Home>>read Inkwizytor free online

Inkwizytor(81)

By:STURLESE PATRICIO


–Doktor Ah/arez Etxeberria był u mnie – powiedziałem ku zdumieniu reszty zebranych. – Mój notariusz widział go wychodzącego z mojej kajuty.

–Dlaczego wcześniej o tym nie wspomnieliście, ekscelencjo? – zapytał Martinez.

–Zamierzałem porozmawiać na osobności z panem admirałem, ale dotąd nie było odpowiedniej okazji – musiałem skłamać ze względu na obecność Calventego, bo wszak pierwotnie zamierzałem porozmawiać z kapitanem. Evolą zajmę się później. – Skoro zostałem wywołany do odpowiedzi, nie





235





miałem innego wyjścia, jak przekazać wszystkim to, co medyk wyznał mi wczoraj wieczorem wielce poruszony.Spojrzałem na Calventego, prosząc wzrokiem o pozwolenie, a on kiwnął potakująco głową. Potrzebowałem jego zgody, ponieważ kierował śledztwem, któremu moja informacja mogła nadać nowy bieg. Admirał uznał obecnych za godnych zaufania.

–Doktor Etaceberria wyznał mi wczoraj w mojej kajucie, że ma pewne podejrzenia wobec osoby, która jego zdaniem ukrywa się na samym dnie statku w miejscu rozsiewającym przykre, niezdrowe zapachy, zwanym…

–W zęzie…? – Calvente doskonale wiedział, o co chodzi.

–Właśnie tam.

–Czy to możliwe? – kapelan spytał admirała.

Ten nie odpowiedział słowami, ale potwierdził ruchem głowy.

–Według Etxeberii – kontynuowałem – podejrzany to człowiek niebezpiecznie obłąkany i uzbrojony. Nic więcej mi nie powiedział, bo gdy tylko trochę się uspokoił, zaproponowałem, żeby poszedł spać i że wrócimy do tej sprawy na drugi dzień w rozmowie z admirałem lub kapitanem. Nie przypuszczałem, że przyjdzie mu zapłacić życiem… za to, że może zdradził jakiś sekret.

–Mamy szaleńca na pokładzie… – westchnął Evola – może to sam diabeł.

Wymieniliśmy spojrzenia w ciszy, jaka zaległa po tych słowach, ale nikt nie odważył się odezwać, bo ta głośno wyrażona myśl była zbyt makabryczna i wykraczała poza granice rozumu. Kiedy pierwszy strach minął, podjęliśmy przerwany wątek.

–Dlaczego doktor przyszedł z tym do was, ekscelencjo, a nie do któregoś z nas? – spytał Martinez i dodał, w dalszym ciągu zwracając się do mnie, choć niewykluczone, że tę część pytania kierował do wszystkich: – Czy to nie wydaje się nielogiczne?

–Nie mógł zaufać oficerom z jednego prostego powodu – spojrzałem na admirała z nadzieją, że pociągnie ten wątek, nikt





236





bowiem oprócz niego nie powinien udzielać wyjaśnień w tym względzie.Tak też się stało. Calvente niezwłocznie podniósł dłoń na znak, że pragnie zabrać głos, i rozpoczął relację mającą niewiele wspólnego ani z poczuciem honoru, ani z moralnością.

–Zarówno nieboszczyk, jak i Jego Ekscelencja mają na myśli osobę, która dołączyła do nas w porcie na Teneryfie jako ostatni pasażer, cywil. Zaokrętowałem go osobiście do Car-tagena de las Indias po uiszczeniu pewnej kwoty na rzecz Armady. – Admirał zręcznie wybrnął z sytuacji, traktując własną kieszeń jako część Armady. – Wielka szkoda, ekscelencjo, że dowiedzieliście się o tym z ust medyka. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak wyjaśnić do końca całą sytuację, żeby uspokoić wszystkich zebranych. Otóż w zęzie podróżuje grecki handlarz, który marzy jedynie o tym, żeby dotrzeć cało i zdrowo do Nowego Świata, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Jest logiczne, że widząc go w takim miejscu, doktor zaczął coś podejrzewać, zwłaszcza po zabójstwie kucharza. Myślę jednak, że jego podejrzenia nie brały się z rozsądku, tylko z paniki. Jest również logiczne, iż dowiedziawszy się, że pasażer jest… nazwijmy to… nielegalny, doktor nie chciał powiadamiać oficerów o swoim odkryciu. Czy mam rację, ekscelencjo?

–Całkowicie, panie admirale. Kapelan wtrącił natychmiast:

–Skoro utrzymuje pan, admirale, że ten nielegalny pasażer jest niewinny, to w takim razie kto zabił? Przecież ktoś musi być odpowiedzialny za zbrodnie, i to nie jest zwykły morderca. Piętnuje swe ofiary z demonicznym okrucieństwem. Ja myślę, że lekarz wiedział, co mówi… i dlatego zginął.

–Ksiądz ma rację – stwierdził Evola, wykrzywiając jeszcze bardziej swą zniekształconą twarz. – Na statku jest zabójca, choć pewno go nie spotkamy. Działa z bestialskim okrucieństwem i nikt mu nie da rady. Nikt go nie powstrzyma. Zostanie z nami, dopóki nie osiągnie swego celu.





237





–O kim ksiądz mówi? – zapytał Martinez, niezbyt przekonany, czy chce usłyszeć odpowiedź.–O Złym.