–Panie kapitanie – zwróciłem się do Martineza – czy zechce pan zostawić nas samych? Tylko mój notariusz i ja jesteśmy upoważnieni do zbadania zawartości kuferka.
Ten niezbity argument podziałał na Martineza. Z lekka zawiedziony opuścił kościół razem z kapralem Llosą. Kiedy zostałem sam z Evolą, popatrzyliśmy na siebie w milczeniu.
Zdmuchnąłem kurz z kuferka i podziwiałem prostotę drewnianego wieczka. Miał idealne wymiary: szeroki na jakieś dwie i pół piędzi, głęboki na półtorej i wysoki na piędź. Można było go przenosić bez większego wysiłku. Ciemne drewno bez
309
specjalnych ozdób, tylko rogi i przednia krawędź zaopatrzone we wzmocnienia z brązu. Przesuwając ręką po wieczku, czułem każdą zadrę; zatrzymałem palce na zamku i powoli otworzyłem. Zawiasy wydały słaby zgrzyt.Wewnątrz, owinięte kawałkiem sukna, znajdowały się dwie książki, jedna duża i gruba, a druga mała co do wielkości i liczby stron. Evola odnotował to wszystko w księdze notarialnej, po czym rzekł:
–Idealnie pasują do opisu, jaki otrzymaliśmy z Rzymu. Czy macie jeszcze jakieś wątpliwości, że są to księgi, których szukamy?
–Nie mam. Jasne jak słońce, że to są te zakazane księgi.
–Co za zadziwiająca precyzja wskazówek Świętego Oficjum – rozważał głośno Evola. – Znaleźliśmy księgi dokładnie w tym miejscu, gdzie kazano nam szukać. Nie było żadnych komplikacji ani pomyłek.
–Równie zadziwiająca jest ludzka skłonność do zła. Kto by powiedział, że ziemia tego odległego zakątka skrywa tyle bólu?
Wyjąłem pierwszy egzemplarz, trzymając obiema rękami, i położyłem na ołtarzu. Była to gruba książka licząca około tysiąca stron oprawionych w czarną skórę. Nie miała żadnego napisu na okładce ani na grzbiecie. Otworzyłem na pierwszej stronie.
–Co chcecie zrobić? – wykrzyknął wzburzony Evola, łapiąc mnie za rękę.
–Zbadać materiał dowodowy.
–Tego nam nie wolno. Instrukcje zabraniają, ekscelencjo.
–Musimy wiedzieć, jaki rodzaj literatury ukrywał włoski ksiądz. To warunek niezbędny do formalnego oskarżenia.
–Instrukcje mówią inaczej, ekscelencjo. Macie przestrzegać nakazów albo odnotuję to jako samowolę. Wasze uprawnienia sędziowskie są w tym przypadku ograniczone. Nie wolno łamać rzymskich nakazów.
Rzuciłem ukradkowe spojrzenie na otwartą stronę. Zobaczy-
310
lem stopę czarownicy, a pod tym złowrogim symbolem – nazwisko autora: Abdul Al-Hazred, nazwisko tłumacza na język włoski i tytuł. Tłumaczem był Gianmaria, a tytuł brzmiał Necronomicon. Szybko zamknąłem księgę.–Macie rację – rzekłem do notariusza – ciekawość nigdy nie jest dobrą doradczynią. – Evola patrzył na mnie, nie okazując żadnych emocji.
–Tak trzeba – wyszeptał.
Odłożyłem na miejsce gruby wolumen i wyciągnąłem drugą księgę. Ta miała oprawę drewnianą zszytą na grzbiecie cienkim podniszczonym drutem, przytrzymującym nie więcej niż sto pięćdziesiąt stron. Czas pozostawił na niej swój bezlitosny ślad: w wielu miejscach drut był zardzewiały, a stronice zbutwiałe z powodu wilgoci. Ta księga wydawała się dużo starsza w porównaniu z Necronomiconem i została spisana po łacinie, na pierwszej stronie można było przeczytać: Szmaragdowy Kodeks. A więc tu mieściły się zaklęcia usunięte w trzynastym wieku z Necronomiconu, kiedy czarownicy uznali, że tak będzie bezpieczniej. I chociaż ponad wszystko na świecie pragnąłem ją przeczytać, a przynajmniej przekartkować, nic nie mogłem zrobić, bo notariusz obserwował mnie jak pies gotów do ataku. Włożyłem książkę na powrót do kuferka i zamknąłem wieczko. Byłem podekscytowany: miałem w ręku księgi, które wywarły piętno na mym życiu. Księgi ukrywające moc śmiertelnie groźną dla Królestwa Bożego.
–Co teraz zrobimy z tym kuferkiem, ekscelencjo?
–Przede wszystkim zdejmiemy go z ołtarza. Nie chciałbym popełnić grzechu świętokradztwa. Trzeba urządzić sekretną komnatę w jakimś wolnym pomieszczeniu osady i tam zostawić te księgi pod pieczą dwóch żołnierzy, którzy będą trzymać straż w dzień i w nocy, dopóki stąd nie wyjedziemy.
–A co z jezuitą? – Evola uśmiechnął się, a jego uśmiech wyrażał nie tyle satysfakcję z doskonale wypełnionego zadania, ile złośliwą radość na myśl o tym, że mógłbym użyć narzędzi tortur.
311
–Zmniejszyć dzienną rację chleba i wody. Niech już teraz zaczyna pokutować za swą niegodziwość.Tego samego wieczoru poinformowałem księdza, że znaleźliśmy księgi i mamy dostateczne powody, aby wytoczyć mu proces o przestępstwo przeciwko wierze, a jest to zarzut wyjątkowo poważny w przypadku zakonnika. Dopóki nie wrócimy do Rzymu, on i dwaj pozostali jezuici, których uznajemy za jego wspólników, będą zamknięci i odosobnieni. Dodałem, że proces odbędzie się w Rzymie. Tami przyjął moje wyjaśnienia obojętnie jak posąg z marmuru. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ten niepojęty spokój wzbudził jeszcze bardziej moje zainteresowanie osobą włoskiego księdza. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ma mi coś do zakomunikowania.