Cisza zawładnęła celą, ja wciąż krwawiłem, a krew wsiąkała w podłogę.
Następnego dnia rano, jeszcze przed świtem wyruszyłem do Florencji. Nie miałem już żadnych wiadomości od Raffaelli. Ale zabierałem ze sobą jej zapach, który był moim schronieniem. Błagałem Boga, żeby odsunął ode mnie ten kielich, lecz milczenie było jedyną odpowiedzią. Wiedziałem, że to dopiero początek mojej męki w jarzmie niewoli inkwizycji.
XXI
PAKT I ZASADA OGNIA
55
Florencja oznaczała dla mnie jeszcze gorsze więzienie. Przybyłem tam pod koniec września i przez kilka dni byłem odizolowany, pozbawiony kontaktu ze światem zewnętrznym do tego stopnia, że zatraciłem poczucie czasu. Co prawda za dnia docierało do mej celi słabe światło i tylko dzięki temu potrafiłem odróżnić dzień od nocy. Inkwizycja atakuje najsłabszą część duszy człowieka, mówię to ja, który przez lata kierowałem procesami i wiedziałem, jak się niszczy ducha. Więzienie pokazuje nam, że można pozbawić człowieka barwy życia, że największy opór słabnie, kiedy wciąż doskwiera głód i zimno, a żadne błagania nie są wysłuchane. Odosobnienie ma cię przekonać, że nic nie znaczysz, twoja godność warta jest tyle co worek ekskrementów i w ogóle nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Umarły za życia, oto czym jesteś. Przez dwa pierwsze dni niewoli czekałem, że przyjdzie ktoś z trybunału, ale tak się nie stało. Damian Wołchowicz, któremu przydzielono moją sprawę, bardzo dobrze nauczył się fachu inkwizytora. Nie na próżno był moim uczniem; stosował te same środki co ja i jeśli ja byłem bezlitosny, to on też taki będzie. Miałem jedynie tę przewagę, że doskonale znałem kolejne posunięcia, co, niestety, zwiększało tylko mój lęk przed cierpieniem, bo z pewnością Damian zechce zastosować metody jeszcze surowsze
389
niż moje, choćby po to by wykazać, że uczeń prześcigną} mistrza. Wiedziałem, że nie uniknę tortur.Cisza inkwizycji potrwa dopóty, dopóki będą widzieli, że się dobrze trzymam. Cmi tylko czekają na moment słabości więźnia, dlatego za wszelką cenę muszę zachować roztropność.
Pewnego październikowego dnia (nie potrafię określić dokładniej) o świcie zjawił się w mej celi zakapturzony mnich. Strażnik zamknął za nim drzwi i zostawił nas samych. Było potwornie zimno. Nareszcie inkwizycja zdecydowała się przemówić, a wybór pośrednika świadczył, że nie będzie to rutynowa inspekcja. Giulio Battista Evola, bo on był tym zakapturzonym mnichem, odsłonił twarz i patrzył na mnie swym jedynym okiem jak sęp na kawałek padliny.
–Dzień dobry, bracie DeGrasso – przywitał się. W moich oczach błysnęło zdziwienie i strach.
–Ty tutaj, we Florencji? – odezwałem się.
–Przychodzę negocjować.
–Negocjować? Czy to jakaś nowa specjalność notariusza?! – zawołałem rozdrażniony.
–Och, nie! Już nie jestem notariuszem, drogi mistrzu. Szczerze mówiąc, nigdy nim nie byłem. Udawałem notariusza, żeby towarzyszyć inkwizytorowi w podróży.
–Wciąż mnie zaskakujesz, bracie Evola… Zgodzisz się pewnie teraz ze mną, że w roli notariusza źle wypadłeś. Żaden inkwizytor nie byłby z ciebie zadowolony.
–Wprost przeciwnie, ekscelencjo. Myślę, że jako notariusz byłem dobrym inspektorem.
–Czyim inspektorem?
–Kościoła, bracie – oświadczył Evola z uśmiechem. Było w tym geście coś przerażającego, bo jego ułomność
sprawiała, że część uśmiechu przekształcała się na zdeformowanej połowie twarzy w dziwnie groteskowy grymas.
–Ciekawe, czy ta praca „inspektora", jak to nazywasz,
390
usprawiedliwia cię w oczach Kościoła ze zbrodni popełnionych na statku po każdym otwarciu zapieczętowanego listu. Jesteś mordercą.–Błąd w ocenie, bo mordercą jest ten, kto zabija z powodów doczesnych.
–Nic nie usprawiedliwia morderstwa, bracie Evola.
–Król Dawid też zabijał, chociaż był wybrańcem Bożym.
–I ty, i król Dawid zapłacicie za to – stwierdziłem stanowczo.
–A co powiedzieć o Waszej Ekscelencji? Zabiłeś ponad sto osób – kontratakował Evola.
–Ja nie mordowałem! – krzyknąłem z uniesieniem. – Wydawałem wyroki w obronie integralności wiary. Radzę nie przekręcać faktów.
–Dobrze. Widzę, że wreszcie się rozumiemy. Robiłeś to, jak mniemam, dla Chrystusa. Ja też tak oceniam swoje postępowanie. Jak by to nazwać? Podoba ci się określenie „uświęcająca krwawa kąpiel"?
Postanowiłem nie odpowiadać, bo nasza rozmowa zaczynała przypominać dwa równoległe monologi szaleńców. Ale nadal pytałem: