–Mistrzu… Byłem pod działaniem wywaru… To było silniejsze ode mnie, zachowałem się jak zwierzę… Ja nie chciałem…
Popatrzyłem na niego jak na ministranta, który zszedł na manowce, i wtedy zrozumiał, że nie znajdzie miłosierdzia, jeśli będzie upierać się przy kłamstwie.
–Kłamiesz, Giovanni – stwierdziłem oschle i srogo. Giovanni pochylił głowę i wybuchnął płaczem, a ja nadal mówiłem do niego tym samym tonem. – Co chcesz wyrazić łzami, czego nie możesz powiedzieć słowami?
–Sami chcieliście mistrzu, żebym poszedł – odparł chłopak. – To nie moja wina, że zostałem wybrany przez wiedźmę. Tak bardzo pragnę, żeby można było cofnąć czas, żeby to się nigdy nie zdarzyło! Zrobiłem to, bo zabraliście mnie na sabat, do sali pełnej czarownic.
–Nie należy mylić obowiązków ze słabością. Nie pytam, dlaczego przystałeś na moją prośbę, nie mówię nic o posłuszeństwie. Pytam, jak ci było z czarownicami. – Młodzieniec westchnął wyczerpany, zanim odpowiedział.
–Dobrze jak nigdy przedtem, mistrzu – powiedział wreszcie, błądząc wzrokiem po suficie kaplicy.
Znów się rozpłakał.
–Dobrze, że nie kłamiesz.
–I co teraz? – wydusił z siebie mój uczeń, okazując niepokój, który musiał go dręczyć od kilku dni.
–Pociesz się, Giovanni, wyznałeś prawdę i to wyznanie cię uratuje.
–Mistrzu… Nie kryłem tego przed wami ze strachu, tylko ze wstydu. Nie chciałbym stracić waszego zaufania.
268
–Giovanni, twoja wiara cię uratowała. Zostałeś moim notariuszem, bo w ciebie wierzę. Wybrałem cię na ucznia, bo jesteś taki jak ja w twoim wieku. Teraz nic nie ukrywasz, nic, z czego powinieneś się wyspowiadać. Nie ukrywasz przed sobą ani przede mną, ani przed Jezusem, naszym dobrym Nauczycielem.Młodzieniec padł do moich stóp, obejmując mnie za kolana. Pogłaskałem go serdecznie po głowie i powiedziałem surowo:
–Daj mi rękę i módl się, aby oczyścić się z grzechów cielesnych.
Wyjąłem z sutanny leszczynową rózgę i zacząłem uderzać go po palcach. Z każdym uderzeniem mój umysł szukał desperacko własnego ukojenia: musiałem przywrócić Giovanniemu czystość duszy, jaką miał przed upadkiem. Przed upadkiem, do którego ja sam niechcący się przyczyniłem. Mój umiłowany uczeń, młodzieniec, w którym ulokowałem swoje nadzieje i uczucia. Którego pragnąłem chronić przed wszelkim złem. Przerwałem karę dopiero wtedy, gdy czerwona, spuchnięta ręka wyglądała tak samo jak jego członek podczas orgii w Montpellier.
35
Madame Tourat kwiczała jak zarzynane prosię, kiedy wskutek nowego obrotu koła rozwierały się w jej odbycie kolejne płatki „weneckiej gruszki", narzędzia męki skłaniającego bezbożne wiedźmy do szybkich zeznań.–Litości! Powiedziałam już wszystko, co wiem! – rozległ się gardłowy ryk czarownicy.
–Jeśli dobrze pamiętam, twierdziłaś, że nawet inkwizycji nie powiesz o księdze, z której czerpiesz swoje zaklęcia – odparłem z sarkazmem. – Zgadza się?
Czarownica ciężko dyszała na ławie tortur, zastanawiając się, co powiedzieć. Jasne, że pamiętała dokładnie swe słowa, dźwięczały jej w uszach jak świeżo wypowiedziane. Ale to było wtedy, gdy czuła się całkowicie bezpieczna i nawet nie
269
podejrzewała, że słucha jej inkwizytor w przebraniu. Teraz przyszło jej za to zapłacić.–Nie wiedziałam, co mówię – przyznała wreszcie.
–Co to za księga, madame Tourat? Chcę wiedzieć! – miałem już dość jej wykrętów.
–Znajdziecie ją w kufrze! Weźcie ją sobie! – krzyknęła zdesperowana wiedźma.
–W kufrze jest dużo ksiąg. Mów, która z nich zawiera te specjalne zaklęcia.
–Jest w ciemnej okładce… Tak… To ta księga! Kazałem oprawcy wykonać półtora obrotu i natychmiast dał
się słyszeć rozdzierający krzyk. Metalowe płatki „weneckiej gruszki" rozrywały wiedźmie odbytnicę, rozszerzając ją do granic możliwości. Opat Lanvaux nie wytrzymał i odwrócił wzrok.
–Szmaragdowy Kodeks] – krzyknęła czarownica ze wszystkich sił.
Spojrzałem na notariusza. Giovanni notował wszystkie słowa włącznie z tajemniczym tytułem, który usłyszeliśmy; lewą ręką z obandażowaną dłonią, która wciąż była spuchnięta od chłostania rózgą, dał mi znak, że wszystko jest jak należy.
–Przynieście ją – poleciłem i kazałemi natychmiast zamknąć płatki „weneckiej gruszki".