–Poczynając od dziś, bracie, twoje warunki się pogorszą. Wydałem rozkaz, żebyś dostawał jedzenie tylko raz na dzień, wodę będziesz miał reglamentowaną i żadnych wygód do spania. Rozkaz zostanie odwołany tylko wtedy, gdy okażesz lojalność, gotowość do odzyskania zakazanych ksiąg i pomoc w uwięzieniu twoich wspólników. W przeciwnym razie sam dobrze wiesz, jak łatwo pozbawić więźnia człowieczeństwa. Aby dać ci dowód mej dobrej woli, zgadzam się na jedną wizytę. Wierzę, że w przyszłości odzyskasz wygody, dobre jadło i, kto wie, może nawet wolność. Tylko zgódź się na współpracę, bracie. Życzę dobrej podróży do Florencji.
Po tych sarkastycznych słowach Iuliano ruszył ku wyjściu. Ale ja miałem jeszcze jedno pytanie:
–Dlaczego nigdy nie powiedzieliście mi prawdy, księże kardynale?
Iuliano przystanął i obrócił się, żeby odpowiedzieć. Był zaskoczony tym pytaniem.
–A czemu miałbym to zrobić?
–Uniknąłbym intryg i wątpliwości, które podczas długich podróży pienią się w myślach jak kąkol w zbożu. Gdybym poznał prawdę dzięki wam, pozostałbym wiemy do końca…
–Może popełniłem błąd. A może nie powinieneś był tak dużo myśleć. Jedno i drugie prowadzi do sytuacji, w której obaj ponieśliśmy klęskę; ja nie mam ksiąg, a ty jesteś w więzieniu.
–Czytałem Necronomicon, wiem o istnieniu formuł ma-
378
gicznych zaklęć, wiem, jakie są wasze intencje, czego chcą konfratrzy, a czego czarownicy.–To bardzo wąski krąg osób – powiedział Iuliano, podchodząc bliżej – i wszyscy się znamy. Kłamiesz, twierdząc, że wiesz, o co chodzi, treść książki bowiem to bardzo dobrze strzeżona tajemnica. Zastanów się choć przez chwilę, czy nie uległeś wpływom kogoś, kto nie jest tym, za kogo się podaje. Skąd masz pewność, że Wielki Czarnoksiężnik nie ukrywa się w loży, za którą tak obstajesz? Ja jestem Kościołem, ty jesteś Kościołem, a oni są masonami i być może narzędziem diabła. Zastanów się i działaj rozważnie. Ty wiesz, gdzie są księgi. Dobrego dnia, bracie.
Kardynał opuścił celę, zostawiając mnie na pastwę wątpliwości. Zgodnie z logiką mogłem uznać za pewnik, że księgi opuściły Hiszpanię, gdyż w przeciwnym razie inkwizycja nie próbowałaby ze mną negocjować. Co się dzieje z Tamim i Grekiem? A jeśli oni są czarownikami? Czy mógłbym aż tak się pomylić? Przypomniałem sobie pentagram znaleziony przez Evolę w koszuli Xantho-poulosa. Czy warto jeszcze, po śmierci Piera Del Grandę, walczyć o bractwo, do którego nie należałem i które być może wcale nie miało tak szlachetnych zasad i idei, jak mi się wydawało? Takie pytania były naturalne dla kogoś, kogo jedynym towarzystwem są grube mury. Choć tym razem więzień miał dużą przewagę; znał doskonale metody inkwizycji i wiedział, że w takich przypadkach chodzi zazwyczaj o to, by zasiać niepewność w umyśle zatrzymanych. Z rozmowy z kardynałem wyciągnąłem jasne wnioski: moja pozycja jest słaba, ale inkwizycja straciła z oczu księgi i tylko ja mógłbym pomóc w ich odzyskaniu. I nie myliłem się.
54
Po południu zostałem wyrwany z niespokojnego snu, który długo nie chciał przyjść, tym bardziej przykre było przebudzenie, bo potrzebowałem dłuższego odpoczynku dla skołatanej
379
głowy, poza tym sen czynił znośniejszym moje obecne położenie. Strażnik więzienny przyniósł garnek lichej strawy, która musiała mi starczyć na cały dzień, i miskę mętnego płynu zamiast wody.–Tu masz coś, co ci zapcha kałdun, ale po wodę do studni nie pójdę, bo jest za zimno. Dlatego przyniosłem ci trochę rosołu od więźnia z sąsiedniej celi, żebyś miał czym zaspokoić pragnienie. Taki szubrawiec jak ty może się obejść bez jedzenia.
Strażnik z pewnością nie wiedział, że jestem inkwizytorem, który popadł w niełaskę, i że jeszcze kilka dni temu kazałbym mu połknąć własny język razem z tym ohydnym rosołem. Ale cóż, tak wyglądał początek ujarzmiania więźnia; trzeba go upodlić, potraktować jak najgorszego szkodnika, żeby stracił swą godność i tożsamość.
–Dziękuję panu – mruknąłem.
Słysząc me słowa, strażnik postanowił poświęcić mi jeszcze trochę czasu.
–Wyglądasz na dobrze odżywionego, masz normalny kolor skóry, to znaczy, że jesteś tu od niedawna.
–Tak, proszę pana, od wczoraj.
–W porządku. Powinieneś zatem znać reguły. Wyobraź sobie, że siedzisz na dwóch sznurkach. Za jeden pociąga inkwizytor. Drugi trzymam ja. Jeśli chcesz wypaść dobrze wobec inkwizytora, masz mówić to, co on chce usłyszeć. Jeśli chcesz żyć w zgodzie ze mną, to każ komuś z rodziny przynieść złotego dukata, a twój los odmieni się na lepsze. Dam ci jedną dobrą radę: nie warto narażać się człowiekowi, którego będziesz widywać codziennie tak jak mnie, bo żaden doktor Kościoła nie pofatyguje się do tego chlewu, żeby przynieść ci podwójną porcję jedzenia. Zrozumiałeś?