Inkwizytor(52)
153
świętych grobów; oskarżony o odprawianie czarnych mszy, przywoływanie demonów do ołtarzy ofiarnych, kontakt i opętanie przez plugawe duchy, zniewagi wobec Chrystusa i Jego kapłanów na ziemi, kłamstwa i używanie języka żmii, aby omamić strażników prawdziwej wiary chrześcijańskiej. Za czary i niegodziwe czyny przeciwko wiernym Święte Oficjum skazuje go na najwyższą karę: konfiskatę mienia i śmierć na stosie.Reakcją widzów był wybuch radości. Wszyscy krzyczeli, klaskali, tupali nogami na znak zadowolenia z surowych wyroków. Jedni ściskali się wzajemnie i składali sobie gratulacje, inni wznosili w stronę przestępców zaciśnięte groźnie pięści i złorzeczyli im bezwstydnie. Był to kolejny krok na drodze do zwycięstwa w wojnie przeciwko dysydentom nieuznającym dogmatów. Prawdziwa wiara zatriumfowała, a zemsta Kościoła była zemstą ludu.
W tym samym czasie przybył wysłannik z flagą Świętego Oficjum i podszedł do Rivary. Był spocony i wycieńczony; widać było, że gnał całą drogę bez przerwy, nie dając sobie ani koniowi chwili wytchnienia. Teraz też bardzo się spieszył, cały pokryty kurzem pochylił się nad wikarym, coś mu szepnął do ucha i zniknął równie szybko, jak się pojawił. Rivara zbliżył się do mnie z zatroskaną twarzą.
–Ojcze przeorze, wrócił posłaniec z Ferrary. Niestety, przynosi złe wieści – zakomunikował mi szeptem. – Nie było zakazanej księgi w kościele w Portomaggiore. Znaleźli kryjówkę pod posadzką, tak jak mówił heretyk, ale ani śladu po Necronomiconie.
Powstrzymując oznaki niezadowolenia, wziąłem głęboki oddech i odpowiedziałem cicho:
–Nie teraz… Potem porozmawiamy, jak się skończy Sermo. Nie miało już znaczenia, kiedy porozmawiamy i co mi
powiedzą o tamtej parafii oraz kryjówce. Najważniejsze i najgorsze było to, że posłaniec wrócił z pustymi rękami. Tego nie mogłem zaakceptować. Rzym czekał na księgę. Piero Del
154
Grandę potrzebował księgi. Obie strony na mnie liczyły, a ja miałem puste ręce i parę jałowych słów. Poczułem wstyd i oburzenie, że heretyk zadał swój ostatni cios, oszukując mnie pomimo tortur. I zabierze swój sekret na stos, gdzie zamieni się w kupkę popiołu. Wszystko się komplikowało, ślad po przeklętej księdze ginął w coraz gęstszej mgle; może jest już u Wielkiego Czarnoksiężnika… Podobnie jak Szmaragdowy Kodeks, bo obie księgi zginęły.
20
Nadszedł moment przekazania więźniów świeckiej sprawiedliwości. Do niej należało wykonanie wyroków; Kościół nie mógł plamić rąk śmiertelną krwią. Ponownie wszedłem na ambonę i w obecności władz cywilnych oraz duchownych wypowiedziałem słowa uwalniające inkwizycję od wszelkiej winy za to, co czeka więźniów. Inkwizycja tropiła, oskarżała, torturowała i wydawała wyroki, ale nie zabijała. To robił zakapturzony kat, postać bez nazwiska i bez twarzy. Omiotłem wzrokiem plac, zaczynając od przedstawicieli władzy i kończąc na skazańcach; utkwiłem spojrzenie w Gianmarii.–Musimy wypuścić więźniów, bo taki jest nasz obowiązek. Od tej pory przechodzą pod władzę pełnomocnika sądu Republiki Genueńskiej Mattea Bertoniego. Prosimy, aby wraz ze swym zastępcą zechciał przejąć więźniów.
Wyroki śmierci zostaną wykonane tego samego dnia. Plac straceń był przygotowany na obrzeżach miasta i tam skierowano skazańców, a na placu zaczynała się ceremonia nawracania skruszonych grzeszników, którzy musieli ponieść taką karę, jaką wskazywały zawieszone u ich szyi powrozy. Jednocześnie trwały przygotowania do mszy z zapalonymi świecami, przyniesionymi przez nawróconych. Straże spieszyły się z rozpoczęciem krwawego widowiska, dopóki jeszcze nie wszyscy
155
ruszyli w kierunku placu straceń; przywiązywano nawróconych więźniów do szerokich pali, odsłaniano im plecy i przystępowano do biczowania.Bigamista otrzymał więcej razów, niż należało. Kat chłostał bez litości. Skóra biczowanego odpadała w strzępach koloru miedzi. Jego lament w nikim nie budził współczucia i nie zwracał niczyjej uwagi. Skruszonego manichejczyka Sebastiana Rene zakuto po otrzymanej chłoście w dyby i wystawiono na widok publiczny. Tłum runął na złoczyńcę; mężczyźni i kobiety przepychali się, żeby napluć mu w twarz i obrzucić zgniłymi owocami. Konwertytę spotkał łaskawszy los, zemdlał bowiem po dziewiętnastym uderzeniu batem. Sermo dawało ludowi pierwszy pokaz kary, przedsmak furii, która miała się rozpętać na placu straceń, dokąd zmierzała już procesja skazańców. Eros Gianmaria znów znalazł się na ośle; mila drogi dzieliła go od niechybnej śmierci, a sekret, którego nie zdradził, miał przepaść razem z nim w milczeniu stosu…