Inkwizytor(48)
Dręczyło mnie jeszcze jedno pytanie i sądziłem, że mam pełne prawo je zadać i otrzymać wyraźną odpowiedź.
–Kto jest Wielkim Mistrzem Corpus Carus?
–Nie wiem – odpowiedział ojciec Piero z uśmiechem. – Nikt tego nie wie. Czy ty byś powiedział, gdybyś wiedział?
–No cóż… Nie wiem, ojcze. W tej chwili nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
–A ja wiem, jak mam postąpić. Zresztą nawet gdybym wiedział, też bym ci nie powiedział, więc nie nalegaj, Angelo.
142
Widząc, że nic więcej nie osiągnę pytaniami o Corpus Carus, wróciłem do pytań o czarowników. Chciałem się przekonać, czy Piero Del Grandę powie mi coś więcej, niż sam wiem.–A co z czarownikami?
–Tajne Stowarzyszenie Czarowników też ma swojego Wielkiego Mistrza. Jego czarowników już nie ma w Europie, większość zniknęła za sprawą inkwizytorów, a niewielka część dzięki naszej loży.
–Wiesz coś o Wielkim Mistrzu Czarowników?
–Najgorszy ze wszystkich. Przez osiem wieków nikt mu nie dorównał w machinacjach i przenikliwości. Wszystkich nas wyprowadził w pole, ukrywając miejsce swojego pobytu i swoją tożsamość. Udowodnił, że może mu się udać połączenie obu satanicznych ksiąg, a na dodatek doprowadził do konfliktu w łonie Kościoła w związku z wzajemnymi oskarżeniami.
–A więc nikt nie wie kto to, tak samo jak nikt nie wie, kto jest Wielkim Mistrzem Corpus Carus… – Przypomniały mi się słowa z listu Isabelli do Gianmarii: „milczący jak mnich z nogami kozła". Taki opis pasował do niejednego zakonnika. Mistrz kontynuował:
–Wiem tylko tyle, co wiedzą wszyscy, włącznie z tobą. A to stanowi prawdziwy motyw twej wizyty i powód wzajemnych oskarżeń i zarzutów… Żyjemy w czasach chaosu, kiedy diabeł ma twarz męczennika, armia Kościoła zaś, miast zjednoczyć się w walce, zaczyna łamać szyki…
–Mistrzu, wciąż czegoś nie rozumiem. Po co Corpus Carus chce mieć te księgi? Nie lepiej zostawić to w rękach inkwizycji?
–Oj, Angelo! Przecież mówiłem, że każdy może okazać się Wielkim Mistrzem Czarowników. Nawet członek Świętego Oficjum.
–Albo ktoś z Corpus Carus – odparłem w obronie własnej.
Piero Del Grandę na kilka sekund zaniemówił po tych słowach, zanim zdołał wyjąkać:
143
–Mam nadzieję, że Bóg by na to nie pozwolił.Czas szybko płynął; kilka godzin spędziliśmy na cmentarzu bez jedzenia i bez picia, pochłonięci rozmową. Zaczynało się zmierzchać. Wraz z zachodzącym słońcem uchodziła ze mnie resztka pewności, jaką dotąd miałem. Mógłbym jeszcze wiele razy przychodzić na ten cmentarz i przystawać w tym ustronnym zakątku, bo czułem do tego miejsca podświadomy pociąg, a nigdy bym się nie dowiedział, że tu kryje się prawda o moim istnieniu. Tymczasem w tym bezimiennym grobie, któremu nigdy nie poświęciłem większej uwagi, czy choćby krótkiej modlitwy, zbiegały się wszystkie ciemne ścieżki mego życia. Odkryłem to dopiero tego wieczoru.
Nastąpił czas chaosu.
Diabeł był wśród ludzi.
/
VII
AUTODAFE
18
Nadszedł dzień wielkiego świętowania. Od wczesnego ranka konni heroldowie oznajmiali, że odbędzie się ceremonia autodafe, przeznaczona dla wszystkich, którzy mają skończone czternaście lat. Władze cywilne i kościelne wymierzą sprawiedliwość odstępcom od prawdziwej wiary. Wśród skazanych znajduje się między innymi dwójka najbardziej poszukiwanych heretyków: groźny Eros Gianmaria zwany Pajacem i długo nieuchwytna Isabella Spaziani, wiedźma z Portovenere, osądzona pośmiertnie. Był to ważny dzień sądu i sprawiedliwości, czas rozrywki dla prostego ludu.„Chleba i igrzysk" mówili Rzymianie w czasach imperium i tą magiczną formułą uspokajali apetyty plebsu, zawsze skorego do buntu. Pospólstwo czuło się częścią tych widowisk zarówno na arenie, jak i na widowni. Za cenę tej farsy kupowano wolę ludu. Od tamtych czasów niewiele się zmieniło: za wysokie urzędy trzeba płacić złotem, a lud nadal musiał się zadowalać „chlebem i igrzyskami".
Wokół placu Świętego Wawrzyńca powiewały chorągwie. Uprzątnięto okoliczne ulice i trasę procesji oskarżonych. Najciemniejsze zaułki, pełne zazwyczaj oszustów, złoczyńców i morderców, były udekorowane sztandarami. Porządek panował wszędzie, nawet w niebezpiecznych tawernach, gdzie zwykle
145
odbywały się ponure transakcje, a prostytutki opróżniały kieszenie pijaków. Ten porządek potrwa tylko jeden dzień; potem wszystko wróci do normy i Genua znów będzie miastem handlowym, mówiącym i po arabsku, i po francusku, miastem bankierów wspierających imperia, dla którego oszczędność jest skąpstwem, a własna rodzina może być towarem.Na placu wznosił się ogromny amfiteatr mogący pomieścić ponad tysiąc widzów. Dla władz kościelnych i osób szlachetnie urodzonych zarezerwowano kilka pierwszych rzędów na wprost katedry, gdzie miały stanąć trzy mównice i ławki z więźniami. Mury katedry ozdobiono flagami, baldachimami i złotym brokatem. Ogromny czarny sztandar z wyhaftowanym złotem godłem Świętego Oficjum wisiał u wejścia do katedry.