450
Tu spędzam większą część dnia na pisaniu, a w przerwach wyglądam przez okno i spaceruję po młynie. Przekształciłem stare pomieszczenie robocze w miejsce pracy intelektualnej i otoczyłem się książkami. Mam wszystkie dzieła Ojców Kościoła, woluminy poświęcone różnym soborom i nowym herezjom protestanckim. Mam pod dostatkiem piór, papieru i atramentu, świec, bibuł do suszenia i innych narzędzi służących pracy badacza. Sensem istnienia jest dla mnie pisanie i kontemplacja.Zabliźniły się rany otrzymane we Florencji, ale jednak pieką jak ogień za każdym razem, gdy wspominam ów świt i walkę na szpady, od której zabarwiły się na czerwono wody rzeki i bruk tego nieprzyjaznego miasta. Wszystko dlatego, że zaślepiało mnie pragnienie zemsty. Wtedy po raz ostatni widziałem zakazane księgi, ostatni raz marzyłem o ich odzyskaniu. I po raz ostatni patrzyłem na twarz mojej siostry.
Wielki Czarnoksiężnik zrujnował mi życie. Wszędzie miał oczy i uszy, pod tym względem dorównywał inkwizycji i bractwu Corpus Carus, toteż nie musiał się wiele natrudzić, aby sprawdzić, gdzie są zakazane księgi. Wiedział, że dominikanów poruszy wiadomość o ukrywaniu ksiąg przez jezuitów, bo oba zakony rywalizowały ze sobą. Znalazł dobry argument, bo inaczej Rzym nie zdecydowałby się na pokrycie olbrzymich kosztów wyprawy morskiej przez Atlantyk.
Bardziej ryzykowną, choć również przemyślaną zagrywką było powierzenie tej całej misji mojej osobie. Cieszył się, że uwolnię go od Gianmarii, chciał bowiem zająć miejsce Wielkiego Czarnoksiężnika, ale nie był zbyt zadowolony, że wyruszę w poszukiwaniu ksiąg, podejrzewał mnie bowiem o przynależność do Corpus, co początkowo było niezgodne z prawdą. Dlatego Darko sprytnie podszedł kardynała Iuliana, proponując skomplikowany system otwierania zalakowanych kopert jako pułapkę na masonów.
Reszta jest historią. Byłem bohaterem i dezerterem, byłem
451
wojownikiem i kochankiem, byłem zaciekły i zostałem zdradzony.Teraz wiem, jak kruche są nasze przekonania i nasza wola, jak niebezpieczne dla naszej duszy może być życie pełne rozmaitych pokus, czyhających za każdym zakrętem drogi. Dlatego dziś twierdzę stanowczo, że na tej ziemi nie ma nic pewnego; wystarczy, aby los lekko człowieka potrącił, przypadkiem bądź celowo, a wszystko, co mamy i co czujemy, nagle zostaje nam odebrane. Prześladowałem demony i orzekałem w sprawach o ukrócenie ich pobytu na ziemi, dlatego mam prawo was przestrzec: uwierzcie w diabła! Uwierzcie w jego istnienie, nie lekceważcie go, miejcie baczenie na innych ludzi, bo diabeł mieszka w człowieku i w pokusach się objawia. Szukajcie opieki Kościoła i waszych inkwizytorów, bo kiedy uważacie go za martwego lub pokonanego, diabeł wraca z siedmioma nowymi demonami.
Nie przestaję myśleć, że Piero miał rację. Tylko on potrafił dostrzec, jaki jestem naprawdę pod pancerzem edukacji, studiów, formacji inkwizycyjnej, i wiedział, że mam w sobie coś, co przetrwa w każdych okolicznościach. Nawet teraz, choć wciąż bolą rany ciała i duszy, choć otaczają mnie duchy osób, które kochałem i utraciłem, czuję chwilami, że serce zaczyna bić szybciej, pięści się zaciskają i wzbiera we mnie pragnienie, aby porzucić żałość, książki i spokojny azyl (bo jednak wciąż grożą mi prześladowania) i rozpocząć nowe poszukiwania tych dwóch ksiąg, ruszyć do walki z Szatanem i nieprzyjaciółmi wiary. Bo nikt nie jest pokonany, dopóki wróg nie postawi mu stopy na gardle i nie przebije serca szpadą. A to jeszcze nie nastąpiło.
Gabinet jest zawalony kartkami, które tworzą historię mego życia. Skończyłem. Zapada zmierzch w Chamonix, gasnące światło dnia przenika przez szyby i kładzie się pieszczotliwie na tych papierach. Zawarłem w nich wspomnienia, spisywane
452
z cierpliwością mnicha i rozwlekłością skryby. Ale mój wzrok nie zatrzymuje się na nich, tylko na przedmiocie, który kontempluję w milczeniu. Medalik z Przenajświętszą Dziewicą spoczywa tu jako znak czyjejś nieobecności. Myślę o Raffaelli. Zastanawiam się, czy aby Bóg nie zabrał jej do siebie dlatego, że kochała tak samo mocno jak ja. Biorę medalik do ręki, uśmiecham się i oczy zachodzą mi łzami. Niech Bóg Cię strzeże i zachowa przy sobie, moja maleńka, moja ukochana. Zdmuchuję świeczki w lichtarzu, wkładam pióro do kałamarza, obserwując przez okno zachodzące czerwienią niebo, które rozpala się gdzieś za Mont Blanc, we włoskiej dolinie Aosty. Horyzont nowej rzeczywistości jest bliski. Wiem to. Wkrótce nadejdzie chaos.Oto kronika mych dni, długa odyseja, w której nic nie było takie, na jakie wyglądało. Oto historia wypływająca spod palców człowieka żarliwego, marzyciela, bezwzględnego i prześladowanego. Który otwarcie zmierzył się z diabłem w każdej dziedzinie jego działania. Człowieka ufnego, który pomnożył owe demony. Oto kronika prawdziwego Rycerza Wiary, nowego krzyżowca w tych trudnych czasach, katolika, którego wciąż jeszcze zwą Czarnym Aniołem inkwizycji.