Home>>read Inkwizytor free online

Inkwizytor(69)

By:STURLESE PATRICIO


–Wydawało mi się, że nic nie wiecie o misji… Kto wam powiedział o pieczęciach? – spytałem cicho.

–Superior Generalny. Kardynał Iuliano.

–W porządku, bracie Evola, chciałem tylko sprawdzić, czy rzeczywiście przysłał was Iuliano. Jasne, że będę was potrzebować przy otwieraniu kopert – starałem się nadać głosowi taki ton, żeby brzmiał przekonywająco dla notariusza.

–Dobrze, będę czekać na wezwanie. Nie zabieram wam więcej czasu, zobaczymy się przy kolacji – powiedział Evola, uznawszy rozmowę za skończoną, i oddalił się w kierunku drabinki prowadzącej na górę, do kajut. Jednak w połowie drogi przystanął, odwrócił się na pięcie i mierząc mnie z tej odległości swym jedynym okiem, spytał złośliwie: – Czy waszym zdaniem powinienem zaznaczyć w księdze, iż usiłowaliście zataić przede mną istnienie zalakowanych kopert?

Były to słowa na granicy braku szacunku, ale uświadomiły mi wyraźnie to, co już podejrzewałem. Evola był niebezpiecznym szpiclem inkwizycji. Nic nie odpowiedziałem, zresztą on





202





nie oczekiwał odpowiedzi, gdyż ledwo skończył mówić, wspiął się na drabinkę. Posłałem mu tylko nieprzychylne spojrzenie, równie znaczące jak jego insynuacja.





26





Pod koniec tego długiego pierwszego dnia podróży, który tak straszliwie zapisał się w mej pamięci, mogłem wreszcie bez większych przeszkód fizycznych uczestniczyć w kolacji wydanej przez admirała Armady i kapitana „Santa Eleny". Kiedy zaszedłem do kajuty, żeby się umyć i przebrać, stwierdziłem z niepokojem, że nie wiem, co się stało z listami Anastasii i ojca Piera. Powinny być w kieszeni habitu; muszę zapytać doktora, gdzie zaniósł moje poplamione ubranie i czy wyjął listy. Martwiła mnie myśl, że mogłem je zgubić.Wszedłem do mesy oficerskiej w towarzystwie medyka pokładowego, który chwilę przedtem złożył mi wizytę w kajucie, dotrzymując danego słowa. Na nasz widok wszyscy obecni wstali i admirał pierwszy zabrał głos.

–Witamy Waszą Ekscelencję. Cieszymy się, widząc was w lepszym stanie – powiedział grzmiącym głosem.

Leon Calvente miał na sobie nieskazitelny mundur z jedwabiu, przetykany złotą nitką, z dużymi guzikami z brązu. Biały aksamitny kołnierz, ozdobnie haftowany, ciasno opinał mu szyję, z której zwisał gruby złoty łańcuch zakończony ciężkim medalionem. Dystyngowanym gestem ręki zaprosił, żebym zajął miejsce, a kiedy to uczyniłem, osobiście dokonał prezentacji pozostałych biesiadników.

–Po waszej prawej stronie znajduje się kapitan hiszpańskiej piechoty don Guillermo Pablo Martinez – oświadczył. – Będzie was chronił na lądzie wraz ze swym oddziałem. Dla niego to nie pierwszyzna, bo wykonywał już podobne zadania na zlecenie hiszpańskiej inkwizycji.





203





Kapitan Martinez uśmiechnął się szeroko, okazując tym zarówno gościnność, jak i pożółkłe od tytoniu zęby. On też nosił galowy mundur. Admirał kontynuował:–Oto ojciec Francisco Valerón Velasco, któremu jestem bardzo wdzięczny, że zgodził się wziąć udział w wyprawie. To nasz kapelan. Zadba o nasze dusze i pomoże w wypełnianiu religijnych obowiązków w trakcie długiego rejsu. Obok niego nasz medyk Ismael Alvarez Etxeberria; jego chyba nie muszę wam przedstawiać. Reszta obecnych jest wam znana.

–Niestety lub na szczęście zawarliśmy już wcześniej znajomość – uśmiechnąłem się do medyka. To on doglądał mnie w chorobie z wprawą i cierpliwością. Obok niego siedział Evola i jego miał na myśli admirał, mówiąc o „reszcie obecnych". Zgodnie z logiką nie musiał mi przedstawiać mojego notariusza, chociaż dla mnie był on takim samym nieznajomym jak wszyscy pozostali.

Zanim rozpoczęliśmy kolację, admirał powiedział mi parę rzeczy o statku i samej żegludze, bo wiedział, że jako człowiek niemający styczności z morzem, jestem w tych sprawach analfabetą.

–Ekscelencjo, chciałbym podać dla waszego spokoju parę informacji o tym statku i samym rejsie.

–Będę bardzo wdzięczny, panie admirale – odpowiedziałem. – Nie ukrywam, że mam sporo wątpliwości.

Calvente zareagował uśmiechem godnym oficera korony i zaczął wyjaśniać:

–Przede wszystkim pragnę zapewnić, że to bardzo solidny galeon. „Santa Elena" jest jednym z najbezpieczniejszych i najnowocześniejszych statków Armady Hiszpańskiej. We mgle nie mogliście tego zobaczyć, ale na dziobie ma herb dawnego Królestwa Katalońsko-Aragońskiego i został ochrzczony…

–Przepraszam, panie admirale, ale jakie to ma znaczenie? – przerwałem, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.