Reading Online Novel

Inkwizytor(74)



Evola pogrążył się w milczeniu z opuszczoną głową, ale wkrótce ją podniósł, żeby zapytać:

–Gniewacie się na mnie, Ekscelencjo? – spytał.

–Powiedzmy, że nie widzę potrzeby rozmawiania z wami ponadto, co niezbędne. To wszystko, do czego zobowiązują mnie instrukcje Świętego Oficjum. – Nie ukrywałem, że osoba notariusza, który został mi narzucony, nie budzi mojej sympatii.

–Ja tylko wykonuję swoje obowiązki – oświadczył Evola, chowając dłonie w rękawach habitu – i zamierzam rozmawiać tylko o sprawach dotyczących naszej misji.

–Lektura zapieczętowanych listów jest początkiem i końcem naszej współpracy. Chyba jasno się wyraziłem. Nie zamierzam się dzielić refleksjami co do ich zawartości.

Evola wysłuchał uważnie i odparł urażony:

–Jest taki gatunek sędziów, którzy nie okazują, co myślą. Cechuje ich przezorność rządzących.

–Mylicie się, Evola. Gdybym miał tu swoich zaufanych ludzi, na pewno omawiałbym z nimi swoje przypuszczenia.





216





–To że jestem skrupulatny w pracy, jeszcze nie znaczy, że nie można mi zaufać.–Już pierwszego dnia zagroziliście, że będziecie zapisywać wszystko, co robię, myślę i mówię. Czyżby na tym polegała wasza praca?

–Obawiacie się, że moje zapiski was skompromitują?

–Nie, obawiam się tylko tego, że nie jesteście godni mego zaufania. Ja nie popełniam błędów i moje czyny nigdy nie są kompromitujące.

–To po co się tak przejmować…

–Jak to po co – przerwałem gwałtownie. – Co prawda nie ja was wybrałem jako notariusza, ale spodziewałem się innego zachowania. Współpracowałem z różnymi superiorami i współpraca układała się nam bez zastrzeżeń. Ale wy…

–Ekscelencjo… – tym razem on mi przerwał. – Nie ukrywam, że podejrzliwość jest cechą mojej osobowości. Postaram się nie dawać wam więcej powodów do rozdrażnienia.

Uśmiechnąłem się lekko i zmieniłem temat rozmowy.

–Co to za sztylet? – spytałem, zwracając mu fałszywy krzyżyk.

–Niezbędny na przedmieściach Neapolu. Również zaułki starego miasta są dość niebezpieczne dla człowieka tak niepo-kaźnej postury.

–Rozumiem…

Evola wsunął sztylet do środka i schował krzyż pod sutannę. Przyglądałem mu się przez chwilę.

–Musieliście dużo wycierpieć – zaryzykowałem stwierdzenie.

Notariusz podniósł na mnie oczy, a w jego spojrzeniu była męka czyśćcowa.

–Czy możecie sobie wyobrazić, jak żyje się z takim wyglądem?

–Nie – skłamałem.

–Ciekaw jestem, ilu wierzących, dumnych ze swej pobożności, nie znienawidziłoby Boga, mając moją twarz.





217





–Złorzeczycie Bogu?–Nigdy. Choć czasem nienawidzę życia. Nienawidzę wszystkiego i wszystkich, którzy mnie nienawidzą. Nienawidzę kobiet, dzieci, starców… Tych gapiących się i tych, którzy nie odważają się na mnie spojrzeć. Odnajduję spokój tylko w mojej pracy i pośród…

–Pośród zmarłych…? – dokończyłem za niego.

–Zmarli o nic nie pytają i z niczego się nie wyśmiewają.

–Niedobrze jest mieć nienawiść w sercu… – powiedziałem, litując się nad nim.

–Nie jestem kaznodzieją – przerwał obrażony – i nie muszę mówić ani zachowywać się jak święty. Wykonuję swój zawód oraz rozkazy Kościoła. Reszta mnie nie dotyczy.

–Czuć w waszych słowach urazę.

–Wzrastałem pośród szyderstw. Wszyscy odwracali się na mój widok. Życie mnie nie rozpieszczało, nie zaznałem sukcesów ani laurów. Jestem taki, jakim ukształtował mnie ten świat. Jestem prawdziwy, tak jak prawdziwa jest nędza człowieka.

–Bardzo mi przykro! – zawołałem szczerze.

–Nie trzeba, zdążyłem się przyzwyczaić. Poradzę sobie nawet z waszym odrzuceniem.

Jego wygląd fizyczny budził we mnie litość, ale jednak nie czułem do niego zaufania. Postanowiłem to ukryć i osłodzić trochę nasze wzajemne stosunki, proponując mu pewien pakt, którego, oczywiście, nie zamierzałem respektować. Spojrzałem uważnie na Neapolitańczyka i powiedziałem pojednawczym tonem:

–Coś wam zaproponuję… – E/vola uśmiechnął się lekko, a ten uśmiech był mieszanką radości i złośliwości. – Zgadzam się przekazywać wam moje uwagi na temat misji, tak jak to robię zazwyczaj z notariuszem w Genui. Potraktuję was jak współpracownika, a nie jak człowieka obcego, narzuconego przez władze, ale w zamian…