Moja droga będzie tak wygodna i szeroka, lub tak ciernista, jak sam tego zechcę. Z jednej strony – triumfujący Angelo, wspaniały i bezlitosny, którego wszyscy podziwiają. A z drugiej – Angelo zdolny wszystko porzucić dla jednego uczucia. „Kto odda za mnie życie, znajdzie je", powiedział Pan. Byłem zagubiony i najbardziej pragnąłem odnaleźć samego siebie, mnie, a nie kogoś, kto jest ulubionym uczniem, bastardem, egzekutorem czy też szczęśliwym kochankiem. Musiałem wybrać, kim chcę być w przyszłości.
342
48
Msza pożegnalna rozpoczęła się punktualnie o zachodzie słońca w tym prostym kościele z gliny w kolorze rumieńca na policzkach damy. Nie mógł się mierzyć z imponującymi, wspaniałymi kościołami europejskiego gotyku, ale wyglądał bardzo pięknie, udekorowany ozdobami w formie kwiatów, zrobionymi na tę okazję przez Indian Guarani. Evola zapewnił świeżo uwolnionemu ojcu Killimetowi wszystko, czego potrzeba do odprawienia mszy.W głównej kaplicy pozostały jeszcze ślady otwarcia grobu i choć płyta wróciła na dawne miejsce, nie przylegała już tak jak dawniej – jej brzegi wyraźnie odstawały. Był to symbol walki Kościoła z diabłem, bo przecież zakazane księgi wyszły stąd jak demony z pobielanego grobu.
Ojciec Killimet, odziany w ciężki ornat, wyszedł z zakrystii, niosąc przygotowany wcześniej kielich i chleb oraz mszał z zaznaczonymi do czytania stronami. Przyklęknął przed tabernakulum, umieścił wszystkie przedmioty liturgiczne na prostym stole z kamienia, który służył za główny ołtarz, i odwrócił się do nas, czyniąc znak krzyża:
–In nomine Patris, et Filii et Spiritus Sancti, Amen. Ministrantem był Guarani i do niego zwrócił się teraz jezuita.
–Introibo ad altare Dei – rozpoczął formułą: „Przystąpię do ołtarza Bożego".
–Ad Deum qui laetificat juventutem meam – „Do Boga, który jest weselem moim od młodości" – pięknie odpowiedział ministrant. Wprowadzenie do liturgii zakończyło się wezwaniem do pokuty i zapanowała chwila ciszy.
Tyłem do nas, a przodem do ołtarza jezuita przygotowywał się do rozpoczęcia Eucharystii, największego sakramentu, który Chrystus ustanowił podczas Ostatniej Wieczerzy. Wszyscy zgromadzeni na mszy, przygotowani do udziału w życiu, męce i śmierci Chrystusa, tak jak On nas nauczył i prosił, byśmy to czynili na Jego pamiątkę, przyjmując Jego Ciało i Krew pod
343
postacią chleba i wina, czekaliśmy teraz na liturgię słowa, trzy czytania wyjęte z Pisma Świętego, ściśle wyznaczone na dany dzień, które w takim samym układzie powtórzą się dopiero po trzech latach. Kościół był wypełniony wiernymi: byli to głównie wojskowi, kilku zakonników i Indianie Guarani, żyjący pod opieką jezuitów. Evola, jak zwykle skrupulatny w sprawach protokołu, przeznaczył dla mnie miejsce z prawej strony ołtarza, skąd mogłem obserwować uważnie szczegóły mszy i twarze wiernych, co też czyniłem, kiedy jezuita czytał.W pierwszym rzędzie ławek był kapitan Martinez z dwoma podoficerami, wszyscy trzej w galowych mundurach. Obok, Giulio Battista Evola, który nie odrywał ode mnie swego jedynego oka; przy wojskowych wydawał się jeszcze mniejszy niż normalnie i musiał czuć się nieswojo, bo koło niego był jezuita Nuno Goncalves Dias Macedo, świeżo wypuszczony z aresztu na mój rozkaz. W kącie, poza zasięgiem wzroku zgromadzonych znajdował się pod silną strażą Giorgio Carlo Tami. Uczestniczył we mszy na własną prośbę; przystałem niemal w ostatniej chwili, bo nie wypadało odmówić udziału w Eucharystii, ale w żadnym wypadku nie mogłem pozwolić – jako oskarżonemu o herezję – by przystąpił do stołu Pańskiego. Gdyby wbrew zakazowi próbował to uczynić, żołnierze mieli rozkaz zaciągnąć go natychmiast do celi. Tak oto uczestniczyłem we mszy pełen sprzecznych myśli i dręczących wątpliwości.
Oplotłem dłonie różańcem i złożyłem je do modlitwy. Ale zamiast się modlić, grzebałem w sumieniu i próbowałem rozmawiać z Chrystusem, żeby poznać odpowiedź, której mimo mej niewzruszonej wiary nie mogłem odnaleźć sam.
„Panie, jaką pójść drogą? Straciłem ślepe zaufanie do Rzymu i boję się, że w zamęcie walki o władzę w naszym Kościele znajdą się ludzie gotowi uraczyć wiernych zgnilizną płynącą z ksiąg. A to byłby początek końca i cała moja praca w obronie wiary pójdzie na marne, gdyż stanę się wtedy zbrojnym ramieniem zła, nie dobra. Czy to usprawiedliwia mą dezercję?
344
Panie, jeśli wrócę do Rzymu z księgami i wypełnię swą powinność do końca, zrobię jagnię ofiarne z porządnego człowieka, który walczy w słusznej sprawie i jest gotów przyjąć dla tej sprawy męczeńską śmierć. Pomóż, mój Boże! Pomóż mi zajrzeć w głąb siebie!".Przerwałem modlitwę. Otworzyłem oczy i popatrzyłem na wiernych. Evola wciąż mnie obserwował. Celebrans przechodził do drugiej części mszy: konsekracji. Wziął patenę z chlebem i modlił się nad nim, żeby przedstawić Bogu: