85
jakby wymierzał we mnie niewidoczne sztylety, a oczy… Oczy zawierały groźbę egzekucji. Obok stał nieruchomo w wyczekującej postawie astrolog Klemensa VIII, Darko.–Co za niespodziewana wizyta, ekscelencjo. Nic nie wiedziałem, że zamierzacie mnie odwiedzić – zawołałem od progu.
–Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – odparł. – Decyzję podjąłem nagle.
–Ależ skąd, ekscelencjo. Pewnie jesteście zmęczeni po tak długiej podróży – powiedziałem, zapraszając, aby się rozgościli. Sam też usiadłem koło nich na wprost ognia. – Niech wikariusz dopilnuje, aby przygotowano pokoje dla naszych gości. Klasztor będzie…
–Wyjeżdżamy stąd przed północą – przerwał kardynał.
–Ależ… powinniście odpocząć…
–Jestem przyzwyczajony do takich podróży, bracie DeGrasso – dodał Iuliano. I uśmiechnął się po raz pierwszy.
Darko potwierdził w milczeniu.
Odprawiłem Rivarę i zaraz po jego wyjściu zapytałem:
–No dobrze… czemu zawdzięczam zaszczyt goszczenia was?
–Zdążyliście przesłuchać heretyka? – spytał Iuliano, wstając z miejsca.
–Tak, niedawno skończyliśmy.
–Miło mi stwierdzić, że traktujecie waszą pracę z większą gorliwością, niż myślałem. Co przyniosło śledztwo?
–Wiem, gdzie znajduje się księga.
Kardynał inkwizycji nie mógł ukryć blasku w oczach. Uśmiechnął się nieznacznie, po raz drugi tego wieczoru.
–Gdzie? – spytał astrolog.
–W księstwie Ferrary, w opuszczonym klasztorze benedyktynów.
Iuliano pokiwał głową i przez chwilę wpatrywał się w płonące polana.
–Już posłałem ludzi po tę księgę – dorzuciłem.
86
–Znakomicie – mruknął kardynał.–Jest jeszcze coś do zrobienia? – spytałem retorycznie.
–Co z heretykiem? – wtrącił Darko.
–Wytrzymał dwie sesje. Stawiał opór prawie do końca.
–Poddaliście go torturom? – pytał dalej astrolog.
–Dostał „kołyskę Judasza" i potro. Nie ukrywam, że jest w bardzo złym stanie.
Kardynał rozważał coś w milczeniu.
–Nie dopuszczajcie do niego nikogo – poradził.
–Dopilnujcie, żeby obcięto mu język przed najbliższym Sermo Generalis. Heretyk zasłużył na śmierć na stosie – znów wtrącił Darko. Teraz on wpatrywał się w ogień z roztargnieniem.
–Gianmaria umrze, to nie ulega wątpliwości; niewiele dni dzieli nas od autodafe.
–Coś jeszcze powiedział w czasie sesji? – zapytał astrolog.
–Mówił dziwne rzeczy…
–Co takiego? – Iuliano płonął z ciekawości.
–Mówił o obrzędzie inicjacyjnym… satanistycznym, takim, który otwiera wrota do świata duchowego… Do świata niebezpiecznych filozofii…
–Widać pociągnęliście go za język bardziej, niż było trzeba. – Darko poruszył się niespokojnie w fotelu, wymieniając ukradkowe spojrzenie z Iulianem.
–Co to wszystko znaczy? – spytałem, patrząc na astrologa. Oto nadarzała się sposobność, aby otrzymać odpowiedź.
–To sprawy, których nie znacie. Długo by o tym mówić, nic ciekawego – odparł kardynał.
–Mam dużo czasu, aby was wysłuchać, ekscelencjo. Przecież rzadko się zdarza, żeby heretyk znieważył inkwizytora w czasie sesji, a jeszcze rzadziej, żeby wolał umrzeć, niż wydać zakazaną księgę.
–Naprawdę was znieważył? – zaciekawił się Darko. – Co takiego powiedział?
87
–Czy to ważne? Dość, że znieważył. Papieski astrolog nie ukrywał ciekawości.–Co wam powiedział heretyk? – nalegał.
–Że jestem bastardem.
Kardynał Iuliano spojrzał badawczo. Najwyraźniej wiedział coś, czego nie zamierzał powiedzieć.
–Te słowa nie mają żadnego sensu – uznałem.
–Oczywiście, że nie. Mamy tu jeszcze jeden przykład opętania przez diabła – potwierdził z przekonaniem.
–Więc jak? – szybko nawiązałem do intrygującej mnie sprawy w obawie, żeby rozmowa nie zeszła na inny temat. – O co właściwie chodzi z tą księgą i z tym heretykiem?
Darko nie odpowiedział, wpatrywał się w Iuliana i milczał. Kardynał podszedł do stolika z likierami, które niezawodny jak zwykle Rivara kazał podać zaraz po przywitaniu gości. Zazwyczaj nie podawano napojów w sali kapituły, gdzie członkowie kongregacji dominikańskiej zbierali się na dyskusji o sprawach klasztoru, a do tego nie potrzeba było żadnych rarytasów, tylko to co niezbędne, żadnych luksusów, jakim hołdowały inne klasztory, nie mówiąc już o przybytkach watykańskich. Iuliano dokładnie obejrzał butelki i wybrał jedną z nich. Nalał dwa kieliszki. W powietrzu wisiała cisza wywołana moim pytaniem. Dominikanin wrócił na miejsce i wyciągnął w moją stronę dłoń w rękawiczce, podając mi jeden z kieliszków. Jednocześnie przybliżył swój likier do nosa, delektując się jego aromatem. Wreszcie przemówił: