1 politycznych, bowiem Corpus, bractwo złożone w większości z jezuitów, którzy znaleźli schronienie w Hiszpanii, stanowi przeszkodę w zabiegach rodów florenckich, a zwłaszcza Medyceuszy, o pozostanie na Stolicy Piotrowej. Corpus cieszy się względami Filipa II, gdyż interesy bractwa są zbieżne z interesami tego monarchy, który dąży do ograniczenia władzy króla Francji, politycznego sojusznika Florencji.
A więc walka o prawowierność, o czystość doktryny… sprowadza się w gruncie rzeczy do skomplikowanych zmagań o władzę polityczną w łonie Kościoła? To nie do pomyślenia, to niemożliwe, aby Piero Del Grandę był jedynie narzędziem w rękach króla hiszpańskiego. Czytałem dalej:
243
Corpus pragnie zdobyć księgi tylko po to, by zapewnić sobie przewagę nad Kurią Rzymską i zapobiec masowym polowaniom na swych członków. Akcją kieruje z Wioch kapucyn Del Grandę, twój mistrz i wybitny członek Corpus Carus.Z kolei Tajne Stowarzyszenie Czarowników chce mieć te księgi, żeby wprowadzić w czyn ich złowieszcze i destruktywne przesianie. To bardzo stara organizacja i choć poważnie zdziesiątkowana przez naszą Świętą Inkwizycję, wciąż działa pod kierunkiem swego Wielkiego Mistrza, człowieka bez twarzy i nazwiska, który wymyka się jak piskorz, i nikt go nie zna, ale on czuwa. To może być nawet ktoś z naszego środowiska, kto ujawni się dopiero wtedy, gdy spełni swe zadanie.
Coś zaszeleściło w kajucie, a przynajmniej tak mi się zdawało. Wpatrywałem się w półmrok, ale niczego nie zauważyłem. Pewnie szczury szukają pożywienia, pomyślałem i wróciłem do listu:
Tak to jest, Angelo: Kościół, Corpus, czarownicy – wszyscy chcą mieć to, czego szukasz, każdy ma w tym swój interes, każdy Cię obserwuje i próbuje przeciągnąć na swoją stronę albo wyeliminować z gry. Gdziekolwiek się poruszysz, tam śmierć i kłamstwo, a także prawda, choć pokryta błotem zdrady. Nikt nie może Ci pomóc. Zdaje się, że te księgi kryją niezwykle głęboką tajemnicę. Trudno sobie wyobrazić, co takiego zawierają, że przykuły uwagę największych mocarzy tego świata. Pamiętaj jednak, że zastawiono na Ciebie pułapkę.
Pokój i miłość niech będą z Tobą. Twoja na zawsze, ANASTASIA IULIANO
244
Znów rozległo się ciche skrzypnięcie drewna. Prawie niedosłyszalne, ale coraz bliższe. Powoli opuściłem list na kolana i rozejrzałem się dookoła. Uniosłem się wyżej na łóżku; lampa ledwo się tliła, widoczność prawie żadna, tyle co błysk świetlików zamkniętych w szklanej kuli.Nowy dźwięk wydobył się z ciemności, jakby z kąta kajuty naprzeciwko łóżka, koło drzwi. Tym razem był to niewątpliwie przytłumiony odgłos kroków. Sparaliżował mnie strach, nagły chłód przeszył moje ciało, a potem oblał mnie pot. Wszystko dlatego, że dostrzegłem jakiś niewyraźny cień. I ten cień był coraz bliżej.
Demoniczna twarz o ludzkich rysach i niespokojnych oczach pojawiła się w zasięgu mego wzroku. Ta sama, którą opisał medyk: twarz jasnowłosego, brodatego szaleńca. Szedł w kierunku łóżka. Kiedy wyobrażamy sobie taką sytuację, stać nas na spektakularne gesty, niezwykłe czyny i odwagę, budzącą podziw bywalców portowej tawerny. Ale w rzeczywistości wszystko sprowadza się do paraliżującego lęku, przesadnej gestykulacji bez jednego słowa, bez krzyku, ze ściśniętym gardłem i suchością w ustach; człowiek jest roztrzęsiony i nie może się opanować.
–Kim jesteś? – wyjąkałem z trudem.
Powoli i nieubłaganie mężczyzna zbliżał się do mnie w milczeniu, nie czyniąc żadnych gestów. Straszliwy grymas podobny do uśmiechu pojawił się na jego twarzy (ale to nie był uśmiech), a w oczach nabrzmiewały czerwone żyłki trawiącej go gorączki. Gorączki krwi i śmierci.
–Kim jesteś? – powtórzyłem przerażony.
–Nieważne, kim jestem – wymamrotał nieznajomy, wyciągając w moją stronę otwartą dłoń.
–Co robisz w mojej kajucie? Czego chcesz, do diaska?! – udało mi się krzyknąć. Zerwałem się z łóżka, gotów stawić mu czoło.
–Ciszej…! Szukałem dojścia do was…
245
Chwyciłem świecznik i zamachnąłem się na niego, krzycząc bez przerwy w nadziei, że obiecane przez kapitana Martineza straże znajdują się w pobliżu.–Cicho…! Oni was nie obronią. Przestańcie krzyczeć, na miłość Boską! – nalegał ponury osobnik.
–Nie podchodź bliżej…! Nawet nie próbuj! – starałem się nie okazać strachu, chociaż bałem się coraz bardziej. A on to widział.
–Musimy porozmawiać… Lepiej nikogo nie budzić… To intymna rozmowa. Tylko my dwaj.