–Proszę posłuchać, Anastasio. W pani spojrzeniu jest coś takiego, co nie do końca rozumiem. Pani oczy ukrywają coś, co chciałaby mi pani wyznać. Czy bardzo się mylę?
–Jest pan spostrzegawczy i uprzejmy wobec dam, dużo bardziej niż inni przedstawiciele włoskiej szlachty.
–Więc proszę zamykać oczy, jeśli chce pani coś przede mną ukryć. Szmaragdy, choć błyszczą pięknie, są przejrzyste dla dobrego obserwatora.
Uśmiechnęła się.
–W kontaktach z mężczyznami jestem zawsze panią sytuacji. Mam świadomość swej urody i umiem inteligentnie z niej korzystać. Jednak wobec pana nie chcę stosować tej gry. Chcę być sobą.
–Znaczy, że dobrze czytam w pani oczach – rzekłem. – Po co pani przyszła, Anastasio…?
Dziewczyna wyjęła z torebki list i wręczyła mi go drżącą dłonią.
–Co za tym wszystkim się kryje? – powiedziałem zdu-
194
miony, przyjmując list. – Wczoraj spotkałem panią po raz pierwszy w życiu, a dziś ta rozmowa i zagadkowy list każą mi myśleć, że to nie było przypadkowe spotkanie.–Może pan myśleć, co pan chce, ekscelencjo DeGrasso, ale proszę obiecać, że przeczyta pan ten list i uwierzy w to, co napisałam – odpowiedziała Anastasia. Jej oczy i barwa głosu zdradzały skrywane zmartwienie.
–Obiecuję, że przeczytam i uwierzę. – Patrzyłem długo w jej oczy; oddychała szybko, zbyt wzruszona jak na kogoś, kto przyszedł pożegnać nieznajomego. Tak zachowuje się zakochana kobieta, pomyślałem i postanowiłem wyjaśnić to bez ogródek. – Pani zachowanie jest mylące, Anastasio… Chyba nie chce mnie pani uwieść…? – Muszę przyznać, że gdyby chciała, zawojowałaby mnie bez większego wysiłku, uroda była jej najlepszą bronią.
Córka kardynała nie odpowiedziała. W każdym razie nie tak szybko, jak by wypadało, gdyby miała zupełnie czyste sumienie.
–Proszę przeczytać list – szepnęła. – Coś panu teraz powiem, ale niech pan nie sądzi, że zwariowałam. Choć się prawie nie znamy, podziwiam pana i w jakimś sensie zależy mi na panu. Boję się, że może spotkać pana coś złego – dodała tajemniczo – a za nic w świecie tego bym nie chciała. Dlatego uprzedzam. I błagam, proszę mi zaufać.
Delikatnie umieściłem kopertę pod sutanną obok listu od ojca Piera, który przed chwilą wręczył mi wikary Rivara.
–Dobrze, Anastasio – powiedziałem.
Z mgły wynurzył się młody hiszpański żołnierz i spokojnie poinformował, że statek odpływa i muszę jak najszybciej znaleźć się na pokładzie. Spojrzałem na Anastasię świadom, że nasz czas dobiegł końca. Nie wiedziałem, czy na pożegnanie pocałować ją zgodnie z protokołem w rękę, czy w policzek, na znak zaufania i dla przypieczętowania naszej konfidencjonalnej rozmowy. Gdy tak się zastanawiałem, ona zrobiła pierwszy krok. Po prostu wzięła mnie za ramiona i złożyła delikatny pocałunek na policzku. Od jej zapachu zakręciło mi się w głowie
195
i przestałem myśleć, a muśnięcie delikatnej skóry otumaniło do reszty.–Szczęść Boże! – wyszeptała.
–Dziękuję, że przyszłaś, Anastasio. Teraz wiem, że zrobiłaś to ze szczerego serca. Zostań z Bogiem.
Dama w białej sukni zniknęła we mgle bez śladu, jak zjawa. Była dojrzalsza od Raffaelli co najmniej o pięć lat. Tak samo jak Raffaella wtargnęła w moje życie niczym strzała, zostawiając mi tylko zdolność do analizowania rany, bez żadnych szans na powstrzymanie krwotoku wrażeń, jaki spowodowała.
25
Wypłynęliśmy na pełnych żaglach w błękitną toń Morza Śródziemnego. Galeonem bujało tak mocno, że wkrótce poczułem mdłości. Choć spędziłem już w życiu wiele godzin na otwartym morzu i z optymizmem podjąłem się tej podróży, to jednak teraz trudno mi było przyzwyczaić się do nieustannego kołysania. Próbowałem o tym nie myśleć, ale szybko zmogły mnie mdłości i zmęczenie, tak że po trzech godzinach podróży jedyną ulgę dawało mi przytulanie się do poduszki, żeby powstrzymać wymioty, które żółcią podchodziły mi wciąż do gardła. Nie da się ukryć, że byłem szczurem lądowym, a nie wilkiem morskim.Z wielkim trudem wyszperałem w jednym z kufrów butelkę grappy, prezent od Tommasa d'Alemy. Wróciłem do łóżka, o dziwo nie przewracając się. Ta butelka była moją ostatnią deską ratunku, lekarstwem na nękającą mnie chorobę. Piłem sporymi łykami i czekałem, aż alkohol spłynie żarem do żołądka jak lawa podczas wybuchu, wyciskając mi łzy z oczu. Pokładałem duże nadzieje w tym lekarstwie, ale ono tylko pogorszyło mój stan.
W dziewiątej godzinie podróży młody podoficer wszedł do mojej kajuty po długim i natarczywym, bezskutecznym pukaniu