339
dogmat wiary? Czy przyciągną do siebie ludzi, którzy będą słuchać tych nowoczesnych erudytów o nowatorskich poglądach i będą oklaskiwać tych fałszywych kapłanów za słowa nie-mające nic wspólnego z doktryną apostołów? Czy ludzie uwierzą w nowe chrześcijaństwo? W nowy Kościół? W nowe doktryny? Czy to możliwe, że znów pojawią się obrazoburcy, żeby sprzedawać swój dawno przeceniony towar, gdyż wrogowie obrazów, podobnie jak oszczercy Świętej Trójcy, wyrastają jak grzyby po deszczu wszędzie tam, gdzie toczy się walka o prawowiemość Kościoła. Powrócą burzyciele figury Chrystusa, którzy oddzielili Go od Ojca, bo jedni uważali, że ma naturę wyłącznie ludzką, a drudzy, że wyłącznie boską. Powrócą ci, którzy Go zniekształcili i zmienili nie do poznania, negując nawet jego śmierć na krzyżu; którzy proponują ludziom czytanie Ewangelii na marginesie tradycji, bez interpretacji apostołów. Będą głosić wolną wolę i wolną interpretację Pisma Świętego, przez co powstanie tyle religii, ile interpretacji. Ogłoszą koniec świata, żeby zasiać strach, i okażą się sługami Szatana, bo zostawią rozproszone stado.Jedno życie Angela nic na to nie poradzi, pomyślałem. Ani nawet dwa życia. Zło pozostanie i rozszerzy się jak plama oleju na wodzie. Nie zdołam temu zapobiec. Bo mnie już nie będzie.
Że chaos zatriumfuje, to pewne – już to widać – jeśli inkwizycja nie wskaże, gdzie jest prawdziwe drzewo chrześcijaństwa w lesie fałszywych wierzeń. Są drzewa wyrosłe na tej samej glebie co drzewo Kościoła katolickiego, ale poskręcane wskutek całkowitej lub częściowej negacji tego, co jest esencją drzewa prawdziwego, tego, które jako jedyne trwa w stanie nienaruszonym od czasów naszego Zbawiciela.
Pracowałem dla inkwizycji jak prawdziwy żołnierz Chrystusa, zwalczałem jej wrogów i w nastroju wielkiego podniecenia delektowałem się smakiem zwycięstwa jako wiemy żołnierz uzbrojony w słodką doktrynę Ojców Kościoła. Przez dziesięć lat wysłałem na stos sto czterdzieści cztery osoby po dokładnym przesłuchaniu i bezstronnym osądzeniu wedle prawa kościel-
340
nego, które spadało jak miecz na ich głowy. Inkwizycja systematycznie usuwała aberracje z ciała chrześcijaństwa katolickiego, poczynając od albigensów, katarów i gnostyków, a kończąc na żydach, muzułmanach, protestantach, czarownikach, czcicielach demonów, sodomitach i cudzołożnicach. Bo wszyscy oni byli rzecznikami diabła, czyhającymi na błędny krok ludzkości.Kochałem inkwizycję i kocham ją nadal. Kochałem i kocham Kościół, z którego czerpią schizmatycy, anglikanie i protestanci.
Myśl ta podziałała na mnie kojąco. Powstrzymałem szaloną gonitwę myśli i spokojniej wróciłem do swych rozważań, bo niezależnie od tej miłości musiałem sprawiedliwie rozłożyć i zważyć na szali wiele elementów, które dotychczas były mi obce. Musiałem wyjść z roli sędziego i spojrzeć na to wszystko z innej strony, nie tylko jako wykonawca Boskiej sprawiedliwości, ale jako ktoś, kto na nią zasługuje. Musiałem wyrzec się rutyny.
Pod wpływem miłości – ale nie tej głoszonej z takim zapałem przez kleryków, tylko miłości cielesnej, która była mi zabroniona, jednak odkąd ją poznałem, tkwię w jej sidłach – poświęciłem się dla Raffaelli. Wciąż noszę na piersi jej medalik promieniujący ciepłem. Miłość do tej dziewczyny stanowiła w tym momencie moją największą przewinę. Złamanie ślubów odbierało mi moralne prawo sądzenia innych. Mój czas w Kościele dobiegał końca. Nie tylko z powodu Raffaelli. Absorbowała mnie jeszcze inna sprawa – wezwanie o pomoc i wierność należna temu, który był mi mistrzem i ojcem: Pierowi Del Grandę. Nawet gdybym został poddany torturze potro, nie czułbym się potem tak połamany i poraniony, jak teraz się czułem w sensie duchowym. Z jednej strony – Piero Del Grandę i Corpus Carus, z drugiej – Raffaella, a jeszcze z innej – inkwizycja. Każdy ciągnie mnie w swoją stronę. Jak to strasznie boli…
Pragnąłem zachować się należycie pod względem moralnym wobec każdej ze stron, ale nie widziałem wyjścia z sytuacji,
341
która przyprawiała mnie o wielkie cierpienie. Zawieźć księgi do Rzymu było równoznaczne z podpaleniem stosu dla braci z Corpus Carus. Postawić Giorgia Carla Tamiego przed kościelną sprawiedliwością, to skazać go na hańbę niczym czarownika. Ale Corpus Carus chce położyć kres inkwizycji… Kim są ci masoni w katolickich habitach? Odpowiedź była łatwa, lecz bardzo bolesna: uczniami mojego kapucyńskiego mistrza, samego Piera Del Grandę. Czyż mogłem zaprzeć się człowieka, który był mi jak ojciec?… A wierność… Jak tu być wiernym kobiecie, skoro nie byłem wierny ani mojemu Kościołowi, ani mojemu mentorowi.Nie chciałem już dłużej myśleć. Kręciło mi się w głowie. Wziąłem w obie dłonie krucyfiks, upadłem na kolana i z płaczem ukorzyłem się przed Najwyższym Sędzią. Przyszedł mi na myśl mój prawdziwy ojciec, chociaż go nie znałem. A także ten, co mnie przysposobił – wiecznie zapracowany Domenico DeGrasso, który dał mi nazwisko, mimo że mnie nie spłodził. I jeszcze mój mistrz Piero Del Grandę; pokładał we mnie wielkie nadzieje, byłem jego ulubionym uczniem. I dziewczyna, która oddała mi serce, Raffaella D'Alema; musiała stawić czoło rodzicom i przesądom, narażając się na utratę reputacji. Na koniec pomyślałem o tej dziwnej kobiecie, z którą – nie wiedzieć czemu – czułem się mocno związany, o Anastasii Iuliano. Wszystkie te osoby były bardzo dzielne. Ja też muszę być dzielny. Dla nich.