–Gianmaria jest ostatnim ze starego rodu czarowników, bracie. Wraz z nim gaśnie tajne stowarzyszenie czcicieli diabła.
–Jakaś sekta? – dałem upust swojemu zdziwieniu. Ileż to jeszcze rzeczy wiedzieli i ukrywali przede mną moi rozmówcy? Dlaczego upierali się, bym działał w ich służbie po omacku?
–Tak jest, dawna sekta czcicieli diabła, powstała w Egip-
88
cie okresu helleńskiego. – Iuliano wypił łyk likieru i kontynuował: – Za ich założycieli uważa się bibliotekarzy Wielkiej Biblioteki Aleksandryjskiej, którzy uciekli do Europy po dwukrotnych napadach i zniszczeniach dokonanych w siódmym wieku przez wyznawców islamu. Pierwsi czarownicy wywodzili się prawdopodobnie spośród pogan wyznających politeizm, którzy utworzyli tajne stowarzyszenie kultu tajemnej księgi w języku arabskim, znalezionej wśród wielu innych woluminów biblioteki. Księga ta ocalała z pożarów wzniecanych przez kalifów, przetrwała monofizytyzm i monoteletyzm. Pochodzi z Karmazynowej Pustyni, ale islam jej nie uznaje. Przez ponad siedemset pięćdziesiąt lat ukrywano ją przed Kościołem.–Necronomicon – pomyślałem na głos. Darko przytaknął w milczeniu. Kardynał ujął swój kieliszek w obie dłonie i mówił dalej, jakby zwracał się do niego. – Kościół długo i uporczywie tropił tę księgę, aż wreszcie znalazł i zniszczył w Hiszpanii. Ale tajne stowarzyszenie zdążyło już wykonać tłumaczenie na grecki, jak to z czasem wykrył Kościół prawosławny. Ta kopia to właśnie Necronomicon.
–Czytałem coś na ten temat w Rzymie. Był to dokument z tysiąc trzysta osiemdziesiątego roku – oznajmiłem, powtarzając sobie w myślach ostatnie słowa tego dokumentu…
–O istnieniu tej kopii w języku greckim, która jest zresztą niekompletna, dowiedzieliśmy się od prawosławnych badaczy z Grecji. – Iuliano wypowiedział to z naciskiem, wracając do przerwanej przeze mnie wypowiedzi.
–Jak to niekompletna?
–W trzynastym wieku czarownicy postanowili usunąć z księgi groźne i niebezpieczne formuły zaklęć. Uciekając przed nami, ukryli zakazane inwokacje w innym miejscu, w innej księdze, tylko po to, aby odciąć Kościołowi dostęp do istoty Necronomiconu i do samej sekty.
89
–Przecież Kościół zdobył w Hiszpanii oryginał arabski…–Owszem, ale został on zniszczony, zanim ktokolwiek zdążył go zbadać – odpowiedział Iuliano. Zarówno słowa, jak i ton jego głosu zdradzały, że ubolewał nad bezsensem tej decyzji.
–A grecka kopia? – spytałem.
–Prawdopodobnie została spalona. Eros Gianmaria miał ją zniszczyć, kiedy skończy tłumaczenie na włoski, i na pewno to zrobił. Necronomicon Gianmarii jest niekompletną wersją oryginału – zawyrokował kardynał.
Byłem zaskoczony i dumny. Z jednej strony ich słowa potwierdziły moją intuicję co do autorstwa przekładu na język włoski, z drugiej zaś kardynał i astrolog znali wiele szczegółów, co świadczyło o czujności i skuteczności, z jaką Kościół tworzył swoją sieć informatorów, aby poznać najdrobniejszy szczegół niebezpiecznej historii tej zakazanej księgi. Jednak to, co mówili o realnej mocy księgi, nie zgadzało się z twierdzeniami Gianmarii.
–Heretyk jest przekonany, że księga może nam przynieść problemy – powiedziałem.
–To nie jest takie pewne. – Darko znów przerwał swe milczenie. – Bez zaklęć Necronomicon jest bezużyteczny… Chyba żeby Gianmaria miał w rękach również księgę z ukrytymi zaklęciami, ale to czysta spekulacja…
–W każdym razie historia Tajnego Stowarzyszenia Czarowników dobiega końca – stwierdziłem. – Kompletną czy nie, dostaniecie zakazaną księgę za kilka dni. Trzeba tylko zaczekać na powrót posłańców. Kiedy Gianmaria znajdzie się na stosie, a księga w rękach inkwizycji, to Tajne Stowarzyszenie zniknie, a wraz z nim wrogowie Kościoła.
Kardynał znów zapatrzył się w ogień. Nie wyglądał na przekonanego, że to będzie koniec, i nie musiałem długo czekać, żeby się dowiedzieć, o co chodzi.
–Są jeszcze inni wrogowie… – wyszeptał w kierunku płomieni i odwracając się powoli w moją stronę, obrzucił
90
mnie groźnym spojrzeniem, które wprawiło mnie w zmieszanie, i wymówił nazwę zupełnie dla mnie nieznaną: – Corpus Carus.
11
Ranek następnego dnia był szary, z groźnymi chmurami. Moi niezapowiedziani goście opuścili klasztor o północy. Obudziłem się pełen niepokoju, a pogoda dodatkowo źle wpływała na mój nastrój. Było bezlitośnie zimno. Śnieg padał bez przerwy przez cały ranek, równo zasypując okoliczne drogi, i klasztor zdawał się odcięty od świata.Wikariusz Rivara poprosił o prywatną audiencję, lecz nie odezwał się ani słowem, dopóki nie znaleźliśmy się w ustronnym miejscu oddalonym o prawie dwieście kroków od klasztoru.