Byłem rozkojarzony, coś nie pozwalało mi się skupić. To coś znajdowało się koło mnie, wewnątrz wielkiej dębowej szafy, której strzegł piękny krucyfiks wyrzeźbiony na drzwiach. Przerwałem lekturę materiałów dowodowych i z kluczem w ręku podszedłem do szafy. Była tam gruba koperta przywieziona
53
z Rzymu. Patrzyłem, ale nie śmiałem jej dotknąć. Wreszcie wziąłem, żeby przenieść na biurko. Byłem zaintrygowany jak dziecko, podziwiające prezent, którego jeszcze nie może otworzyć.Wewnątrz znajdowała się wiadomość od Świętego Oficjum, które działając powoli jak śmierć, trzymało mnie w szachu, w mentalnej pułapce. Siadłem i ostrym sztyletem odkleiłem lakową pieczęć. W środku była druga skórzana koperta z napisem Sacra Congregatio Romanae et Universalis Inąuisitionis seu Sancti Offici i kolejna pieczęć gwarantująca nienaruszalność zawartości. Obok znajdowała się karteczka zapisana czarnym atramentem dużymi literami, które zacząłem czytać w świetle wpadającym przez okno:
Bracie DeGrasso,
Koperta, którą masz teraz w swoich dłoniach, zawiera dokładne instrukcje dotyczące przyszłej misji. W tej kopercie znajdziesz trzy inne z pieczęciami, które otworzysz w odpowiednim momencie. Każda koperta jest oznakowana pieczęcią ewangelisty, pierwsza nosi znak świętego Łukasza, druga, świętego Mateusza, a trzecia świętego Jana.
Twoja podróż rozpocznie się pierwszego grudnia w Genui, ale zdjęcie pieczęci świętego Łukasza może nastąpić dopiero na pełnym morzu, kiedy miniesz Wyspy Kanaryjskie, płynąc w kierunku Cartagena de las Indias.
Pieczęć świętego Mateusza otworzysz, gdy galeon znajdzie się na bezpiecznych wodach Circulus aeąuinoctialis wraz z innymi statkami eskadry hiszpańskiej.
I na koniec pieczęć świętego Łukasza, którą otworzysz na lądzie, w pobliżu miasta Asunción. Każde otwarcie musi być dokonane w obecności specjalnego notariusza, który zostanie Wam przydzielony i wysłany bezpośrednio z Rzymu.
Niech łaska Boża przyświeca twoim czynom i błogosławi dni Twoje w tej ważnej misji.
54
Podpis kardynała Vincenza Iuliana kończył ten krótki, niewiele wyjaśniający tekst.Notariusz? Nikt mi o nim dotąd nie mówił, nikt mnie nie uprzedził, że miałem czekać na notariusza, żeby się zaokrętować, i na dodatek kogoś, kogo nie znam. Notariusz był niezbędny, żeby sporządzić protokół ze wszystkiego, co wydarzyło się przed trybunałem i każdy inkwizytor wybierał sobie własnego, ponieważ każdy błąd popełniony w procesie mógł zostać zawoalowany lub podkreślony przez tego człowieka, którego jedyną bronią był papier i kałamarz.
Krótkie stukanie do drzwi kazało mi przerwać rozważania i zacząć szybko działać. Nikt nie powinien wiedzieć o tych kopertach, więc wsunąłem kartkę do pierwszej koperty i włożyłem na nowo do szafy, przekręcając w niej klucz. Następnie podszedłem do drzwi i otworzyłem, zdążywszy rzucić okiem na pukającego. Wikary Rivara obserwował mnie z zaciekawieniem. Punktualny jak zwykle przyszedł mnie zawiadomić, że wszystko jest gotowe do rozpoczęcia sesji trybunału. Minęła godzina, odkąd wybiło południe.
8
Wszystko było przygotowane w małej sali sądowej umieszczonej w podziemiach. Trybunał czekał na mnie na podwyższeniu. Zważywszy na nagłość sprawy, wezwano nie wszystkich, lecz tylko niezbędnych członków trybunału. Polak Damian Wołcho-wicz, prokurator, zajmował miejsce po prawej stronie, obok adwokata Daniele Menazziego, wikary Rivara zaś, który reprezentował biskupa naszej diecezji i występował jako notariusz, zasiadał z lewego końca stołu. Miejsce centralne było wolne; na wprost znajdował się wielki krucyfiks, który przewodniczył zebranym jako symbol głębokiego ducha chrześcijańskiego panującego podczas sesji. Było to miejsce zarezerwowane dla inkwizytora, czyli dla mnie. Usiadłem i rozłożyłem notatki na stole.
55
–Ojcze przeorze – odezwał się cicho wikary – Gianmaria czeka na zewnątrz.Dałem znak palcem wskazującym, żeby go wprowadzono. Strażnik więzienny i dwóch jego ludzi eskortowali oskarżonego. Poruszał się powoli, skuty w kostkach łańcuchem. Spojrzenie miał puste, a długie kędzierzawe włosy na kształtnej głowie były skołtunion e. Już na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie chorego, choć trzymał się całkiem dzielnie, co nie dziwiło trybunału; oskarżeni, wzywając na pomoc resztki dumy, często próbowali pokazać, że są nieskazitelni i nieulękli, aby tym bardziej uwiarygodnić swe stwierdzenia albo zaprzeczenia. Nie da się jednak ukryć, że pobyt w lochach klasztoru wyniszczał fizycznie i umysłowo. Twarz i wygląd Gianmarii były tego potwierdzeniem. Nie wyglądał na człowieka zaledwie trzydziestoletniego. Rosłe ciało było wygłodzone i pokryte krostami wskutek długotrwałego kontaktu z zimną, wilgotną posadzką. Na ramionach miał blizny po sztylecie; układały się w dziwne symbole, a ich znaczenia nie dało się rozszyfrować. Więzienie spowodowało znaczną deformację kości; z braku ruchu odczuwał często w mięśniach silne, kłujące bóle i nocą jęczał żałośnie. Strażnicy doprowadzili przestępcę do małej ławki na wprost trybunału i popychając, dali znak, żeby usiadł. Następnie wycofali się na drugi kraniec sali.