315
księgi, Angelo, ale wiesz o nich bardzo mało. Nie wiesz, komu je oddasz ani jak się tu znalazły. Prawie nic nie wiesz o Corpus…Tami mówił powoli. Choć się nie znaliśmy, rozumiał moje troski lepiej niż ja sam. Przerwałem niecierpliwie, ponaglany pilną potrzebą wiedzy.
–No to mów, nie traktuj mnie jak ucznia, jestem inkwizytorem.
–Wszystko po kolei – kontynuował Tami. – Najpierw rzeczy najważniejsze, a o księgach potem. Zacznijmy od tego, że musisz lepiej poznać historię Corpus Carus. W ten sposób zrozumiesz, czego my chcemy, a czego chcą czarownicy. Co o nas wiesz, Angelo?
–Co wiem…? Nic lub prawie nic. Piero Del Grandę powiedział mi bardzo mało, kiedy odwiedziłem go ostatnio w klasztorze, nieco więcej wyjaśnił w swoim liście… Jeszcze mniej dowiedziałem się od kardynała Iuliana.
–Co powiedział Piero Del Grandę?
–Między innymi to, że rozpoznam was po słowach Extra Ecclesia nulla salus, że jesteście katolickim bractwem, które działa w obronie nieomylności Stolicy Apostolskiej i dogmatów wiary naszych Ojców Świętych. Nazwał was Rycerzami Wiary…
–Zgadza się – wtrącił Tami. – Jesteśmy Rycerzami Wiary, a nasza dewiza brzmi: „Wikariuszem Chrystusa jest to, co nam dyktuje nasze pierwsze i spontaniczne odczucie sumienia".
–Właśnie tak mi napisał mój mistrz – potwierdziłem.
–Co jeszcze wiesz, Angelo? – wypytywał Tami, jakbyśmy zamienili się rolami i teraz ja byłem oskarżonym, a on sędzią Kościoła.
–Piero powiedział, że ktoś będzie czuwał nad moim bezpieczeństwem przez całą wyprawę, ale nikt z Corpus Carus się nie ujawnił oprócz ciebie. A jak ty mi możesz pomóc z celi więziennej?
–Masz rację, że nie mogę, tym bardziej że siedzę tu o chlebie i wodzie. Za kilka dni zostaną ze mnie same kości… Ale nie mówmy o tym, Angelo. Pomówmy o twoim strażniku.
316
Zapewniam cię, że on istnieje. Piero nie zostawiłby bez opieki swego umiłowanego ucznia.–Posłuchaj, Giorgio, na statku zginęły trzy osoby… Popełniono trzy morderstwa. Moje życie też było w niebezpieczeństwie. Napastnik zaczaił się na mnie w kajucie. Na szczęście nie byłem sam, bo po dwóch pierwszych morderstwach postawiono straż w przejściu do mojej kajuty. Zawołałem o pomoc i to mnie uratowało. Ten czarownik zabiłby mnie, gdyby nie żołnierze…
–Czarownik? Jesteś tego pewien?
–Lekarz pokładowy powiedział mi przed śmiercią o diabelskim pentagramie, który widział u człowieka podróżującego nielegalnie w zęzie, odkąd opuściliśmy Teneryfę. Ten sam człowiek został zatrzymany przez straże przy próbie napaści na mnie, a Evola znalazł u niego pentagram.
–Gdzie on teraz jest?
–Tu, w osadzie. Czeka na odwiezienie do Asunción, gdzie będą go sądzić władze cywilne – wyjaśniłem, a twarz Tamiego oblekła się w strach, że czarownik jest tak blisko ksiąg.
–Ktoś go pilnuje? – chciał wiedzieć Tami.
–Oczywiście. Zapewniam cię, że sam jego widok budzi przerażenie: tęgi, wysoki mężczyzna, zimne, jasnoniebieskie oczy, długie, kręcone włosy, broda i wąsy. Wygląda jak wiking, a nazywa się…
–Xanthopoulos – przerwał mi Tami, jakby mówił sam do siebie ze smutno opuszczoną głową.
Znów osłupiałem.
–Jak to możliwe, że go znasz?
–To twój anioł stróż, bracie Angelo, człowiek przydzielony do twojej ochrony, konfrater Corpus Carus, jeden z naszych najlepszych ludzi. Znakomity łowca czarowników. Coś ci się musiało pomylić. On nie chciał cię zabić…
Błyskawicznie zerwałem się na nogi. Przypomniałem sobie jego słowa: „Szukałem dojścia do was". Podszedłem do drzwi, żeby wydać żołnierzom rozkaz. W chwilę potem, w drzwiach
317
do zaimprowizowanej celi Tamiego stanął Xanthopoulos z dwoma żołnierzami, którzy wepchnęli go do środka. Upadł na ziemię z hukiem żelastwa kajdan i łańcuchów. Patrzył na nas zdziwiony, nic nie rozumiejąc. Po wyjściu żołnierzy powiedziałem doń uspokajająco:–Nie bój się. Tami właśnie mi powiedział, że jesteś członkiem Corpus i znalazłeś się na statku po to, żeby mnie chronić. Wtedy, w mojej kajucie, byłem pewien, że to próba kolejnego morderstwa, ale kolejne morderstwo zostało popełnione potem i nie przez ciebie, bo ty byłeś już uwięziony, więc nie mogłeś zabić. Zacząłem się zastanawiać, czy zatrzymaliśmy właściwą osobę… Istniała jeszcze możliwość, że nie działałeś sam.
–Angelo – powiedział Nikos Xanthopoulos, podnosząc się i szukając oparcia na ścianie obok Tamiego – właśnie z powodu tych morderstw szukałem do ciebie dojścia tamtej nocy. Pilnowałem twojej kajuty. To samo robił twój notariusz… Za każdym razem, gdy schodziliście się, żeby otworzyć zalakowane koperty…