–Pragnę cię uratować, Angelo – przerwał Darko i zaraz dodał: Extra Ecclesia nulla salus, mój bracie…
–…że jesteś konfratrem – dokończyłem zaczęte zdanie, choć Darko przed chwilą sam to przyznał.
Po raz drugi opuściłem szpadę.
–Tak jak Tami, Xanthopoulos – powiedział Darko – i mój mistrz Piero.
–Ale oni… nigdy o tobie nie wspomnieli! – wciąż byłem trochę nieufny.
–To zrozumiałe. Należę do najbliższego otoczenia papieża. Xanthopoulos nie zna mnie osobiście, choć ja go znam. Wiedzieli o mnie tylko ojciec Piero i jezuita Tami… A teraz ty.
–Dlaczego?
–Bo ja jestem Wielkim Mistrzem Corpus Carus. Krew przestała płynąć w moich żyłach. Mistrzowska partia
szachów z roszadą Wielkiego Mistrza nabierała jasności. Darko kontynuował.
–Przyszedłeś po księgi. Wiedziałem, że tak będzie i że śmierć Raffaelli D'Alemy popchnie cię do szybszego działania. Dziś w nocy zabierzesz z pałacu Necronomicon i Kodeks. Zrobisz to bez walki, rezygnując z utopijnego planu ucieczki.
–Nie mam żadnego planu ucieczki…
430
–Jesteś dzielny, bracie – zawołał astrolog. – Duża w tym zasługa twojego mistrza. Zemsta nie doda ci skrzydeł, żeby stąd wyfrunąć. Zabiją cię. Co prawda w pałacu nie ma wiele straży, ale na zewnątrz żołnierze księcia tylko czekają na hasło do ataku. Wszystkim nie dasz rady.–Wyjdę stąd, tak jak wszedłem. Nie muszę korzystać z głównych drzwi – odburknąłem.
–Nie zdziwił cię przypadkiem brak straży po tej stronie gmachu, która jest najciemniejsza, zatem najbardziej atrakcyjna dla kogoś, kto pragnie niepostrzeżenie przedostać się do pałacu? Wysłałem gwardzistów w inne miejsce, jak tylko zobaczyłem z Wieży Arnolfa, że jesteś na Ponte Vecchio. Dlatego było pusto.
–Zastanawiałem się nad tym, ale uznałem, że mój los wreszcie odmienił się na lepsze i należy mi się trochę szczęścia.
–Nie zadręczaj się, Angelo. Dokonałeś bohaterskiego czynu, ja zaś zadbałem tylko o to, byś nie tracił cennego czasu.
Darko zamknął drzwi, podszedł do pokrytej mapami konsoli, skąd wyjął dwa pakunki zawinięte w czarną skórę.
–Tu są księgi – rzekł, patrząc na mnie. – W jednym węzełku są fałszywe kopie, z którymi pojadę do Rzymu. Ty weźmiesz drugi i wywieziesz go jak najdalej stąd. Wrócisz do Genui, do opactwa San Fruttuoso, a tam…
–Ktoś będzie na mnie czekał? – przerwałem, nie odrywając oczu od skórzanych paczek.
–Twój wikary Rivara.
–Pomyślałeś o wszystkim…
–Tylko tak się zwycięża – powiedział astrolog, kładąc oba węzełki na astrolabium, żeby je otworzyć.
–Ta paczka nigdy nie powinna znaleźć się w Rzymie – stwierdził, odsłaniając jej zawartość. Zobaczyłem gruby grzbiet Necronomiconu i cieńszy Kodeksu. – Oto księga i jej uzupełnienie z tajemnymi zaklęciami. Jesteś naszą ostatnią deską
431
ratunku; zabierz je stąd, a ja przez kilka dni będę zwodził inkwizycję, żeby dać ci czas na ucieczkę. Nasz los zależy od tych ksiąg.–Dlaczego na mnie czekałeś? Dlaczego sam ich nie ukradłeś?
–Zamierzam pozostać tam, gdzie jestem: blisko papieża. Ujawnienie mojej roli w Corpus pozbawi nas oczu i uszu w Watykanie. I nasza loża nie będzie wiedziała, co się dzieje w kuluarach i antyszambrach watykańskich pałaców.
–Gdyby księgi dotarły do Rzymu, zaczęłoby się prześladowanie bractwa na wielką skalę, prawda? Dlatego mam je ukryć?
–Są jeszcze większe niebezpieczeństwa, mój bracie.
–Jakie?
–Nie musisz o nich wiedzieć… Na razie.
–Ale…
–Jeszcze za wcześnie – przerwał mi Darko. – Nie jesteś przygotowany, żeby wysłuchać moich racji.
–Czy to się wiąże z kardynałem Iulianem? – dopytywałem.
Darko pokręcił przecząco głową.
–Kardynał dobrze pracuje, ale… – tu przerwał i spojrzał na mnie ze współczuciem. – Znam historię twojej rodziny i mogę cię zapewnić, Angelo, że największym grzechem kardynała nie są uchybienia zawodowe, tylko błędy w życiu prywatnym… A teraz ruszaj, już prawie świt – zawinął odkryty pakunek i wręczył mi go. – Zejdziesz po schodach, ukryjesz się za którąś z kolumn na dziedzińcu, niedaleko wyjścia. Ja w tym czasie spróbuję odciągnąć wartowników, ale nie na długo. Będziesz mieć tylko chwilę, żeby wyjść głównymi drzwiami, a potem uciekaj tak szybko, jak się da.
Przytroczyłem księgi do pasa, z którego zwisała szpada, i wychodząc, zapytałem astrologa: