Reading Online Novel

Inkwizytor(72)



–Miejsce na statku.





210





–Potrzebujemy więcej załogi? – spytałem ze zdziwieniem.–Nie. To pasażer na gapę.

–Nielegalny pasażer…?! – pomyślałem głośno, a Andreu dokończył:

–Tacy jak on potrzebują dostać się do Nowego Świata, więc płacą sporą sumę i sprawa gotowa. Mają miejsce gdzieś pod pokładem.

–To wypada im taniej niż legalna podróż – uznałem.

–A właśnie, że nie, dużo drożej, choć bezpieczniej – kapral zaskoczył mnie tą odpowiedzią.

–Dlaczego miałoby być niebezpiecznie na statkach flotylli strzeżonej przez armaty galeonów?

–Wasza Ekscelencja nie rozumie. Pasażerowie na gapę to przeważnie zbiegowie poszukiwani przez prawo. Ich dalszy los zależy od tego, czy dowódca statku zapewni im wygodną i bezpieczną podróż.

Uśmiechałem się lekko pod nosem, słuchając kaprala, wreszcie nie wytrzymałem i parsknąłem. Andreu osłupiał.

–Widzę, że Hiszpanie mają wiele wspólnego z Włochami – powiedziałem rozweselony. – U nas też zawsze znajdzie się jakieś wyjście z tarapatów, byleby dobrze zapłacić. Ile bierze admirał od takiego pasażera?

–Może dziesięć… piętnaście… dwadzieścia, a czasem nawet trzydzieści dukatów lub równowartość tychże w złotych es-kudach genueńskich. Wszystko zależy od zdolności negocjacyjnych płacącego.

Znów się uśmiechnąłem.

–Tylko proszę nikomu nie mówić, ekscelencjo, że dowiedzieliście się tego ode mnie – zreflektował się młodzieniec. – Nie chciałbym mieć kłopotów z przełożonymi.

–Nie przejmuj się, umiem odczytać prawdziwe intencje. Twój sekret będzie dobrze strzeżony… A ty nie mów oficerom, że pozwoliłem ci się napić wina na służbie.

Kapral Llosa poczerwieniał i błyskawicznie odstawił na stół szklankę, którą niepewnie trzymał w ręku.





211





–Obiecuję.Podniosłem się, bo zobaczyłem, że admirał dobija targu i odchodzi. Nielegalny pasażer wziął z ziemi swój worek z rzeczami, przewiesił go przez ramię. Był wysoki i korpulentny. Odwrócił się w moją stronę, jakby wiedział, że tu jestem i właśnie mnie szukał. Miał długie, jasne włosy, jasne wąsy i brodę. Zastanawiałem się, kogo mi przypomina… Wyglądał zupełnie jak… wiking. Przebiegł oczami galerię i zatrzymał wzrok na mnie.





28





Port Santa Cruz de Tenerife szybko zniknął na horyzoncie. Natomiast wiosenny klimat pozostał do końca dnia, zabarwiając niebo o zachodzie na wściekle czerwony kolor. Gasnąca kula słońca powoli zanurzała się w morzu na skraju wód, jakby wciągana mackami olbrzymiego kalmara. Znów wpłynęliśmy na głęboki ocean, tym razem wespół z niezwykłą formacją morską. Po wyjściu z portu nasz galeon zajął miejsce okrętu admiralskiego, a statek towarzyszący nam od Genui, „Catalina Nina", pełnił funkcję kapitańską. Sześć innych galeonów płynęło na flankach flotylli złożonej z trzydziestu pięciu karaweli wiozących wszystko co potrzebne dla wicekrólestw Nowego Świata.Był to pierwszy dzień, kiedy mogłem wreszcie wyjść na pokład, albowiem burzliwy okres przeprawy przez Morze Śródziemne spędziłem w zamknięciu, przemieszczając się jedynie między kajutą i ładownią. Przyjemna bryza rozwiewała mi włosy i targała sutanną, w głowie rodziły mi się refleksje wokół podróży. Myślałem o postępie technicznym umożliwiającym taką wyprawę i o tym, że humanizm ogłosił człowieka ośrodkiem stworzenia, o sztuce Renesansu, która filozofię humanizmu przekuła w cudowne rzeźby i ożywiła marmur, obdarzając go niezwykłym życiem, o lekcji płynącej dla czło-





212





wieka z dzieł malarskich, które przetwarzają ludzkie myśli w obrazy, o architekturze zdolnej wkrótce odtworzyć nawet wspaniałą świątynię Salomona. Człowiek udowodnił, że potrafi zrozumieć życie i zbliżyć się do Boga poprzez sztukę.Monarchie korzystały z owoców nauki, budując olbrzymie okręty zdolne połączyć odległe światy dzięki zastosowaniu precyzyjnych instrumentów, które określały kurs według gwiazd, a coraz dokładniejsze mapy i plany nawigacyjne upraszczały zadania dawniej, zdawałoby się, niewykonalne. Osiągnięcia nauki, takie jak przedstawienie ciała ludzkiego w formie artystycznej, były owocem humanizmu, który stawiał sobie za cel poznanie człowieka, człowiek zaś, mimo tych wszystkich zmian, pozostawał wciąż taki sam. Próbowałem sobie wyobrazić, jaki będzie dziedzic tych dobrych fermentów za czterysta albo pięćset lat, ale nie mogłem zapomnieć, że gdy wynaleźliśmy garotę, użyliśmy jej przeciw bliźniemu naszemu i to samo uczyniliśmy z wynalazkiem szpady… Teraz na polach bitwy dominuje proch, a żołnierze giną setkami od straszliwych wybuchów. Postęp wiedzy przyczynił się jedynie do udoskonalenia sztuki wojennej. Jaki będzie człowiek tysiąclecia? Łagodny czy okrutny…? Bóg jeden wie. Byłem świadkiem tylu okropności, lamentów, wojen i cierpienia, że chciałbym wreszcie uwierzyć, iż człowiek jutra nauczy się na błędach przodków i złagodnieje. Skoro umiał udoskonalić marmur i płótno, może w jakimś momencie przyszłości zdoła wyciągnąć wnioski z historii.