Home>>read Inkwizytor free online

Inkwizytor(75)

By:STURLESE PATRICIO






218





–Co w zamian? – odezwał się szybko z podniesioną głową.–W zamian oczekuję, że będziecie zachowywać się jak notariusz w służbie inkwizytora. Chcę pracować z człowiekiem, a nie z biurokratą. Co wy na to…? Odnotujecie tę propozycję jako próbę korupcji z mojej strony?

–Nie… to słuszne, co mówicie.

–Mam nadzieję, że to porozumienie pomoże nam poprawić relacje, które nie miały najlepszego początku.

Evola podszedł do okienka kajuty, przez chwilę rozważał coś w milczeniu, po czym spytał, odwracając się w moją stronę:

–Jakie jest zdanie Waszej Ekscelencji o tym liście? Nabrałem do płuc powietrza, zanim odpowiedziałem.

–To wszystko jest bardzo dziwne. Choć przeczuwam, że szukamy czegoś szczególnego.

–Co macie na myśli?

–Nie wiem, nie umiem tego wyrazić… ale to coś ważnego, coś bardzo ważnego dla naszego Kościoła.

–Pisana herezja?

–Można by tak wywnioskować z listu, ale to jeszcze nie wszystko… Jestem pewien, że chodzi o coś więcej.

I nie myliłem się.

Jedyne oko Evoli zabłysło na moment w mrokach kajuty. Był to dziwny blask pełen konspiracyjnego żaru.

Po naszym nocnym zebraniu zszedłem na dół do kuchni, żeby poprosić kucharza o specjalną potrawę: gnocchi al basilico. Otyły Bask o okrągłej twarzy i krzaczastych brwiach z ochotą na to przystał. Widać było, że moja wizyta napełnia go dumą, bo natychmiast zaczął wydawać polecenia, kazał zagotować wodę i ostentacyjnie podkreślał swoją rangę w kuchennej hierarchii. Sprawiało mu dużą satysfakcję, że sam Inkwizytor Generalny będzie spożywać jego dania. Nie mógł grubas wiedzieć, co go czeka. Przed dziesiątą jeden z kuchcików





219





narobił alarmu, który postawił wszystkich na nogi. Coś makabrycznego wydarzyło się w kuchni. Baskijski kucharz leżał w składzie mąki; ciężkie, bezwładne ciało nosiło ślady od ciosów sztyletem w plecy i było okaleczone. Bez oczu i bez języka.W ten sposób otrzymaliśmy tej nocy okrutne przesłanie równie niezrozumiałe jak list. Czytelne tylko dla kogoś, kto umie rozszyfrować ponure znamiona śmierci. Wiadomość rozprzestrzeniła się wśród załogi jak malaria. Oficerowie widzieli w zbrodni złą wróżbę dla rejsu; podróż zaczynała być niebezpieczna. A co bardziej przesądni marynarze twierdzili, że śmierć jest jednym z pasażerów „Santa Elena". Już nie była anonimowa.





XI

PIECZĘĆ ŚWIĘTEGO MATEUSZA



29





W nastroju ogólnego zniechęcenia, zaledwie piętnaście dni po brutalnym morderstwie stawiliśmy się na mszę wigilijną. Tuż przed północą wszyscy zgromadzili się na pierwszym poziomie pod pokładem, żeby wysłuchać pasterki, pierwszego z trzech nabożeństw bożonarodzeniowych. Ojciec Francisco Valerón Velasco odprawił stosowną liturgię, zgodnie z mszałem. Choć mówcą był charyzmatycznym, nie powiedział nic ponadto, co należało, żeby nas bardziej nie smucić, a trochę też i z obawy, że inkwizytor zwróci mu uwagę, jeśli nie będzie przestrzegać doktryny Rzymu. Absolutnie nic nie mogłem mu zarzucić, bo padre Valerón okazał się skrupulatnym wykonawcą postanowień papieża Klemensa, którego największą troską, odkąd zasiadł na Tronie Piotrowym, było zjednoczenie Kościoła: „Jedna Biblia – Wulgata, jedna liturgia – rzymskokatolicka".Po skończonej mszy wyszliśmy na pokład. Admirał Calvente zarządził salwę armatnią z rufy, a inne statki natychmiast się przyłączyły. Wspaniale oświetlona woda zamieniła się na moment w błyszczące lustro. Potem, już przy świetle księżyca, pozwolono załodze napić się alkoholu.

–Nigdy nie myślałem, że tak przyjemnie spędza się na tym statku święta Bożego Narodzenia, zwłaszcza po tym, co się stało z kucharzem – rzekłem, patrząc na wody wciąż roz-





221





iskrzone od strzałów. Moja dłoń powędrowała jak zwykle do ukochanego medalika rozgrzanego ciepłem ciała; dotykając go, czułem w jakiś sposób bliskość Raffaelli. Calvente nie dał się wciągnąć do rozmowy o tej dziwnej śmierci i ewentualnym mordercy. Zastanawiałem się, czy nie myślał przypadkiem0 pasażerze na gapę.

–Tak, to bardzo piękne, ekscelencjo – odpowiedział. Piękna rozgwieżdżona noc, rześki powiew… marzenie każdego marynarza, kiedy jest na lądzie.

–Teraz widzę, że statek nie musi być powodem udręki – uśmiechnąłem się szeroko.

–Stajecie się marynarzem, ekscelencjo. Jeszcze trochę, a pokochacie ten statek.

–Oby Bóg was wysłuchał – odpowiedziałem uprzejmie na jego miłe słowa.