Gianmaria wciąż na mnie patrzył, gdy pierwsze strużki krwi z jego ciała zaczęły ściekać po „kołysce".
–Na co liczyliście? – odezwał się tym samym, z głębi wydobytym, głosem. – Kołyska Judasza…? Penis Kościoła, tak powinno się nazywać to narzędzie męki! Nie sądzicie, że to lepsze określenie, ekscelencjo DeGrasso?
–Gdzie jest Necrono… – zacząłem, ale Gianmaria nie dał mi dokończyć.
–Co za bezczelność…! Mój tyłek krwawi, a wy wciąż czegoś ode mnie chcecie.
Kazałem obciążyć pas balastem i kat przywiesił po dwa worki zboża u boków więźnia. Dobrze wiedziałem, z kim mam do czynienia. Eros wywrócił oczami, tak że pokazały się ich białka. Pod wpływem dodatkowego ciężaru drewniany szpic wszedł o piędź głębiej w ciało i Gianmaria stracił przytomność. Głowa zwisała mu jak u szmacianej lalki.
77
–Ojcze przeorze, jak tak dalej pójdzie, zabijecie go! – zawołał wikariusz z przejęciem. Rivara podszedł bliżej i szepnął mi do ucha: – W ten sposób nie doprowadzimy procesu do końca. On jest gotów zeznawać, sami słyszeliście… Więc niech to uczyni i przestańmy go męczyć.Nie odpowiedziałem, ale wysłuchałem go z uwagą. Więzień mocno krwawił; zły stan fizyczny Gianmarii pogorszył się jeszcze bardziej, co było widać po omdleniu. Nie powinienem naruszać prawa, inkwizycja dopuszczała wszelkie metody tortur, byle więzień nie umarł na sali rozpraw. Tymczasem na to się zanosiło. Rivara patrzył z wyczekiwaniem. Zastanawiałem się, jak pogodzić ze sobą prawa kościelne, podstawowe prawa ludzkie i moje własne, wynikające z nakazu chwili.
–Odwiązać go! – poleciłem strażnikom. – Doktorze, proszę go zbadać.
Wikariusz odetchnął z ulgą.
Lekarz szybko powstrzymał upływ krwi i przywrócił więźnia do przytomności za pomocą soli aromatycznych. Gianmaria powoli odzyskiwał świadomość i przez dłuższą chwilę trzeba go było podtrzymywać w powietrzu z nogami do góry. Potem strażnicy posadzili go na małej, drewnianej ławce i stanęli obok, żeby nie upadł na podłogę.
–Gianmario – powiedziałem, uznawszy, że można wznowić śledztwo – chciałbym usłyszeć z twoich ust wyznanie. Chciałbym, żebyś przyznał się przed tym czcigodnym trybunałem do uprawiania herezji. Chętnie wysłucham wszystkiego, co zechce nam powiedzieć twoje skruszone serce.
Eros podniósł ręce do twarzy i wybuchnął płaczem, potem opuścił głowę i popatrzył na krocze spływające krwią. Widział ciemne plamy krwi na posadzce i swoje nogi wstrząsane mimowolnym dreszczem. Podniósł oczy i spojrzał w naszą stronę, przypatrując się każdemu z osobna, a my obserwowaliśmy go jak zwierzę w cyrku. Oczy mu się zamgliły.
–Co mówi twoje serce? – nalegałem z nadzieją, że złoży zeznanie.
78
Gianmaria zmarszczył brwi, z ust wyciekła mu na piersi cienka nitka śliny. Po czym wybuchnął w nagłym porywie szaleństwa:–Czuję do was wstręt! Całe morze wstrętu! Tyle osiągnęliście tym ohydnym narzędziem penetracji! I wy mi mówicie
0 Bogu? Czy Bóg patrzy i jest panem waszych czynów? Zezwala na brak szacunku należnego ciału? Takiego Boga głosicie? Oto ukazaliście mi prawdziwe oblicze dziwnie występnego Boga, który łamie własne prawa. Jeśli to jest wasz Bóg… Jeśli taki jest Bóg… to lepiej umrzeć! Choćby za cenę wiecznego potępienia! Wolę ogień piekielny od waszego królestwa cierni
1 tortur.
Powstrzymałem strażników, którzy instynktownie chcieli uciszyć go siłą. Wszyscy członkowie trybunału zaniemówili, a nasze milczenie sprawiło, że Gianmaria nie przestawał mówić, pragnąc w ten sposób ulżyć swemu sercu.
–Krew Chrystusa czci się w kielichu, a krew z mego tyłka jest pożywką dla waszego credo! Tortura jest konkluzją waszych nauk, wasze kazania są pełne obsesji na punkcie mego ciała. Pod przykrywką rozumu występują najprymitywniejsze, najbardziej sadystyczne instynkty. Ja jestem ołtarzem z ciała i kości dla waszych kultów, dla waszego Kościoła. Potrzebujecie mnie, żeby istnieć. Potrzebujecie tego niepokornego heretyka, żeby karmić wasze brzuchy i napełniać kieszenie bogactwem! Jestem zagubioną owcą, torturowaną na oczach pasterza. Co to za Bóg, który na to zezwala? Czy tak ma wyglądać Jego królestwo na ziemi…? W takim razie pora umierać i nigdy w Nim nie zmartwychwstać! Czas poczuć płomienie i otworzyć serce na wieczny ogień.
Gianmaria wziął oddech, ukrył twarz w nabrzmiałych krwią dłoniach i dalej mówił, szlochając:
–Niech ktoś mnie powstrzyma. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi z tego wyjść, potrzebuję przyjaciół… Potrzebuję kogoś, kto się do mnie uśmiechnie i powie, że życie nie jest takie, jak ja widzę, potrzebuję matki, która mnie osłoni, ojca,