy.

Wołchowicz zaniemówił, poczerwieniał i odparł gniewnie:

–Co to ma znaczyć? Czyżbyś wątpił w mą uczciwość? Nie zapominaj, że jestem prokuratorem… Więcej szacunku dla tego stanowiska!

Gianmaria nie przejął się zbytnio reakcją Polaka.

–Ten człowiek o białych włosach – mówił, wytykając go





59





palcem -jest dobrze znany jako wielki miłośnik monet. Jakże więc ten nędzny mnich, który sprawuje sakramenty wyłącznie za pieniądze, może być godnym spowiednikiem? Ani odpusty od Ojca Świętego, ani kieszenie pełne złota nie wybawią go od ognia piekielnego. Naprawdę sądzisz, że mógłbym wyspowiadać się przed tobą? – Najwyraźniej Gianmaria dobrze znał prokuratora, który cieszył się bardzo złą opinią wśród pospólstwa. Wołchowicz wybuchnął gniewem i walnął ręką w stół.–To zniewaga! Za dużo sobie pozwala ten heretyk…! Uciszyć zuchwalca! – Damian dał znak strażnikom, że przestępca zasłużył na cięgi, ale powstrzymałem ich. Nawet za mniejsze przewinienie byli gotowi połamać kości Gianmarii. Polak nie wierzył własnym oczom, że oto sam inkwizytor podważa jego decyzję.

–Nikt na tej sali nie będzie wymierzać sprawiedliwości na własną rękę – krzyknąłem i pogroziłem palcem. – Jestem przewodniczącym trybunału i nie będę tolerować nadużycia władzy.

Zdałem sobie sprawę, jak żenująca była ta sytuacja dla Wołchowicza, i nie chciałem go skrzywdzić, ale miałem swój własny cel: uzyskać od Gianmarii potrzebną informację. Eros uśmiechnął się i mówił dalej, pastwiąc się werbalnie nad Polakiem.

–Zdawać by się mogło, że pan Wołchowicz dobrze zna tajniki alchemii, bo potrafi przekształcać słowa w złoto. Czyż nie są prawdziwe pogłoski, że lubi opatrywać sakramentem bogaczy na łożu śmierci? Tylko magik potrafi napełniać swoje kieszenie, udzielając ostatniego namaszczenia… Ile dałbyś teraz tych „magicznych" dukatów, żeby zobaczyć, jak cierpię? – Eros zwracał się wprost do Polaka, który kipiał z wściekłości. – Ileż szlachetnego złota genueńskiego jest w twoich kieszeniach, ileż nienawiści w twoim sercu, panie Apostole Chrystusa.

Rozgniewany Wołchowicz wstał z miejsca, chwycił nóż do rozcinania papieru i zamierzył się na przestępcę. Strażnicy,





60





gotowi dobyć szpady, nie spuszczali z więźnia oka; mieli obowiązek czuwać nad bezpieczeństwem każdego członka trybunału.–Damian! – wykrzyknął notariusz. – Proszę usiąść i uspokoić się…! Siadaj, na miłość Boską!

Konflikt wisiał w powietrzu jeszcze przez kilka minut. Gianmaria dostał poważne ostrzeżenie, że jeśli nie zaprzestanie obelg, będzie ukarany, i stopniowo wszystko wracało do pozornej, mało wiarygodnej normy.

–Gianmaria – kontynuowałem – obiecuję poprowadzić tę sesję spokojnie, nikogo nie obrażając. Czy jesteś gotów złożyć taką samą obietnicę?

–Widzę, że Czarny Anioł proponuje rozejm. Jakżeż miałbym nie ufać waszemu słowu?

Zaniemówiłem ze zdziwienia, że można tak bezczelnie wymawiać mój przydomek przed trybunałem. Ale powstrzymałem zalewającą mnie falę gniewu, mając na uwadze misję, powierzoną mi przez Ojca Świętego, i odparłem:

–Byłby to z pewnością krok do przodu w naszych stosunkach. Nie sądzisz?

–Tak jest. – Oskarżony chyba wreszcie zrozumiał. Świadomie zrobiłem krótką pauzę, po czym ciągnąłem dalej.

Przesłuchanie dopiero się zaczynało.

–Uważasz się za niewinnego?

–Tak, Wasza Miłość. To wszystko jest spiskiem przeciwko mojej osobie.