Inkwizytor(115)
–Ci sami przełożeni poddali cię próbie zapieczętowanych kopert, ci sami przełożeni kazali ci torturować Gianmarię, chociaż wiedzieli, gdzie są księgi…
Nie słuchałem Tamiego i mówiłem dalej:
–Giorgio, dlaczego każesz mi ukryć przed inkwizycją herezję…? Twoje wyjaśnienia brzmią alarmująco i na pewno zasługują na uwagę, ale to, czego ode mnie żądasz, jest karane stosem. Być może żądasz ode mnie więcej, niż mogę ci dać. – Spojrzałem mu prosto w oczy. – Sądzisz, że zdołam to tak zakamuflować, żeby wrócić do Rzymu z pustymi rękami i nie wzbudzić podejrzeń? A może sądzisz, że przekażę w Rzymie to, co od ciebie usłyszałem? Jak możesz myśleć, że zamiast dochować wierności swojemu Świętemu Oficjum, będę wiemy Corpus Carus, o którym wiem tak mało i nie wiem nawet, kto stoi na jego czele?
–To twój dylemat, Angelo, i musisz go w sobie rozważyć. Ja już dokonałem wyboru: żyję dla mojego Kościoła. Mogę stanąć w obliczu śmierci z przekonaniem, że dobrze zrobiłem. Ale to mi nie wystarczy. Chcę czegoś więcej. Chcę, żeby moje poświęcenie nie poszło na marne i żeby te księgi zniknęły raz na zawsze z ludzkich oczu. Jeśli jest to możliwe choćby za cenę śmierci, to nic mnie nie przeraża. Jestem gotów.
–A gdyby tak księgi zginęły w przypadkowym pożarze, czy to byłoby jakieś wyjście?
–Nie… to wykluczone.
–Nie?
331
–Nie możemy stracić naszej jedynej broni zastraszającej. Inkwizycja by nas wtedy zgniotła, nie mielibyśmy się gdzie schronić i historia by o nas zapomniała. Księgi, to nasza jedyna polisa na życie. Dopóki je mamy, oni będą nas szanować.–To dlaczego nie skorzystaliście z tej broni, żeby powstrzymać naszą wyprawę? Dlaczego pozwoliliście dominikanom działać i doprowadzić do tego, co jest?
–To przez ciebie. Ty nam w tym przeszkodziłeś. Przybyłeś w najmniej odpowiednim momencie i odebrałeś nam możliwość manewru. Pozbawiłeś nas tej jedynej szansy! Twoja misja była utrzymywana w wielkim sekrecie i tak pomyślana, aby Corpus Carus nie zorientował się w kolejnych ruchach. Teraz mamy nóż na gardle. Pokrzyżowałeś nam szyki tą swoją bezszelestną przeprawą przez dżunglę. Teraz rozumiesz, dlaczego twoja misja zaczęła się wkrótce po tym, jak zabraliśmy od czarownicy Szmaragdowy Kodeks! Rozumiesz to? Rozumiesz, jakim pionkiem jesteś w tej grze?
–Oszalałeś, Tami, wszyscy jesteście szaleni. Chcesz, żebym zrezygnował z tego, co jest mym domem, z mego urzędu, z uprzywilejowanej pozycji w Kościele. Mam się narazić na śmiertelne niebezpieczeństwo i zająć twoje obecne miejsce. Nie rozumiem…
–Jeśli nie rozumiesz, to potraktuj to jako rozkaz. Corpus pragnie zachować teksty, nie chcemy ich zniszczyć. Na pewno nie teraz, kiedy trwa wojna między dominikanami i jezuitami. Rób swoje: myśl.
Świeczki dopalały się w lichtarzach, pokazując, jak długo już trwał ten dialog. Podniosłem oczy do góry i próbowałem doszukać się w półmroku więcej odpowiedzi, być może po raz ostatni.
Tami kontynuował:
–Pentagram znaleziony przez Nikosa w ładowni jest dowodem na to, że czarownicy idą po naszych śladach. Są bezimienni, ale ujawnią się we właściwym momencie, żeby uderzyć… Uważaj, Angelo, nie jesteśmy tu sami ani bezpieczni.
332
–No cóż… moja wizyta dobiegła końca. Zrobiło się już późno.Podniosłem się do wyjścia, ale Tami jeszcze mnie zatrzymał.
–Przemyślisz sobie to wszystko, co ci powiedziałem?
–Oczywiście, ale nie łudź się zbytnio. Nie jestem tak odważny jak ty.
Wyszedłem z celi i zaczekałem, aż żołnierz zamknie drzwi. Idąc korytarzem, zobaczyłem, że ktoś mnie obserwuje, ukryty w cieniu, jak wilk na czatach. Był to Giulio Battista Evola. Czekał na mnie w ciemnym habicie z dłońmi schowanymi w rękawach, z oszpeconą twarzą, częściowo przysłoniętą kapturem. Na pewno miał pytania niecierpiące zwłoki.
46
Tego samego wieczoru po kolacji notariusz przyszedł do mojego pokoju i stanął obok stołu. Przy kolacji nie odezwał się ani słowem; jadł niewiele i unikał mych spojrzeń. Teraz stał przede mną i patrzył jak sfinks.–Dobry wieczór, bracie. W czym mogę pomóc? Nie wzywałem was do siebie. Czy coś się stało? – zapytałem beztrosko.
–Mam kilka pytań, ekscelencjo…
–I nie dają wam spać, jak widzę – wszedłem mu w słowo.
–Czy można wiedzieć, po co odwiedzaliście heretyka? – powiedział, podnosząc karcąco palec.
–Kiedy? Dziś? – dalej udawałem obojętność.
–Dziś, i to dwa razy – powiedział.