Na placu, sąsiednich ulicach i na całej trasie procesji tłum zaczął się gromadzić jeszcze przed świtem. Kto nie mógł zapłacić za miejsce siedzące, czekał na stojąco. Jedni byli pijani, bo już od kilku godzin rozgrzewali się wódką; inni, wściekli i głodni, i tylko nieliczni modlili się za dusze skazańców. Ale każdy cieszył się, że zobaczy kogoś biedniejszego i bardziej nieszczęśliwego od siebie. Wszystko było gotowe do autodafe, do Sermo Generalis.
Goście z Rzymu zjawili się na placu wcześnie rano. Trzy okazałe powozy przywiozły trzech kardynałów i jednego biskupa oraz świtę każdego z nich. Siostrzeniec papieża Piętro Aldobrandini przybył konno na czele całkiem pokaźnego oddziału wojsk papieskich. Prezentował się wspaniale w narzuconej na purpurowy habit błękitnej pelerynie z aksamitu, wysadzanej szlachetnymi kamieniami i haftowanej złotą nitką. Dumnie przedefilował na srokatym ogierze przez środek miasta, żywy symbol potężnego rodu z nadmierną żądzą zaszczytów. U jego boku papiescy halabardziści w hełmach z pióropuszami i w szkarłatnych strojach wysoko dzierżyli sztandary Rzymu, Watykanu i herb Aldobrandinich.
Na kilka minut przedtem nim dzwony katedry Świętego
146
Wawrzyńca wybiły godzinę dwunastą, zajęli swoje miejsca w ławach dla nich zarezerwowanych wszyscy prałaci i przedstawiciele władzy uczestniczący w Sermo. Dostojnicy polityczni i religijni w wytwornych kolorowych szatach, wyróżniali się z daleka. Centralne podium było przeznaczone dla arcybiskupa Genui monsignore Sandra Rinaldiego, któremu towarzyszył gubernator Nicoln Alberico Bertoni, zwany Dobrotliwym. Nieco niżej, na sąsiedniej trybunie, usadowili się Jego Eminencja Gino Delepiano, arcybiskup Florencji, i florencki kardynał Aleksander Medici, niezawodny kandydat na przyszłego papieża. Podium usytuowane najniżej zajmowałem ja, moja świta i trzynaście najznamienitszych osobistości z komisji Świętego Oficjum przysłanej z Rzymu, która liczyła w sumie dwadzieścia osiem osób cywilnych i duchownych. W uroczystych szatach ceremonialnych przykuwałem uwagę wszystkich zgromadzonych, gdyż każdy chciał zobaczyć Inkwizytora Generalnego, byle z daleka. Koło mnie siedzieli członkowie mojej rady włącznie z notariuszem i pisarzem, którzy mieli sporządzić protokół z przebiegu Sermo. Obok byli też członkowie świeckiego wymiaru sprawiedliwości, którzy po odczytaniu wyroków przejmą więźniów i przystąpią do wykonywania orzeczonych kar. Brakowało tylko lekarza, cyrulika i starszego woźnego sądowego, którzy potem dołączą, gdyż teraz eskortowali skazanych.Procesja wyszła z więzienia Świętego Oficjum odpowiednio wcześnie, aby dotrzeć na plac o dwunastej; o tej godzinie miało się rozpocząć autodafe. Poruszali się wolno, zatrzymywani co chwila przez tłum. Każdego przestępcę prowadziło dwóch familiantów inkwizycji, a jeśli któryś nie mógł iść o własnych siłach, wieziono go na grzbiecie osła. Całą procesję otwierał Zielony Krzyż, sztandar inkwizycji z wyhaftowanym herbem świętego Dominika. Tuż za nim szli przestępcy recydywiści, przeznaczeni do spalenia na stosie. Aby tłum mógł się do woli napatrzeć i naśmiać, umieszczono na wysokich tyczkach kukły wyobrażające skazańców. Osoby, mające wysłuchać łagodniej-
147
szych wyroków, szły z tyłu w otoczeniu czterech strażników na koniach.Gdy ucichły dzwony Świętego Wawrzyńca, rozległ się ryk tłumu. Zawtórowało mu ze środka placu bicie w trzydzieści bębenków. Przestępcy weszli na plac i z pomocą familiantów Świętego Oficjum zajęli wyznaczone miejsca. Podniosłem się i podszedłem do ambony, żeby przyjąć uroczystą przysięgę od wszystkich zgromadzonych. Gdy skończyłem mówić, znów rozległ się wrzask tłumu. Autodafe zostało rozpoczęte.
Siedmiu nieszczęśników, odzianych w worki pokutne, miało wysłuchać wyroków skazujących: dwóch za czary i satanizm, jeden za bluźnierstwo, inny za bigamię, dwóch kolejnych za sodomię i ostatni jako żyd. Różnice w strojach wskazywały na rodzaj kary, dzięki czemu pospólstwo już na pierwszy rzut oka mogło odróżnić dobro od zła, skruszonego heretyka od recydywisty. Autodafe służyło bowiem nie tyle rozrywce ludzi, co przestrodze dla maluczkich, aby nie próbowali odstąpić od prawdziwej wiary; wiary głoszonej w kościołach miejskich i kaplicach parafialnych w całej okolicy.
Żyd, bluźnierca i bigamista uratowali skórę, ponieważ wyrzekli się grzechów; pierwszy wyrzekł się swej religii, drugi – bluźnierstw, a trzeci – perwersji; na znak tego mieli na głowach spiczaste czapki z rysunkami nawiązującymi do ich grzechów, w rękach trzymali niezapalone żółte świece, z szyi zwisał im powróz z supłami, a na każdy supeł przypadało po sto uderzeń batem. Poniosą karę chłosty, zanim dostaną rozgrzeszenie i zostaną przyjęci na łono Kościoła. Eros Gianmaria, Isabella Spaziani i sodomici mieli na sobie worki pokutne recydywistów ozdobione strzelającymi w górę płomieniami i głową Janusa na wysokości brzucha. Na spiczastych czapkach mieli wymalowane takie same znaki. Cała czwórka pójdzie prosto na stos.