–Nie chciałem wystraszyć Waszej Ekscelencji – powiedział po włosku.
Natychmiast usiadłem na przykrytej kapami skrzyni, służącej mi za łoże, i poszukałem wzrokiem żołnierza. Był na miejscu. A więc wszystko w porządku.
–Nie zostaliśmy sobie przedstawieni – ciągnął osobnik w kapturze. – Gdy dowiedziałem się, że jesteście w ładowni, postanowiłem złożyć wam wizytę, zanim pójdziemy na kolację.
Z pewnością nie był to najlepszy moment ani miejsce na
199
dokonanie prezentacji, ale cóż było robić. Podniosłem się, żeby należycie przywitać gościa. Serce wciąż kołatało mi niespokojnie.–Nazywam się Giulio Battista Evola, ekscelencjo.
–Jesteście z południa? – zapytałem tylko przez grzeczność, bo jego akcent wskazywał na to nieomylnie.
–Jestem Neapolitańczykiem – potwierdził. – Pochodzę z Castellammare di Stabia.
–Bardzo mi miło. Ja nazywam się Angelo Demetrio DeGrasso – powiedziałem z uśmiechem – i jestem Inkwizytorem Generalnym Ligurii. A wy? Czym się zajmujecie?
–Jestem… waszym notariuszem – oznajmił. – Nie miałem okazji przedstawić się wam na nabrzeżu, dlatego czynię to teraz.
Patrzyłem na niego w zamyśleniu. Gdzieś już słyszałem to nazwisko.
–Czy przypadkiem nie spotkaliśmy się wcześniej?
–Nie sądzę. Choć nie wykluczam, że moje nazwisko może być znane w rzymskich kuluarach, bo zyskałem swoimi pracami pewną renomę w Watykanie i w Królestwie Neapolu.
–Czym się zajmujecie?
–Jestem balsamistą.
–Rzeczywiście, słyszałem o was w Watykanie – skojarzyłem od razu nazwisko z zawodem.
Kościół zakazał balsamowania zwłok, ale dostojnicy kościelni i potomkowie arystokratycznych rodów wciąż byli przywiązani do tego rytuału i bardzo dobrze płacili. Praca balsamisty polegała na tym, by zachować zwłoki w dobrym stanie na czas uroczystości pogrzebowych, które trwały tygodniami. Evola musiał więc doskonale znać anatomię człowieka i prastare sekrety swego niemal heretyckiego fachu, wykonywanego za milczącą zgodą umarłych i przy cichej aprobacie możnych tego świata.
–Zostawmy to – kontynuował Evola. – Przyszedłem tu, by oddać się do waszej dyspozycji.
200
–Znacie szczegóły misji? – spytałem oschle, bo jakoś ciężko było mi się przekonać do tego nieznajomego.–Nie.
–Kto wam zlecił to zadanie?
–Sam kardynał Iuliano.
Evola zdjął kaptur, odsłaniając całą twarz. Nawet w półmroku wyglądała okropnie i raziła bestialskim okrucieństwem. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, nikt by nie mógł. Neapolitań-czyk nie miał jednej brwi, lewe oko przesłaniała opaska, a skóra prawie połowy twarzy tworzyła groteskowe fałdy i zmarszczki. Wyglądał jak odrażający potwór, a nie syn Boży.
–Wiem, że trudno przyzwyczaić się do mego wyglądu – skomentował moje zaskoczenie.
–Przepraszam, nie chciałem was obrazić – zawstydziłem się i natychmiast odwróciłem wzrok.
–Nie musicie się usprawiedliwiać. To nie wasza wina. Dobrze wiem, że moje oblicze budzi przerażenie i odrazę u każdego patrzącego. /
Kusiło mnie zapytać, co mu się stało, ale powstrzymałem niezdrową ciekawość i nic nie powiedziałem. Sam z siebie udzielił mi krótkiej informacji.
–To dzieło Boże. Tylko Bóg jeden wie, dlaczego tak mnie naznaczył i dlaczego muszę tłumaczyć się ze swego wyglądu za każdym razem, gdy odsłaniam twarz. Ale to nie powinno mieć wpływu na naszą współpracę. Zjecie razem z nami kolację?
–Tak, całkiem już wydobrzałem.
–Dziś rano zacząłem wpisywać do księgi pierwsze wydarzenia z naszej misji. Zamierzam wszystko notować, nie tylko sprawy związane bezpośrednio z waszym urzędem, ale również codzienne zajścia podróży. Taki mam nakaz od Świętego Oficjum.
–Nie sądzę, bym miał kiedykolwiek korzystać z pańskich usług – podkreśliłem z naciskiem.
Chciałem sprawdzić, ile wie o naszej misji.
201
–Jesteście tego pewni? Podniosłem głowę zaskoczony.–Słucham?
–Pytam, czy jesteście pewni, że nie będę wam potrzebny w czasie podróży – powtórzył zuchwale.
–Jestem pewny.
Evola przyjął to z takim uśmiechem, jakby przyłapał mnie na gorącym uczynku. Teraz było jasne, że skłamał, mówiąc, iż nie zna tajników misji.
–A zalakowane koperty? Czyż nie powinienem być obecny przy otwieraniu każdej z nich, ekscelencjo?
Przyglądałem mu się w milczeniu. Jego pytania były tylko pułapką, żeby mnie wypróbować. Zresztą moje odpowiedzi także. Zmierzyliśmy siły i nie ulegało wątpliwości, że nie przypadliśmy sobie do gustu.