–Dlaczego?
–Dobrze wiem, jakie groźby czyhają na tej drodze.
–Co wiesz o tych księgach, mistrzu? Powiedz, na miłość Boską! – zawołałem, poszukując konkretnej odpowiedzi, której jak dotąd nikt nie chciał mi udzielić.
–Są diabelskie, lepiej trzymać się od nich z dala – odparł starzec, odzyskując na nowo energię. – Boże mój! Dlaczego tak szybko? Dlaczego już musisz się z nimi zetknąć? – Mój mistrz zachowywał się jak szaleniec. Czyżby wiek pomieszał mu rozum? – Synu, brak wyraźnego nakazu szukania tych ksiąg znaczy tylko tyle, że inkwizycja robi to po kryjomu. Nie obwiniam nikogo, gdyż to sprawa najwyższej dyskrecji i ostrożności.
Tym razem ja zamilkłem. Patrzyłem na starca, starając się czytać w jego myślach, po czym spytałem cicho:
–Dlaczego sądzisz, że Rzym ukrywa przede mną istotę
132
zadania, jakie zostało mi zlecone, żebym wypytywał heretyka o miejsce przechowywania księgi?–Już ci to powiedziałem – odrzekł Piero ze zniecierpliwieniem. – To sprawa najwyższej wagi.
Mimo to nie miałem zamiaru ustępować, gdyż chciałem wybadać, co mistrz wie o księgach; może wreszcie uda mi się złożyć w całość fragmenty informacji, wymuszone niemal siłą od Juliana i astrologa, i zagadkowe słowa wypowiedziane przez Gianmarię pod wpływem bólu.
–O czym mówią te księgi? Kapucyn pokręcił przecząco głową.
–Nie wdawaj się w to.
–Dlaczego mam się nie wdawać?
–Bo jak raz zaczniesz, musisz iść aż do końca. Nie można zatrzymać się w połowie drogi, jeśli się zacznie węszyć w bezkresnych sekretach diabła. Uważaj na siebie, synu.
–Co się stanie, kiedy te księgi się połączą? – nalegałem.
–Widzę, że uparłeś się wiedzieć więcej. Angelo, nie szukaj w teraźniejszości odpowiedzi na te pytania. Pomysł złączenia ksiąg jest stary, czarownicy próbują to osiągnąć od ponad trzech wieków. To nie jest nic nowego i wiąże się z okultyzmem.
–Do czego to prowadzi? – kontynuowałem, szukając w słowach Piera potwierdzenia tego, co wiedziałem z listu Isabelli Spaziani i z zeznań Gianmarii.
Uśmiechnął się, a uśmiech ten powoli przekształcił się w ponury grymas.
–Do najgorszego.
–Najgorszego? – spojrzałem badawczo na starca. – Co to znaczy „najgorszego"?
Kapucyn podniósł wskazujący palec i wskazał nim mój krucyfiks.
–Zobacz, co masz na piersi. Te księgi chcą to zniszczyć, położyć kres temu wszystkiemu, co stąd się wywodzi.
–Zniszczyć chrześcijaństwo?
–Całą religię.
133
–Ale jak? Mistrzu, powiedz mi wszystko, co wiesz – poprosiłem z nadzieją, że wreszcie dowiem się, jaką realną moc mają te księgi i jakie dziwne wrota otwierają.–Ja tego nie zobaczę, jestem ślepy i Pan nie da mi pożyć tak długo. Co innego ty… Choć ufam, że to nigdy nie nastąpi… A teraz już koniec. Wiesz wszystko, co powinieneś wiedzieć na razie.
–Skoro nie chcesz, żebym się w to wdawał… to jak mam w ogóle postąpić?
–Mam nadzieję, że inkwizycja wie, co robi. Miej oczy otwarte i czekaj… Wszystko w swoim czasie. Jesteś na dobrej drodze, znasz historię ksiąg, te ścieżki są już wydeptane. To, co wiesz do tej pory, jest sprawdzone i pewne. Teraz pozostaje ci tylko zaufać sobie i swojej wiedzy.
–Dziękuję za radę, mistrzu. Dziękuję, że we mnie wierzysz, ale skąd jesteś taki pewny, że mi się uda? – spytałem zmartwiony, bo gdy tylko posuwałem się o krok dalej w wyjaśnianiu całej tajemnicy, pojawiała się nowa niejasność i nowa wątpliwość.
Kapucyn wzruszył ramionami.
–Jestem starcem, który słucha i nic nie mówi. Żeby wiedzieć, wystarczy zamknąć usta i otworzyć uszy.
–Mistrzu, wybacz bezczelność niedowiarka. Jednak stwierdzam, że swojej wiedzy nie zdobyłeś w tych murach… Co z ciebie za pustelnik, skoro tak dobrze orientujesz się w sprawach zachodzących na zewnątrz? – spytałem, wystawiając na próbę jego cierpliwość, bo kapucyńscy założyciele zakonu, zwani eremitami lub pustelnikami, złożyli śluby odizolowania się od świata.
–Jestem uczonym pustelnikiem, pokornym i ubogim jak święty Franciszek, ale też jestem strategiem na miarę Machiavel-lego – odpowiedział wcale niezagniewany, wręcz przeciwnie, odzyskał wojowniczego ducha. Coś mi się nagle przypomniało, gdy tak na niego patrzyłem.
–Dziwne, ale w tym momencie mam to samo wrażenie co
134
dawniej – powiedziałem powoli i z przykrością, bo sam byłem zaskoczony niespodziewanym zwrotem w rozmowie. – Znów mam to przeczucie, że coś przede mną ukrywasz, ojcze; nie wiem co, bo choć kiedyś dużo o tym myślałem, do niczego nie doszedłem.Piero Del Grandę nawet okiem nie mrugnął. Długo nic nie mówił, aż wreszcie przerwał milczenie, ciężko wzdychając.