–Jakie są twoje wyroki, Angelo?
129
–Miłosierne… jak zwykle.–Wiesz co, Angelo? Gdybym cię nie znał tak dobrze, gdybym nie wiedział, jakim respektem darzysz swój urząd, powiedziałbym, że niewiele różnisz się od oprawcy, który obraca kołem tortur.
Zastanowiły mnie jego słowa, bo przypomniały wydarzenia minionego wieczoru i krew z całego ciała uderzyła mi do głowy.
–Dlaczego tak mówisz, ojcze? – spytałem zawstydzony jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku przez swego wychowawcę, który wszystko wie o wybrykach popełnionych z dala od jego oczu.
–Bo wysłać kogoś na stos to tak, jakby podpalić go własnoręcznie. Bo paląc ludzi, oddalasz możliwość naprawienia grzechów. I ty dobrze o tym wiesz.
–Niektóre grzechy są nie do naprawienia – przypomniałem.
–Na pewno… Więc zacznij od Watykanu, jeśli chcesz spalić wszystkich grzeszników, bo tam są ci zatwardziali. – Tylko on, mój mistrz, mógł powiedzieć coś takiego w mojej obecności, gdyż chroniła go moja miłość i szacunek dla jego dobroci i mocnej wiary.
Piero przeżył więcej lat, niż ktokolwiek mógłby zamarzyć; dały mu one nie tylko białe włosy i zmarszczki, ale także mądrość i umiejętność odczytywania rzeczywistości, a to czyniło zeń przenikliwego obserwatora. Darzył Kościół katolicki tak wielką i głęboką miłością, że w swej gorliwości posuwał się do krytykowania go niczym prawdziwy protestant.
–Pozwól sobie przypomnieć, ojcze, że to ty zrobiłeś ze mnie dominikanina – zauważyłem z wyrzutem.
–Tak, ale nie kata – odparł.
Z dużym wysiłkiem oderwałem myśli od bieżących trosk, aby poruszyć temat, który dręczył mnie przez wiele lat… Który wtedy wciąż jeszcze nie dawał mi spokoju.
–Nigdy nie zrozumiałem, dlaczego postanowiłeś, że mam
130
opuścić zakon, przecież byłbym znakomitym kapucynem… Jak ty, ojcze.Skierował na mnie spojrzenie, które coś ukrywało, ale pozostawił moje pytanie bez odpowiedzi. A ja nie nalegałem, bo nie chciałem pokazać, jak bardzo mi na tym zależy.
–Zostawmy to na razie. Jaka to sprawa cię do mnie sprowadza?
–Chodzi o księgi.
Wyglądał na zdziwionego, kiedy powiedziałem o książkach, i zanim powrócił do pytań, kilkakrotnie pogładził ręką brodę.
–O księgi, mówisz… A które z nich budzą aż taki niepokój inkwizytora?
–Necronomicon i Szmaragdowy Kodeks.
Ku memu zaskoczeniu starzec zdawał się oczekiwać takiej odpowiedzi, choć wcale jej nie pragnął i starał się nie okazać poruszenia, jakie w nim wywołała.
–Znasz je, ojcze? – spytałem.
–A ty je widziałeś?
–Właściwie nie. Czytałem o nich i słuchałem, co mówią heretycy oraz członkowie kurii. Przed laty jedna z nich była w moim zasięgu, ale wtedy nie zdawałem sobie sprawy z jej prawdziwego znaczenia. Wnoszę jednak z twojego pytania, że wiesz, o czym mówię.
–Dobrze znam literaturę tego typu, lecz nie wiem, czy zdołam ci pomóc. Na czym polega twój problem?
–Mistrzu, jestem przekonany… A raczej wiem z całą pewnością, że pewne stowarzyszenie czarowników i czcicieli diabła robi wszystko, aby połączyć ze sobą te książki. Bardzo proszę, żeby to pozostało tylko między nami.
–Skąd masz tę pewność?
–W kryjówce jednej czarownicy znaleźliśmy dowody, że posiadała księgę zwaną Szmaragdowym Kodeksem i planowała połączyć ją z Necronomiconem, najbardziej zakazaną, poszukiwaną, diabelską i tajemniczą księgą wszech czasów, z tego co wiem.
131
Przeniosłem na chwilę wzrok na płyty cmentarne, po czym wróciłem do rozmowy:–Mam u siebie w opactwie heretyka, przestępcę skazanego na stos, który potwierdził, że miał Necronomicon, i wyznał, że ukrył księgę tu, we Włoszech, w opuszczonym kościele księstwa Ferrary. W kryjówce czarownicy znaleźliśmy list na pergaminie z nazwiskiem tego więźnia. Ale to nie wszystko. Czarownica pisała w tym liście o jakimś Wielkim Mistrzu, który ukrywa się „milczący jak mnich z nogami kozła"…
Przez dłuższą chwilę kapucyn trwał w zamyśleniu. Na jego twarzy rysowało się skupienie i niepokój zaalarmowanego umysłu. Wreszcie mruknął:
–Inkwizycja wysyła cię po księgi…
–Niezupełnie. Mój przełożony chciał, żebym wyciągnął z heretyka, gdzie znajduje się Necronomicon, i to wszystko. Takie miałem zadanie. Na Kodeks natrafiłem przypadkiem.
–Nie próbuj dowiedzieć się niczego więcej – wyszeptał Piero Del Grandę, patrząc błagalnie.