Reading Online Novel

Inkwizytor(80)



–Ta szynka nie ustępuje nawet parmeńskiej, jest nadzwyczaj smaczna – powiedziałem szczerze.

–Miło mi to słyszeć – odrzekł natychmiast Calvente. – Zrobiono ją z wieprzków hodowanych pod gołym niebem i mezonych żołędziami z najdorodniejszych dębów. Żadne kulinarne sztuczki nie dadzą tak pięknego koloru i wyśmienitego smaku. Ale też trzeba przyznać, że nie wszystkie hiszpańskie szynki są tak wyjątkowe. Ta jest najlepsza z najlepszych, zarezerwowana tylko dla oficerów.

–Miałem szczęście odwiedzić parę razy Hiszpanię i rzeczywiście zaobserwowałem dużą różnorodność szynek na waszych rynkach – wyjaśniłem. – Nie znam się na tym, ale podobno oprócz karmy najważniejszy jest proces dojrzewania i suszenia. Zdaje się, że to najlepiej strzeżony sekret.

–Tak jest, ekscelencjo. Kluczową rolę odgrywa długość podsuszania szynki na powietrzu w odpowiedniej temperaturze. Mówicie, że widzieliście płaty mięsa wiszące w sklepach i na straganach, a trzeba wiedzieć, że zwyczaj ten zawdzięczamy poniekąd Kościołowi – wtrącił kapitan Martinez, uśmiechając się tajemniczo.

–Naprawdę? – spytałem zaintrygowany.

–Wieszanie i wietrzenie szynek w sklepach ma swe przyczyny w religii – ciągnął Martinez. – Kościół jest w pewnym sensie współtwórcą tej procedury.

–Ma pan na myśli jakiś specjalny edykt? – dopytywałem.

–Niepotrzebny był edykt – uśmiechnął się znów kapi-





233





tan. – W ubiegłym wieku kupcy bardzo bali się inkwizytorów i na wszelki wypadek, aby uniknąć podejrzeń, że są żydami konwertytami, starali się udowodnić, że z dawien dawna wyznają katolicyzm. Wywieszając w swych sklepach szynki, pokazywali, że jedzą mięso zabronione przez judaizm.–Ciekawe… – skomentowałem.

–W tamtych czasach ludzie robili pranie i rozwieszali na sznurkach w sobotę – dorzucił Martinez – bo jeśli ktoś tego nie uczynił, mógł być oskarżony przez sąsiada o świętowanie szabatu. W rezultacie wszyscy zaczęli się licytować, kto więcej pracuje w soboty.

–Żydów na szczęście już nie ma w Europie, ale są dobre szynki – podsumował tryskający humorem Calvente, wypiwszy jednym haustem szklankę wina.

–A ja wznoszę za to toast – zakończył Martinez, naśladując admirała.

Ta niewinna rozmowa o sprawach na pozór kulinarnych nawiązywała do purystycznych ekscesów Kościoła i choć nikt nie odważył się powiedzieć o tym wprost, było jasne, że nic nie zmieniło się od tamtych czasów; nie dość, że prawo, metody i ich wykonawcy, czyli my, inkwizytorzy, to wszystko było takie samo, to jeszcze nowe kodeksy wymagały od nas większej surowości. Pod koniec szesnastego wieku Kościół katolicki sprawował absolutną kontrolę nad sumieniami wiernych.

Choć biesiadnicy zręcznie lawirowali wokół drażliwych tematów, to jednak po kolejnym toaście na cześć Martineza admirał Calvente nie mógł dłużej unikać pytania, które spędzało wszystkim sen z oczu. Zadał je kapelan Valerón Velasco, korzystając z chwili ciszy.

–Panie admirale, czy coś już wiadomo o mordercy? – spytał ze wzrokiem utkwionym w podłogę.

Calvente nie od razu odpowiedział, ale musiał przyznać:

–Na razie nic konkretnego. Prowadzimy śledztwo.

–To bardzo przykra sprawa – mówił dalej kapelan. – Po





234





tym co zaszło, nikt z nas nie może czuć się bezpiecznie na tym statku.Cah/ente wbił wzrok w kandelabr stojący na środku stołu.

–Oczywiście, oba morderstwa popełnił ten sam człowiek. Zabójca kucharza zabił również doktora Alvareza Etxeberię. Obie ofiary pozbawiono życia i okaleczono w taki sam sposób.

–Dla dobra nas wszystkich mordercę należy znaleźć jak najszybciej – uznał kapitan Martinez. – Nastroje wśród moich żołnierzy są wybuchowe.

–Co właściwie było powodem tych morderstw? – spytałem.

–Nie wiemy, ekscelencjo – odparł admirał – ale bardzo by nam pomogła w śledztwie informacja, co robił doktor w ostatnich godzinach życia.

Milczący zazwyczaj Giulio Battista Evola odezwał się niespodziewanie:

–Minąłem się z nim późnym wieczorem w ciemnym korytarzu między naszymi kajutami. Mam wrażenie, że kierował się tam, skąd ja wracałem. Nie widzę innej możliwości…

–Czyli gdzie, waszym zdaniem? – przerwał kapitan, ledwo zdążywszy umoczyć wargi w winie w przerwie między jednym a drugim tematem rozmowy.

Evola spojrzał znacząco w moją stronę. Nie wierzyłem własnym uszom i oczom. Zabrałem głos, żeby powiedzieć to, co powinno wyjść tylko z moich ust.