Siedziałem na parapecie, wsparty o słupek dwudzielnego okna, i nie mogłem złapać oddechu. Straciłem kilka bezcennych chwil, zanim zawinąłem hak w pelerynę, żeby rozbić szybę. Kawałki szkła rozprysły się po posadzce sali, do której prowadziło to okno. Wsunąłem dłoń przez wybitą w szybie dziurę, żeby je otworzyć, i wszedłem do pomieszczenia, które wydawało się jeszcze bardziej ciemne niż wtedy, gdy patrzyłem nań z dołu. Zamknąłem okno, niezbyt starannie uprzątnąłem kawałki szkła i rozejrzałem się dokoła. Byłem na półpiętrze, na ganku wychodzącym na główny dziedziniec. Miałem przed sobą drzwi, które -jeśli się nie myliłem – powinny prowadzić na schody.
427
Otworzyłem je i znalazłem się w innym pomieszczeniu dwa albo trzy razy większym niż to, które opuściłem. Wciąż byłem na ganku obronnym. Dopiero za następnymi drzwiami zobaczyłem schody. Gdy wszedłem na drugie piętro, stanowiące główną część pałacu, zastałem po mojej lewej ręce półotwarte drzwi. Z oddali dobiegało słabe światło. Pchnąłem lekko: była to Salla dei Gigli. Po lewej stronie powinna znajdować się Salla delie Udienze, a po prawej – Salla delie Carte Geografiche, skąd dochodziło to jedyne w pałacu światło. Skierowałem tam swoje kroki, trzymając dłoń na rękojeści szpady, i ostrożnie zajrzałem do środka. Na pierwszy rzut oka sala zdawała się pusta. Ale nie wszedłem, dopóki nie zbadałem wzrokiem każdego zakamarka. Jedyne, co się w niej poruszało, to chwiejny blask świec. Poza tym panowała grobowa cisza. Zrobiłem krok do przodu i zatrzymałem się, potem zrobiłem drugi i znalazłem się w sali.Pośrodku, dokładnie na wprost mnie widniał ogromny globus; na ścianach wisiały mapy żeglarskie, jedna przy drugiej, nie zostawiając wolnego miejsca. To tutaj książę planował wyprawy i ustalał szlaki handlowe dla swojej floty, która zapewniała miastu tyle bogactwa. Zapatrzony w mapy, usłyszałem szelest zamykanych drzwi. Szybko się odwróciłem, wyciągając szpadę, i zobaczyłem niewyraźną sylwetkę. Podniosłem szpadę, mierząc w intruza z zapałem gorliwego katolika i strachem przyłapanego na gorącym uczynku złodzieja. Ale nie zatrzymał się i gdy ujrzałem jego twarz, ogarnęło mnie najwyższe zdumienie.
–Witaj, mistrzu DeGrasso – mruknął. – Wiedziałem, że przyjdziesz tej nocy.
61
–Może byś tak opuścił tę szpadę – zasugerował Darko.–To ty? – wyjąkałem, nie mogąc wyjść ze zdumienia.
428
–Ja. Ale niepotrzebnie się niepokoisz. Nie zrobię ci krzywdy…–Nic mi nie zrobisz – odparłem – bo to ja mam szpadę.
–Ale wszędzie masz wrogów. Wystarczy jeden mój krzyk i twoja szpada na niewiele się przyda.
–Czego chcesz? – spytałem, opuszczając szpadę, jednak nie schowałem jej do pochwy.
Darko przeszedł mimo, stanął obok globusa, po czym odwrócił się w moją stronę i położył kościste dłonie na kuli ziemskiej.
–Długą drogę musiałeś przemierzyć, bracie DeGrasso – powiedział, pokazując na bagna Asunción – żeby dotrzeć do mnie.
–Kim ty jesteś, do diaska?
–Kimś, kto dziś w nocy uratuje cię od śmierci.
–Kłamiesz! – znowu podniosłem szpadę.
–Dlaczego miałbym kłamać?
–Bo trzymasz z kardynałem Iulianem, nie ze mną. Astrolog uśmiechnął się:
–A ty z kim teraz trzymasz? Przecież zdradziłeś Corpus Carus. Widzę, że jesteś zdeterminowany… Więc dobrze, zabij mnie i rób, co postanowiłeś. Jakich chcesz jeszcze dowodów? Nie wystarczy ci własna intuicja? Na co czekasz, bracie DeGrasso?! Zatop stal w mojej piersi, a potem dalej zastanawiaj się, o co w tym wszystkim chodzi!
Obserwowałem uważnie papieskiego astrologa, który śmiało podjął wyzwanie. Był człowiekiem trudnym do rozszyfrowania; nie umiałem nic wyczytać z jego oczu ani z gestów.
–Dlaczego miałbym ci wierzyć? – warknąłem, robiąc krok do przodu i zmuszając go, żeby się cofnął, bo inaczej ostrze szpady dotknęłoby jego piersi.
–Jeszcze mało dla ciebie zrobiłem?
–Dla mnie? Raczysz żartować – nic nie rozumiałem.
–Gdybym powiedział, że to z mojej rekomendacji powie-
429
rzono ci misję poszukiwania Necronomiconu i Szmaragdowego Kodeksu, uwierzyłbyś? Gdybym powiedział, że to ja przekonałem Jego Świątobliwość, żeby nie posłano cię na stos natychmiast po uwięzieniu, uwierzyłbyś? Gdybym powiedział, że światło w tym oknie paliło się tylko dlatego, żebyś w tę ciemną noc łatwiej znalazł drogę do mnie, uwierzyłbyś? Gdybym powiedział, że do zakonu Świętego Dominika, a potem do inkwizycji trafiłeś za sprawą starego mistrza Del Grandę, uwierzyłbyś?–Coś już słyszałem o twojej rekomendacji… Ale skąd masz tyle rozeznania w strategiach ojca Piera? Wydaje mi się…