Włoski ksiądz pochylił głowę. Niespodziewanie zaplątał się w pajęczą sieć inkwizycji. Nie miał wyjścia, bo jeśli przysięgnie, oskarżę go o bluźnierstwo, i nie będzie mógł się obronić.
–Twierdzicie, że macie dowody na to, że coś ukrywam i że się z tego nie wykręcę. Więc co mam powiedzieć? Prawdę, czy to, co chcecie usłyszeć?
–Powiedz, padre, gdzie są zakazane księgi i więcej nie będę pytał. Zapewniam.
Tami zacisnął zęby, ale zaraz się zreflektował i odpowiedział spokojnie:
–Nic nie wiem na ten temat.
W tym samym momencie, jakby zrządzeniem Opatrzności, otworzyły się drzwi i w progu sali pojawił się tęgi żołnierz z wiadomością, że znaleźli w kościele zamaskowaną niszę. Wszyscy zaniemówili z wrażenia. Tami opuścił głowę przygnębiony. Moje oczy miotały błyskawice.
–Zawieszam przesłuchanie. Zbierzemy się ponownie o zachodzie słońca – oznajmiłem i czym prędzej opuściłem salę, żeby zbadać znalezisko, co wydawało mi się zajęciem dużo bardziej pasjonującym niż grzebanie się w głowie jezuity.
Włoski ksiądz znalazł się w celi więziennej, sam na sam z własnym sumieniem i z ciężkimi chmurami nad swoją głową. Jego wiarygodność doznała szwanku. To samo czeka każdego, kto próbuje zmierzyć się z inkwizycją.
42
Dotarłem do głównej kaplicy najszybciej, jak mogłem. Żołnierze stali o kilka kroków od głównego ołtarza i coś między sobą szeptali. Szum przyciszonych głosów odbijał się o skle-
307
pienie i wracał ze zdwojoną siłą bez chwili przerwy. Pytające spojrzenia krzyżowały się, nie otrzymując odpowiedzi. Coś tajemniczego pojawiło się za fałszywą przegródką w mrocznym wgłębieniu pod prostym, drewnianym krzyżem – jedyną ozdobą kościoła. Kazałem żołnierzom natychmiast wyjść na zewnątrz.Obejrzałem otwór. Była to nisza w ścianie, dawniej przykryta zwykłą płytą nagrobną, która teraz leżała strzaskana na podłodze. Czyjś grób został sprofanowany. Przez nas. Odwróciłem się, żeby poprosić o światło i zajrzeć do środka. W kościele zostali tylko Evola, kapitan Martinez i podoficer, odpowiedzialny za naruszenie płyty. Wniesiono żelazny lichtarz; słabe światło świec wydobyło z ciemnego otworu kontury małej, starej skrzynki. Nic więcej tam nie było, żadnych szczątków ludzkich.
–Jak na to trafiliście? – spytałem, nie spuszczając kuferka z oczu.
–Wasz notariusz pokazał nam to miejsce dziś rano – odpowiedział kapral Llosa.
Spojrzałem na milczącego Evolę, który stał obok mnie. To dlatego obudził się dziś tak wcześnie i wbrew swoim zwyczajom przyszedł spóźniony na przesłuchanie.
–Kazaliście sprofanować grób?
–Tak, ekscelencjo.
–Skąd wiedzieliście, że to skrytka? Widzę koło ołtarza trzy inne płyty nagrobne w stanie nienaruszonym.
Giulio Battista Evola dotknął wielkiej blizny nad przesłoniętym okiem, jak zwykle kiedy chciał się zastanowić, i powiedział:
–To pomysłowa kryjówka, niemal doskonała. Zacząłem coś podejrzewać dopiero wtedy, kiedy przeczytałem wyrytą na płycie datę śmierci.
–Co w niej było podejrzanego?
–Waszym zdaniem, ile może mieć ta świątynia, rok? Obdarzyłem go zaciekawionym spojrzeniem i odpowiedziałem bez wahania:
308
–Widać, że jest jeszcze świeża, ale daję jej więcej niż rok…–Trzy lata?
–Myślę, że więcej…
–Dziesięć?
–Chyba raczej…
–Dwadzieścia pięć?
–Bracie Evola, z tego, co wiem, franciszkanie przybyli tu w tysiąc pięćset trzydziestym ósmym, zgadza się…? Starczy już tej zgadywanki! – zawołałem z irytacją, zmęczony pytaniami Evoli, choć rozumiałem, że notariusz chciał przedłużyć swoją chwilę sławy.
–Kazałem zdjąć tę płytę, bo wyryty napis mówił o księdzu zmarłym w tysiąc pięćset dwudziestym trzecim. Grób jest starszy niż świątynia… to dziwne i nielogiczne, prawda? Na pozostałych tablicach widnieją nazwiska autochtonów, z pewnością prawdziwe, i całkiem świeże daty śmierci. Najstarsza sięga ubiegłego roku. Jestem pewien, że w tych kryptach znaleźlibyśmy kości.
–Nie będziemy ich profanować – oświadczyłem – bo chyba znaleźliśmy to, czego szukamy. Ale najpierw sprawdźmy.
Kapitan i podoficer pomogli mi wyciągnąć skrzynkę na zewnątrz. Umieściliśmy ją na ołtarzu. Czułem, że moje oczy płoną niezwykłym blaskiem chciwości, pożądania i nieufności jak oczy patrzącego na cudowny klejnot leżący pośród zwyczajnych kamieni. Nadeszła z dawna oczekiwana chwila.