Gianmaria był w opłakanym stanie. Nie mógł się poruszyć, więc zaciągnięto go na miejsce niczym worek cebuli. Kto by powiedział, patrząc na niego, że jeszcze nie tak dawno siał strach i przerażenie w całym mieście, kiedy został tu przewie-
148
ziony z więzienia w Wenecji; prosty lud wierzył wówczas, że wymyka się z celi w noce pełne gęstej mgły i pod postacią wilka lub wampira czyha na biednych ludzi w mrocznych zaułkach portowych. Eros, złowieszczy Pajac, czarownik Wenecji, najemnik Szatana, człowiek, któremu przypisywano najbardziej sadystyczne zbrodnie przeciw wierze, który niegdyś wzywał diabła i zamknięty w celi więziennej wyzywał zakonników, któremu nikt nie śmiał spojrzeć prosto w oczy z lęku przed złym urokiem, teraz ten sam człowiek – ruina dawnego Erosa – nie mógł utrzymać się na nogach ani podnieść głowy. To wcielenie demona, uosobienie najwyższego zła, musiało ustąpić przed sędziami Chrystusowymi. Inkwizytor okazał się silniejszy niż wszystkie jego zaklęcia i złośliwości razem wzięte. Prawdziwa wiara zatriumfowała; byłem dumny z osiągnięć inkwizycji, która po raz kolejny dowiodła, że demon ugnie się pod ciężarem Biblii.Jednak największe zaciekawienie i najsilniejszą odrazę budziła martwa Isabella Spaziani, przywieziona na plac w odkrytej trumnie i przybita do słupa w żelaznym gorsecie. Wiedźma z Portovenere cuchnęła okropnie; miała półotwarte oczy i dziwaczny grymas na twarzy pozbawionej ust. Teraz można było ogłosić jej wyrok. W spuchniętym ciele w stanie rozkładu wciąż przykuwały wzrok piersi, dawniej tak hojne i wybujałe. Krążyły plotki, a i ja sam przed laty byłem tego świadkiem, że lubiła je moczyć w nasieniu mężczyzn zdeprawowanych wskutek jej uroków. Isabellę Spaziani oskarżono o wielokrotne organizowanie i podżeganie do orgii z udziałem żonatych, ojców rodzin, a nawet księży i kleryków zakonnych. Słynęła z perwersyjnych upodobań seksualnych i zadawała się ze zwierzętami w obecności uczestników orgii, kompletnie tym zaskoczonych, choć lubieżnie podekscytowanych. Ta po stokroć przeklęta wiedźma z Portovenere umiała pozatruwać wszystkie sakramenty święte, czyniąc grzeszny użytek ze swego gorącego łona. Z pewnością zasłużyła na stos.
149
19
Arcybiskup Florencji, rozłożony wygodnie na pokrytych aksamitem poduchach głównej trybuny, zmarszczył czoło na widok spuchniętego ciała czarownicy. Podniósł do nosa pęczek świeżo zerwanego kwiatu jaśminu, mający go, jak sądził, chronić od groźnej zarazy. Otoczenie poszło za jego przykładem, wyciągając chusteczki z perfumowanego jedwabiu. A kto nie miał nic, zakrywał nos ręką.Szlachetnie urodzeni obrzucali pogardliwym spojrzeniem przestępców w strojach pokutniczych siedzących w ławkach na wprost władzy, a plebs nie szczędził im dodatkowych obelg. Diakon o delikatnych rysach twarzy, z szeroko wygoloną tonsurą, odpowiedzialny za odczytanie wyroków, wdał się w długie i ciężkie przemówienie, które zajęło prawie godzinę. Retoryka typowa dla tego rodzaju wystąpień i ortodoksyjna terminologia kościelna uśpiły najpobożniejszych, bo choć głos diakona brzmiał jak trąba, większość nie zrozumiała ani słowa z wygłaszanego po łacinie przemówienia. Na zakończenie mówca parokrotnie podkreślił wagę posłuszeństwa dla credo i pełnego poświęcenia się Kościołowi oraz jego parafiom, a zanim przeszedł do odczytywania wyroków, wypowiedział po włosku te oto słowa:
–Dzisiejsza uroczystość Sermo Generalis jest po to, by sprawiedliwi mogli zobaczyć wcielenie zła w człowieku, aby przykładny obywatel ujrzał oblicza grzechu takie, jakie są, i aby nasze dzieci otrzymały po nas w spadku czysty przekaz wiary, bez aberracji i haniebnych odchyleń. Oni – tu wskazał na przestępców – są naszym bólem, a więc pod wodzą Chrystusa, który oczyszcza i leczy z chorób, my, Kościół, formalnie przekazujemy ich świeckiej sprawiedliwości poprzez nasze Święte Oficjum, tak jak zawsze to robimy, gdyż zadanie nasze dobiegło końca.
Wikariusz Rivara podszedł do ambony, żeby przekazać diakonowi wyroki inkwizycji. W tym momencie poczułem na
150
sobie spojrzenia zgromadzonych. Bogaty i biedny, mądry i nieuczony, wszyscy pokładali we mnie nadzieję i ufali, iż człowiek, który samą swą obecnością budzi lęk, wyznaczy przestępcom zasłużoną karę. To był moment największej chwały każdego inkwizytora; jego przekonania, myśli, słabości, okrucieństwo i miłosierdzie wyrażały się w tych wątłych kartkach z wyrokami. Co prawda wyrok był dziełem całego trybunału, a nie jednego człowieka, ale dla ludu trybunał miał tylko twarz Inkwizytora Generalnego. Głos młodego diakona przerwał moje refleksje.–Archidiecezjo Genueńska, oto stoją przed tobą odszcze-pieńcy od wiary. Jurysdykcja kościelna uznała tych siedmiu oskarżonych za winnych. Trybunał Świętego Oficjum w składzie: Inkwizytor Generalny Ligurii Angelo Demetrio DeGrasso, oskarżyciel Damian Wołchowicz, asesor Daniele Menazzi i notariusz Gianluca Rivara, zbadał pod okiem Bożym każdy przypadek i wszystko dokładnie przygotował, aby doprowadzić do odnowy duchowej penitenta, stosownie do popełnionych przez niego błędów. – Diakon przerwał na chwilę lekturę, by pierwszy oskarżony zdążył wejść na podest dla przestępców i wysłuchać wyroku. – Oto Antonio Righi, fałszywy konwer-tyta. Jest winien wyznawania za plecami Kościoła swej żydowskiej wiary. Za karę będzie pracować w soboty i pomoże archidiecezji genueńskiej przy sprzątaniu katedry. Po odbyciu tej kary zostanie ponownie przyjęty na łono Kościoła i na nowo ochrzczony.